wtorek, 4 lutego 2025

The Scatter Archive’ notes: Wastell! Moore & Prevost! Arch Quartet! Džukljev & Thieke! Lash, Sinton & Ward! Lash & Thomas!


Najwyższy czas zajrzeć na bandcampową stronę szkockiego net-labelu Scatter Archive! W porównaniu do naszej poprzedniej wizyty (bodaj lipcowej) odnajdujemy tu mnóstwo nowych albumów, publikowanych na ogół w tempie jeden na tydzień. Edycja wyłącznie w formie digitalnej ma swoje niezaprzeczalne walory – niskie koszty produkcji i możliwość szybkiego udostępnienia nagrań.

Spośród miliona nowych płyt, jakie zostały upublicznione w drugiej połowie roku 2024 na scatterowej stronie, do poniższego omówienia wybieramy sześć.




Mark Wastell Cello-Intern XVIII

Hundred Years Gallery, Londyn, lipiec 2023: Mark Wastell – violoncello. Pięć improwizacji, 32 minuty.

Marka Wastella spotykamy ostatnio głównie za sterami drums & percussion, ale świetnie pamiętamy, iż jego prymarnym narzędziem pracy jest wiolonczela. Muzyk w latach 2022-2024 grywał raz w miesiącu solowe ekspozycje w londyńskiej Hundred Years Gallery. Nie były to koncerty, nie były to próby. Artysta przez godzinę improwizował niezależnie od tego, co akurat działo się w Galerii. W nagraniu słyszymy zatem rozmowy i inne odgłosy codziennego życia tego miejskiego przybytku kultury. Brzmienie instrumentu jest bardzo surowe, a dźwięki zbierane były zapewne jednym mikrofonem.

Szorstki, jednostrumieniowy flow instrumentu, punkowe brzmienie i rockowy niemalże temperament artysty powodują, iż trwająca niewiele ponad dwa kwadranse opowieść w pięciu częściach kipi od emocji, jest niezwykle intensywna, z rzadka sięga po bardziej stonowane, kameralne frazy. Wastell syci narrację dużą dawką post-barokowej melodyki, ale tarza się z nią po podłodze lub wznosi na palcach i spogląda na zamglone, londyńskie niebo. Bywa delikatny jak w odsłonie drugiej, bywa drapieżny jak wygłodniały kocur w czwartej. Lubi mrok, choć nie unika ulotnej taneczności, zdarza się też, że jego instrument trzeszczy w posadach, jak w części trzeciej. W końcowej odsłonie pokazuje pewną żylastość post-barokowej estetyki, znów zdaje się urokliwie gorączkować, piszczeć i skowyczeć. Niesamowite nagranie!



 

N O Moore & Eddie Prévost Scratched Earth

Hundred Years Gallery, Londyn, październik 2024: N O Moore – gitara elektryczna, Eddie Prévost – instrumenty perkusyjne. Jedna improwizacja, 24 minuty.

Tych dwóch artystów, mimo dzielących ich niemal dwóch pokoleń, ma w dorobku sporo wspólnych improwizacji, na ogół czynionych w triach i kwartetach. Tym razem, w urokliwych w okolicznościach HYG, spotykają się w duecie i w trakcie krótkiej ekspozycji decydują się nie zagrać ani jednego typowego, czystego dźwięku gitary, czy perkusji. Moore tonie w euforii amplifikacji, Prevost szyje na swoim wielkim talerzu niekończące się strumienie rezonansu. Bywa też, że obaj toną w oparach całkiem soczystego post-industrialu.

Już pierwsze dźwięki koncertu stawiają nas do pionu poziomem hałasu i intensywności. Gitarowy amplifikator furczy i rzęzi, a blask rezonującego talerza łączy niebo i piekło. Cała narracja zdaje się śpiewać, niczym pijana diwa operowa. Po pewnym czasie gitarowe preparacje zaczynają znajdować ujście w post-rockowej estetyce, z kolei akcje perkusjonalne nabierać pewnej taneczności. Opowieść trzeszczy, skrzypi i syczy, by po kilku chwilach zamienić się w ocean onirycznego ambientu. Na scenę raz za razem powraca też estetyka industrialna, ale jej wyskoki mają teraz charakter incydentalny. Koncert wieńczy … gitarowa melodia, które niesie się na dronowej strudze rezonansu.



 

Arch Quartet (Anna Homler, Tasos Stamou, David Leahy, Adrian Northover) Chummage

Arch 1 studios, West Ham, London, wrzesień 2014: Anna Homler – głos, obiekty, zabawki i urządzenia, Tasos Stamou – preparowana cytra, looper, David Leahy – kontrabas oraz Adrian Northover – saksofon sopranowy. Sześć improwizacji, 34 minuty.

Nagranie kwartetu muzyków, którzy odbyli sesję nagraniową przy okazji muzykowania z London Improvisers Orchestra, przeleżało się na czyimś twardym dysku całą dekadę, ale warto było czekać. Z jednej strony kontrabas i saksofon pod jurysdykcją artystów, których znamy i cenimy, z drugiej głos, cytra i garść elektroakustycznych zabawek ze strony tych mniej rozpoznawalnych, ale z pewnością wartych zapisania w naszych kajetach. To, co najlepsze na Chummage zdaje się dziać w pierwszej odsłonie albumu. W dalszych bywa, że nadmierna kreatywność elektroakustyków tłamsi walory brzmieniowe kontrabasu i saksofonu. W kontekście wszakże całości Arch Quartet wychodzi z tego obronną ręką.

Pierwsza improwizacja żywi się nade wszystko brzmieniem akustycznym, delikatnym pulsem drgających strun, ciepłym smyczkiem i frazującym molekularnie saksofonem sopranowym. Wokalistka najpierw cedzi dźwięki, potem rozpościera ramiona śpiewu z dalekowschodnim akcentem. Nieinwazyjne, rozdrobnione plamy elektroakustyki dodają całości odpowiedniego blasku. Począwszy od drugiej części owa dystyngowana równowaga pomiędzy tym, co akustyczne, a tym, co akustycznym być już przestało, ulega zachwianiu. Muzycy nie stronią od hałaśliwych incydentów, ale potrafią też pochylać się nad pojedynczym dźwiękiem. W kolejnych opowieściach wokalistka w folkowym zaśpiewie i cytrysta, który szuka brudu i zniekształceń, zaczynają dominować, a o tym, że wciąż jest z nami saksofonista przypominamy sobie dopiero po wielu minutach. Finałowa ekspozycja nieco ów rozchwiany obraz narracji porządkuje. Nisko osadzona introdukcja, zwinne, wielokierunkowe preparacje i głos, który płynie tembrem smyczkowej narracji. Na ostatniej prostej kwartet osiąga zaskakującą dynamikę i syci się mnóstwem udanych interakcji.



 

Marina Džukljev & Michael Thieke Motionless Pool

Kulturni Centar Vojvodine Miloš Crnjanski, Nowy Sad, Serbia, grudzień 2021: Marina Džukljev – fortepian, Michael Thieke – klarnet. Siedem improwizacji, 38 minut.

Mimo zalewu brytyjskiej muzyki improwizowanej, na łamach SA nie brakuje miejsca na spektakle kontynentalne. Pośród albumów drugiego półrocza na szczególną uwagę zasługuje album Serbki i Niemca. To doprawdy wyśmienite nagranie – z natury swej minimalistyczne, skupione na drobnych frazach, brzmieniowych i dramaturgicznych niuansach. Artyści zdają się nie wychodzić tu poza okowy swobodnej, chwilami wystudzonej kameralistyki, ale w każdym dźwięku, w każdym ruchu scenicznym czuć, jak wielkie emocje w nich drzemią.

Magię improwizacji otwarcia buduje, wprawiony w rezonans, pojedynczy dźwięk fortepianowego klawisza i suche powietrze wydychane z zimnej tuby klarnetu. Dogasające życie wytrawionej z emocji kameralistyki. W drugiej części muzycy odbywają niedługą podróż od ekspozycji perkusjonalnej na strunach i dyszach do rozśpiewanego, rezonującego strumienia zlepionych w jednej byt dźwięków inside piano i klarnetu. W trzeciej opowieści pojawia się leniwy rytm, który wiedzie w nieskończoność kolejne porcje delikatnych uderzeń po strunach i klarnetowych wyziewów. Czwarta improwizacja zdaje się kontynuować wątek części poprzedniej, ale sadowi się o trzy poziomy niżej. Prawdziwy zamęt sieją tu pojedyncze dźwięki klawisza. Kolejna odsłona, to celebracja, elegijne wyniesienia drobnych fonii z samego dna pudła rezonansowego i głębin klarnetowej tuby. Wszystko nabiera rezonującej poświaty i formuje się w jednorodną strugę akustycznego piękna. Przedostatnia improwizacja, to stygnący w bezruchu strumień matowych, wychłodzonych klawiszy i melodyjnego szumu z tuby. Z czasem wszystko nabiera pewnej soczystości, ale broczy po kolana w mrocznej mazi. W finałowej opowieści w dogorywające trzewia artystów wkrada się zaskakująca nerwowość. Szybkie oddechy, drapanie strun, szczypta hałaśliwego anturażu na moment kreują klimat niemalże post-industrialny. Jeszcze piękniejsze jest jego studzenie, wprost w objęcia ciszy zdobionej pojedynczymi dźwiękami. 



 

Dominic Lash, Josh Sinton & Alex Ward Lash.Sinton.Ward

Hundred Years Gallery, Londyn, lipiec 2024: Dominic Lash – kontrabas, Josh Sinton – saksofon barytonowy, flet altowy, głos oraz Alex Ward – klarnet, gitara elektryczna. Jedna improwizacja, 41 minut.

Lash i Ward, to artyści, których cenimy od lat, starając się nie marnować jakiejkolwiek okazji do obcowania z ich muzyką. Tu spotykamy ich w trio z saksofonistą i flecistą Sintonem, muzykiem zza Wielkiej Wody, które lubi improwizować z obywatelami Zjednoczonego Królestwa. Nagranie koncertowe charakteryzuje się sub-doskonałym brzmieniem, ale dobrze to koreluje z ponadgatunkową improwizacją, jaką serwują nam muzycy. Z jednej strony open jazz, szczególnie od Sintona, z drugiej rozhuśtana kameralistyka (gdy Ward gra na klarnecie), czy post-psychodelia (gdy ten sięga po gitarę), wreszcie Lash, który najlepiej czuje się w formule ekstremalnie kreatywnego arco & pizzicato in one note.

Koncert rozpoczyna się porcją leniwych, preparowanych dźwięków – od barytonowej doliny po klarnetowe wzniesienia, w oparach kontrabasowej różnorodności i głosu saksofonisty. Z czasem narracja przybiera formę nerwowych podskoków i free jazzowych spiętrzeń, ale bywa, że przypomina rozciąganie zwiotczałych mięśni w potoku kameralnych eksperymentów. Muzycy dobrze czują się w obu sytuacjach, choć częściej odnajdujemy ich w tej pierwszej. Tuż przed upływem drugiej dziesiątki minut Ward przesiada się na gitarę skutecznie redefiniując gatunkową estetykę spektaklu. Narracja staje nieco mniej intensywna, choć nadal jest gęsta i upstrzona ciekawymi zdarzeniami. Artyści ćwierkają jak wróbelki, by po chwili generować rozlegle strumienie ambientu i post-psychodelii, a potem na dłużej zastygnąć z rzewnej kameralistyce. Powrót do gry na dwa dęciaki i kontrabas odbywa się tu dość niespodziewanie, poprzedzony tajemniczymi frazami ze strony Warda (jeszcze gitara, czy już preparowany klarnet?). W końcowych fragmentach koncertu Sinton sięga po flet, a Lash koncertuje się na smyczkowym frazowaniu. Finalizacja jest melodyjna, istotnie rozciągnięta w czasie.



 

Dominic Lash & Pat Thomas Elements and Properties

Café Oto, Londyn, marzec 2023 (utwory 1,4) oraz Curious Ear in St Margaret's Church, Manchester, luty 2024 (2,3): Dominic Lash – gitara elektryczna, Pat Thomas – fortepian. Cztery improwizacje, 43 minuty.

Dominic Lash pozostaje na scenie, przesiada się jednak na gitarę elektryczną, co czyni ostatnimi laty bardzo chętnie. Cztery improwizacje, zarejestrowane na dwóch koncertach, czyni tu w zacnym towarzystwie Pata Thomasa wyposażonego wyłącznie w akustyczne instrumentarium. Ich wspólna opowieść najchętniej kieruje się ku free jazzowi, ale incydentalnie nabiera zaskakująco … bluesowego posmaku, zarówno ze strony rytmicznie uwarunkowanego pianisty, jak i niekiedy dość melodyjnie frazującego gitarzysty.

Skupione otwarcie bazuje na frazach inside piano i stłumionych, post-bluesowych introdukcjach gitary. Pierwsza improwizacja dość szybko wpada we free jazzowy tumult, sycony adekwatną porcją emocji. Druga opowieść, która stanowi niemal połowę płyty, mieni się intrygującą różnorodnością. Początek tkany jest z gitarowych plam psychodelii i post-klasycznej repetycji piana. Muzycy leniwie snują się po scenie, sięgają po atrybuty ballady, chętnie pochylają nad brzmieniowymi detalami, jakby zbierali siły na bardziej temperamentne resume. Pozostała część albumu, to dwie krótsze odsłony, oparte zarówno na ponadgatunkowej refleksyjności, jak i tanecznym pulsie pianisty i post-bluesowym, niemal rockowym frazowaniu gitarzysty. Końcowa część koncertu lepi się na starcie z drobnych, szumiących fraz, potem przybiera postać free jazzowego marszu, wreszcie kona w ciepłej melodyce.

 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz