czwartek, 23 listopada 2017

Phicus! - Plom, czyli chemia roślinności!


Uwaga! Trybuna Muzyki Spontanicznej i jej przemądrzały Pan Redaktor, są współwydawcą tej płyty! Wszelkie słowa zachwytu, jakie za chwilę przeczytasz, mogą być podyktowane jedynie chęcią zwiększenia sprzedaży! Innymi słowy – dalej czytasz na własną odpowiedzialność!


Czas i miejsce zdarzenia: 4 listopada 2016r., Saudades Studio, Canovelles (prowincja Barcelona).

Ludzie i przedmioty: Ferran Fages – gitara elektryczna, Àlex Reviriego – kontrabas i Vasco Trilla – perkusja.

Co gramy: muzyka swobodnie improwizowana, pod którą podpisują się jej twórcy, czyli muzycy tworzący trio (all music by Phicus).

Efekt finalny: siedem improwizacji, opatrzonych tytułami (łącznie niespełna 44 minuty), wydane pod szyldem Phicus, a zatytułowane Plom (Multikulti Project/ Spontaneous Music Tribune Series, 2017).




Wrażenia subiektywne/ przebieg wydarzeń:

Clor 1. Rock zatrzymał się w miejscu i pyta o drogę. Jego gitara, w znoju nieoczywistych decyzji stylistycznych i kolokwialnych rozwiązań dramaturgicznych, stoi na rozdrożu, niczym bohaterowie Down by Law Jima Jarmuscha. Kontrabas i perkusja brną z mniejszym pokładem wątpliwości i od startu poszerzają granice możliwości tej opowieści. To rozmowa, w której ilość pytań nie sumuje się z ilością odpowiedzi. Gitara elektryczna, która brzmi jak akustyczna, kontrabas, który kręci się wokół własnej osi i perkusja, która jest armią talerzy w stanie permanentnego rezonansu. Dźwięki wydawane przez instrument Fagesa pachną chlorem, konstytuując tytuł utworu. To żywy blues, który pęcznieje z każdym uderzeniem Trilli w werbel.

Plom 1. Sekcja rytmiczna stawia się do pionu i gna dynamicznie na złamanie karku. Reviriego wisi na strunach, Fages eskaluje w estetyce zdrowego punk & noise. Krótka, nieoczywista narracja, która z czasem zakleszcza się do wewnątrz.

Crom 1. Stop narracyjny, ze wszystkich stron otoczony ścianą oniryzmu. Każdy napotkany przedmiot sonoryzuje, choć nie wszystkie zdają się być instrumentami w dosłownym rozumieniu tego pokrętnego terminu. Chrom czyli śmierć. Głęboki smyk maltretuje struny kontrabasu. Gitara spowita w ambientowy metal, wydobywa dźwięki jakby spoza pudła rezonansowego. Talerze w konwulsji. Narracja gęstnieje, stanowiąc połączenie klimatów wczesnego Sonic Youth i silnie upalonego Charlesa Mingusa, który zapomniał, co to swing. A może Petera Kowalda, wyzbytego wszelkich skrupułów. Pod koniec numeru, odważny krok w kierunku tablicy Mendelejewa. 9 minuta – mamy wrażenie, jakby muzycy odsłuchiwali utracony soundtrack do kolejnego sezonu Twin Peaks. Ostre zejście w dół.

Crom 2. Znów spokój, który jest niepokojem. Narracja snuje się po gryfie kontrabasu, gitara pobrzmiewa z odległości trzech galaktyk. Trilla ledwie dotyka krawędzi swych tomów. Skupienie, bo każdy krok może być tym ostatnim. Smyczek w rękach Reviriego wpada w drobną konwulsję. Instrument Fagesa skrzy suchym entuzjazmem. Wibratory perkusji ruszają do tańca. Misterium słońca, które nigdy nie wschodzi. Black doom improv! Wybrzmienie wisi na smyku, oświetlanym feerią świecidełek z magicznej walizki Vasco. Ferran pojękuje dźwiękami nieartykułowanymi. Te dwa depresyjne Chromy, to prawie pół płyty, a będzie jeszcze trzeci!




Plom 2. Powrót na tron punkowej estetyki. Nowojorski no wave chciałby mieć w swoim portfolio takiego gitarzystę jak Fages! I z takim backgroundem niskich częstotliwości. Gitara iskrzy się do wewnątrz i wyprowadza ten numer na estetyczne manowce, czemu towarzyszy urocze wybrzmiewanie kontrabasu.

Clor 2. … Chlor ponownie roznosi swój odór. Narracja, niczym odrobinę spokojniejsza repryza pierwszego fragmentu na płycie. Smyk skowycze i tańczy na gryfie krokiem wspak. Dzwonki, mini wibratory i tłuste plamy krwi ogorzałej gitary. Kontrabas gra sonaty Bacha, które bezpowrotnie utraciły dziewictwo, a chcą jeszcze więcej! Kobiece uda instrumentu pełne są słodkiego potu, a gitarowe wiosło od dłuższej chwili pozostaje w stanie silnej erekcji.

Crom 3. Permanentny rezonans wywołuje z lasu trzeci i ostatni już Chrom. Kontrabas jęczy i plącze się w zeznaniach. Reakcja gitary pełna jest chłodu i apatii. Każdy instrument gra tu nietypowe dla siebie sekwencje dźwięków. Kto wejdzie w ten tygiel po raz pierwszy, nie rozpozna źródeł dźwięku, ani nazw przedmiotów je wydających. Finałowa narracja wręcz stoi w miejscu, ale jej uroda wygrywa wszystkie konkursy piękności. Wybrzmienie, jak krople chromowanego deszczu o poranku. 


****



Phicus zagra w Polsce trzy koncerty:

30 listopada w Łodzi (Klub Format) - z gościnnym udziałem Pawła Sokołowskiego (saksofony).
1 grudnia w Warszawie, w ramach 13ego Mózg Festiwalu (Mózg Powszechny).
3 grudnia w Poznaniu (Dom Tramwajarza) - cztery sety, w tym dwa solowe,
a także duet Vasco Trilli z Pawłem Doskoczem (gitara elektryczna).

Zapraszamy!

1 komentarz: