wtorek, 9 listopada 2021

Niklas Fite & Raymond Strid! Avec!


Dziś szybka teleportacja do Szwecji i spacer po otwartej przestrzeni w dobrych słuchawkach! Nie zapraszamy jednak na odsłuch odgłosów przyrody, tudzież inne, konceptualne doświadczenia field recordings, ale na pełnowymiarowy, soczysty spektakl swobodnej improwizacji na gitarę, incydentalnie banjo oraz perkusję, która na ogół przyobleka tu szaty instrumentów perkusyjnych.

W rolach głównych dwaj Szwedzi, których dzieli nie jedno, ale nawet dwa pokolenia! Z jednej strony jeden z najważniejszych swobodnie improwizujących perkusistów świata, Raymond Strid, który całkiem niedawno osiągnął wiek emertytalny, z drugiej prawdziwy, bezczelny młodziak, jeszcze przed trzydziestką, Niklas Fite - facet, którego personalia winniście koniecznie zapamiętać!

Swobodna improwizacja tych Panów odbywa się na ogół na granicy ciszy, zatem zgodnie z pierwszym zdaniem naszej opowieści, przed skupionym odsłuchem należy zaopatrzyć się w dobre słuchawki. Free impro for headphones! Welcome!

 


Od startu zjawiskowego Avec niemal do samego jego końca Szwedzi tkają opowieść z mikro dźwięków, które jedynie from time to time łączone będą w bardziej rozbudowane konstelacje, tudzież plejady odrobinę bardziej dynamicznych zdarzeń fonicznych. Na samym początku odnieść można wrażenie, iż ze strun gitary spływają ledwie opiłki dźwięków, które na wolnym powietrzu szukają zaprzyjaźnionych fonii płynących z perkusyjnego werbla. Tam, w bliżej nieokreślonych okolicznościach przyrody, Strid umieszcza przedmioty, które jakby mimowolnie wydają z siebie drobne dźwięki. Muzyk liczy krawędzie, sprawdza mocowania talerzy, oddycha wraz ze swym instrumentarium. Dramaturgia tego spektaklu opiera się delikatnej pajęczynie relacji, jakie muzycy konstruują nad wyraz skrupulatnie, malując definitywnie lekkim pędzlem. To jakby mozolna praca włókien tkackich, które plotą wielki gobelin z elementów niemal niesłyszalnych gołym uchem. W tym niemal unoszącym się w powietrzu strumieniu dźwięków, od czasu do czasu pojawiają się zajawki pewnych struktur rytmicznych, ale ponieważ artyści donikąd się nie spieszą, na ogół porzucają te pomysły, czasami niemal w półdźwięku. Dostojnie spacerują po bliżej nieokreślonej przestrzeni niczym poszukiwacze fraz, które leżą na strychu przykryte grubą warstwą kurzu. Na zakończenie pierwszej, ponad 20-minutowej improwizacji, muzycy serwują nam delikatnie preparowane frazy, zapraszając nas do wnętrza swojej muzycznej przygody.

Na starcie drugiego nagrania rezonują talerze, a mikrobiologia strun sprawia, iż nasze skupienie od pierwszej sekundy rośnie w tempie geometrycznym. Perkusjonalne akcesoria zaczynają pojękiwać, niczym wataha małych instrumentów dętych. Opowieść zdaje się być jeszcze bardziej molekularna niż poprzednio, toczy się niczym filigranowe opowieści strunowej edycji Spontaneous Music Ensemble kilka dekad temu. Być może tej parze artystów brakuje jeszcze dramaturgicznej precyzji poprzedników, pewnego nerwu kreacji, ale synergia wynikająca z ich działań zdaje się rosnąć z każdą sekundą tego niezwykłego spektaklu. Na tym etapie improwizacji są jeszcze szeroko rozlanym strumieniem fonii, które wchodzą ze sobą w bystrzejsze interakcje dość incydentalnie, ale – uprzedźmy wypadki – gdy docierać będą do mety tej opowieści, staną się już jednym, rozimprowizowanym, muzycznym ciałem. Tymczasem skupiają się na generowaniu stosunkowo czystych fraz, a jeśli decydują się na preparowanie swych instrumentów, czynią to okazjonalnie, w ramach stylowych ornamentów. Pod koniec drugiej improwizacji, ponad 10-minutowej, znów szukają pewnej dynamiki, meta rytmu i budują na jej bazie całkiem efektowne zakończenie.

W trzeciej odsłonie w miejsce gitary pojawia się banjo. Dźwięki ze strun wydają się być delikatnie modulowane, ale jakby bardziej suche. Świetnie konweniują wszakże z małym, subtelnym drummingiem kreowanym na talerzach i drobnym fragmencie werbla. Strunowiec buduje tu nieco abstrakcyjne frazy, perkusja zaś - dla kontrastu - pracuje po raz pierwszy tego dnia w trybie bardziej typowym dla tego rodzaju instrumentu. Nadyma się lekką dynamiką niczym żagle dwumasztowca na szerokiej połaci małego oceanu. Banjo bystrze podczepia się pod olinowanie i duet zaczyna płynąć intrygującym strumieniem dźwięków, które drżą i wibrują w dalece imitacyjny sposób. Ponad dwanaście minut improwizacji mija tu niczym ułamek sekundy.

Na starcie finałowej improwizacji (ledwie 6-minutowej) mamy wrażenie, iż grają dla nas dwa zestawy filigranowych perkusjonalii. Tu znów wszystko wydaje się wibrować, szukać przestrzeni i efektownie wzdychać. Muzycy, którzy już na wejściu zakładali pewien dramaturgiczny minimalizm, tutaj naprawdę cedzą już każdy dźwięk przez zaciśnięte zęby. Gdy dostrzegą metę, puszczają jednak wodze fantazji i dają się unieść ostatniemu powiewowi porannej bryzy.

 

Niklas Fite & Raymond Strid Avec (Niklas Fite’ bandcamp, DL 2021). Niklas Fite – gitara akustyczna i banjo, Raymond Strid – perkusja, instrumenty perkusyjne. Nagrane w sierpniu 2020 roku. Cztery improwizacje, łączny czas - 50:49.

 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz