piątek, 26 maja 2023

The May’ Round-up: Selva! Lai! Made of Bones! Brick Quartet! Nästesjö & Sandell! Orins! Aphar & Cruz! Yamada! Lingua del Sì!


Majowa zbiorówka recenzji gotowa! Zgodnie z wielowiekową tradycją ekstremalnie multigatunkowa, pełna krwistej improwizacji, doposażona w kilka nowych, intrygujących nazwisk do zapamiętania, goszcząca też całą masę naszych dobrych znajomych! Dziewięć ważnych powodów, by poczytać i posłuchać!

Dziś w zestawie duży pakiet nowości iberyjskich, ponadto akcent kanadyjsko-nowozelandzki, trochę Francji, Szwecji i Szwajcarii. Tym razem bez wątków krajowych, ale pewnego lokalnego muzyka doszukamy się w jednej z iberyjskich propozycji!

Słowo się rzekło, zaczynamy w Lizbonie ponadgatunkową porcją ekspresji, potem post-jazzowa Barcelona, znów Lizbona, tym razem równie psychodeliczna, jak fussion-jazzowa, wreszcie free jazz z Kanady. Po tej porcji dość dynamicznych wydarzeń zapraszamy na swobodnie improwizowany duet ze Szwecji, dwie dalece nietypowe propozycje z Francji (choć niemal same znane nazwiska!), kwantowy eksperyment z Barcelony, wreszcie garść swobodnej improwizacji na instrumentach dawnych, tu z krajowym wydawcą!

So welcome to hell and heaven of free impro!



 

The Selva  Camar​ã​o​-​Girafa (Clean Feed, CD 2023)

Namouche Studios, Lizbona, grudzień 2021: Ricardo Jacinto – wiolonczela, elektronika, harmonium (w jednym utworze), Gonçalo Almeida – kontrabas, elektronika oraz Nuno Morão – perkusja, instrumenty perkusyjne. Sześć utworów, 39 minut.

Portugalskie trio znamy i cenimy od lat, również za to, iż swoją ponadgatunkową propozycję estetyczną ubiera w zgrabne szaty powabnych, melodyjnych, niekiedy wręcz piosenkowych ekspozycji. Nowa płyta nic tu nie zmienia, może jedynie poszerza i tak już pokaźny zasób stylistycznych inspiracji. Od zwiewnej kameralistyki, przez rockowe emocje, aż po post-akustyczne electro. A wszystko przy użyciu wiolonczeli, kontrabsu i perkusji, oczywiście z istotną podpórką elektroniczną.

Pierwsza piosenka łączy urok post-barokowego śpiewu wiolonczeli z mrokiem kontrabasowych dronów. Wyjątkowo powolne otwarcie nabiera tu tempa dzięki świetnej pracy perkusisty. W drugiej opowieści rytmicznie szarpane struny wprowadzają flow w otchłań prawdziwie rockowych emocji, sfuzzowanego brzmienia i skocznej jak oberek dynamiki. W kolejnej części toniemy w post-gitarowych sprzężeniach, syconych dubowym oddechem niekończącej się przestrzeni dźwięku. Czwarta opowieść, to niemal rockowa piosenka (choć bez tekstu). Rytmiczny flow perkusji, stylowy drive kontrabsu i wiolonczela, która pięknie frazuje niemal czystym tembrem. I jak tu nie pójść w kompulsywne tango? W piątej odsłonie muzycy budują niezwykle filigranową narrację, która szybko odnajduje zasadną dynamikę. Owo post-akustyczne drum’n’bass zaczyna nabierać z czasem niemal elektrycznej gęstości. W tle zaś snuje się urokliwy, mroczny ambient. Ostatnią ekspozycję otwiera post-barokowe cello. Gorące westchnienia nabierają tu mocy, niemal tanecznego kroku, łapią dynamikę i kończą efektowny album w strugach rockowej ekspresji. Ot, i cała Selva!



 

Clara Lai  Corpos (Phonogram Unit, CD 2023)

Rosazul Studios, Barcelona, kwiecień 2022: Clara Lai – fortepian, Àlex Reviriego – kontrabas oraz Oriol Roca – perkusja. Sześć utworów, 39 minut.

Corpos, to prawdziwie iberyjska perła – Katalończycy w portugalskich barwach! Trio z fortepianem w roli inicjatora, ogniska zamysłów kompozytorskich - wszystko tworzone jednak w klimacie dalece kolektywnej improwizacji. Do tego klasa każdego z muzyków! Świetny album post-jazzu, który doskonale czuje się także w obszarze dźwięków preparowanych i wszelkich dostępnych technik rozszerzonej artykulacji. Osobne brawa dla kontrabasisty, choć na tych łamach, to fakt oczywisty!

Początek nagrania definitywnie jazzowy, z kontrabasem i perkusją w roli introduktorów i bystrym pianem płynącym wprost z gorącej klawiatury. Już druga odsłona wpycha nas w przestrzeń dźwięków preparowanych – smyczkowy dron kontrabsu, wytłumione deep drums i smutne, minimalistyczne piano w kameralnym suspensie. W kolejnej części pianistka sięga po frazy grany inside, a w utworze czwartym buduje rozległą, choć filigranową, post-klasyczną ekspozycję, wyposażoną w ciekawą, nieco zwichrowaną rytmikę. Kontrabas i perkusja wchodzą do gry po kilku minutach z bujny pakietem dźwięków i ekspozycjami solowymi. Piąta improwizacja zdaje się być kluczową pod każdym względem. Inside piano, zmysłowy smyczek i talerze w rezonansie. Muzycy pokonują długą drogę z głębokiej krypty na deszczową powierzchnię racząc nas cudowną paletą powykrzywianych dźwięków. Popisowa rola przypada tu kontrabasiście, który post-barokowym tembrem buduje mroczny, tłusty flow. W roli wisienki na torcie minimalistyczne frazy pianistki. Finałowa opowieść wydaje się nad wyraz delikatna, pełna rezonujących fraz, rodzaj leniwej post-ballady z fortepianem w roli głównej.



 

Made of Bones  Handgun (Phonogram Unit, CD 2023)

Profound Whatever Studio, Pesinho, październik 2022: Duarte Fonseca - perkusja, João Clemente - gitara, Nuno Santos Dias – waldorf oraz Ricardo Sousa - kontrabas. Dziesięć utworów, 40 minut.

Portugalski kwartet złożony z muzyków o całkiem świeżych dla nas personaliach, to intrygująca zabawa w fussion-jazz z udanymi plamami rocka i post-ambientu, smakowicie wiedziona brzmieniem kwaśnego instrumentu klawiszowego zwanego waldorf. Nagranie, składające się z jednej, trwającej cztery dziesiątki minut improwizacji, podzielonej na dziesięć odcinków, pełne jest dramaturgicznych subtelności, a prowadzone w dalece nieśpiesznym, definitywnie portugalskim tempie.

Otwarcie albumu trwa ledwie trzy minuty, a szyte jest ostrym, kolektywnym ściegiem z odpowiednią dawką emocji. Potem artyści zwalniają i zaczynają snuć kwaśną, podszytą dubowym echem opowieść. Okazjonalnie łapią dynamikę, wpadają w zmyślny rytm, sycą improwizację zrównoważoną porcją hałasu. Świetnie czują się w leniwych, choć nerwowych sekwencjach short-cuts (choćby w części czwartej), udanie kreują bardziej melodyjne, jazzowe wątki (m-base’owa gitara w części piątej). W szóstej opowieści najpierw bawią się w małą radiotelegrafię, potem szyją meta balladową narrację, która płynie dość melodyjnym strumieniem. Ciekawie dzieje się części siódmej, która zaczyna się mroku, a klejona jest z drobnych fraz, także sampli. Z czasem opowieść łapie jazz-rockowy drive i zdaje się być jednym z najlepszych momentów płyty. Ostatnie trzy odcinki powracają do leniwego tempa, kreują narrację nadymając dźwięki, a nie szukając dynamiki. Gitara frazuje tu na jazzowo, klawisze płyną strugą ambientu. W końcowej narracji gitarze bliżej jest do estetyki rocka, a waldorfowi do post-psychodelii. Album kończy efektowne spiętrzenie, niepozbawione znamion hałasu.



 

Brick Quartet with Yves Charuest  Passing the Buck (Small Scale Music, DL 2023)

Feu La Passe, Montréal, wrzesień 2015: Jeff Henderson – saksofon altowy, Vicky Mettler – gitara elektryczna, Jacob Desjardins – perkusja, instrumenty perkusyjne, Raphaël Foisy - bas elektryczny, cigar-box-noise-maker & screaming rubber chicken oraz Yves Charuest – saksofon altowy. Trzy utwory, 45 minut.

Ponadkontynentalny, kanadyjsko-nowozelandzki kwartet w towarzystwie znamienitego kanadyjskiego saksofonisty, to kolejna w dzisiejszym zestawie propozycja okołojazzowa. Tym razem wszakże pełna ekspresji, free jazzowych, dętych kawalkad, oparta na sile elektrycznej gitary i takiegoż basu, zatem skora do post-rockowych, tudzież psychodelicznych wycieczek. Koncert ma już osiem lat, ale wiele wskazuje na to, że warto było na niego czekać.

Pierwsze dwie części koncertu są jednym strumieniem dźwiękowym, zatem być może setem głównym spektaklu. Początek jest nieco chaotyczny, rodzaj gry rozpoznawczej. Dość szybko muzycy formują się w szyk free jazzowy, rozhuśtani lekkim wiatrem, ale podążający we wspólnie obranym kierunku. Dwa alty w nieustannej dyskusji, bystra, niekiedy post-rockowa gitara i kompulsywny bas, który tworzy wyśmienitą bazę dla improwizowanych popisów. Jakość brzmienia całego kwintetu nie jest tu perfekcyjna, ale sprzyja free jazzowym emocjom. Pierwsze istotne wytłumienie jest okazją do zmiany numeru traku. Początek drugiej części snuje się na poły hałaśliwymi dronami, nie brakuje w nim ciekawych, preparowanych fraz na gryfach obu gitar. Saksofony krzyczą i dość szybko kierują band ku ekspresyjnemu wzniesieniu. Narracja łyka dużo jazzu, a kończy się niemal brotzmannowską zadumą i melancholią. Finałowa część koncertu wydaje się na tle poprzednich dość filigranowa, przynajmniej w swej fazie początkowej. Leniwe flażolety, saksofonowe oddechy i funkowe grepsy basu, całość zaś doposażona ciekawymi preparacjami perkusisty. Z czasem improwizacja wpada w bystry półgalop, po czym gaśnie nie bez perturbacji związanych z ekspresyjnym zachowaniem gitarzysty.




Johannes N​ä​stesj​ö​/ Sten Sandell  Duo 230204 (Bandcamp’ self-release, DL 2023)

KoncerKirken, Szwecja(?), luty 2023: Johannes Nästesjö – kontrabas oraz Sten Sandell – fortepian i głos. Jedna improwizacja, 31 i pół minuty.

Studyjnym nagraniem tych dwóch wspaniałych szwedzkich improwizatorów zachwycaliśmy się nie dalej, jak kilka tygodni temu. Teraz powracają do nas z nagraniem koncertowym, popełnionym minionej zimy, zapewne w ramach promocji albumu Duo akt I-VIII. Ledwie kwadranse z sekundami, a jaki ładunek emocji i jakości!

Duet nie dość, że jest krótki, to jeszcze wiele jego początkowych minut, to solowa ekspozycja pianisty. Czego tu nie ma? Post-klasyczne intro z klawiatury, leniwe, ale niepozbawione ekspresyjnych zdobień, efektowny półgalop, akcenty inside piano, moc czarnych klawiszy, kilka dźwięków głosowych i na finał części solowej pełnokrwista galopada. Kontrabas budzi się do życia rozśpiewanym, post-barokowym smyczkiem, który wchodzi w filigranowe interakcje z pianem, niczym luźna rozmowa przy porannej kawie. Gdy kontrabas przechodzi w tryb pizzicato, opowieść nabiera post-jazzowego charakteru, zdobiona post-klasycznymi akcjami pianisty. Gdy wraca do arco, improwizacja nabiera cech kameralnej wspaniałości. Narracją rządzi wszakże dyktat ciągłej zmiany i każdy z muzyków czuje się w tej sytuacji bardzo komfortowo, doskonale panując nad indywidualną, jak i duetową dramaturgią. Za zmiany tempa zdaje się tu odpowiadać pianista, za zmiany w gęstości szyku improwizacji – kontrabasista. Pod koniec koncertu flow najpierw wpada w półgalop, potem grzęźnie w mgle dark chamber. Na ostatniej prostej emocje znów idą ku górze, dzięki mocy fortepianowych klawiszy zaczepionych o smugę kameralnego smyczka. Po burzy oklasków artyści serwują nam jeszcze skromny encore, doposażony w sporą dawkę free jazzu.




Peter Orins  Dead Dead Gang (Circum-Disc, CD 2023).

La malterie, Lille, wrzesień 2022: Maryline Pruvost – głos, Indian harmonium, Barbara Dang – fortepian, Gordon Pym – elektronika, obiekty amplifikowane oraz Peter Orins – perkusja i kompozycja (inspirowana tekstem Alana Moore’a Jerusalem). Cztery utwory, 44 minuty.

Kwietniowe nowości francuskiego Circum-Disc zaskakują! Najpierw kwartet dowodzony przez naszego ulubionego muzyka z Francji, który skomponował improwizowaną opowieść, dla której inspirację stanowiła literatura. Dodatkowo do kwartetowego instrumentarium wybrał zestaw dalece nietypowych narzędzi. Z jednej strony Orins określa Dead Dead Gang (świetna nazwa!) mianem wyjątkowo alternatywnej wersji muzyki … pop, z drugiej, w praktyce realizacji, urokliwie grzęźnie w elektroakustycznych, silnie predefiniowanych improwizacjach. Efekt w swej fazie początkowej zdaje się nas zachwycać, jednak dalszej części nagrania brakuje bardziej rozbudowanej dramaturgii i emocji typowych dla swobodnej improwizacji.

Aurę filigranowej, pełnej brzmieniowych subtelności opowieści otwarcia kreują tu typowe dla Orinsa perkusjonalne preparacje (klasa!), plamy inside piano, kobiecy, filigranowy śpiew i męskie szepty, także szczypta harmonium i elektroakustyczne tło. Narracja toczy się nad wyraz leniwie, ale ma swój rytm, a także pewną dramaturgiczną powtarzalność. Ta ostatnia cecha staje się fundamentem kolejnych części albumu, do tego miana kandydować może także niemal konceptualny minimalizm w kreowaniu akcji scenicznej. Osią drugiej części wydaje się harmonium, ale flow nie jest linearny, tworzą go incydentalne skupiska dźwięków. Całość przypomina wystudzony, martwy marsz w nieznanym kierunku. Płyta nabiera nieco wigoru w części trzeciej, ale nie dzieje się tak od razu. Początek utworu wspiera radiowy głos z offu, z kolei zakończenie udanie zdobi pewna ulotna, ale dość mroczna aura, także frazy inside piano i recytacje. Finałowa ekspozycja powraca do formuły minimalistycznej. Orins sugeruje drobny rytm, dobrze pracuje elektroakustyczny background, a wokalistka serwuje nam … wulgaryzmy w języku Szekspira. Rodzaj pokrętnej piosenki w proteście.



 

Léon Aphar & Ivann Cruz  Aphar's Cave (Circum-Disc, CD 2023)

La Renaissance, Lille, październik 2021: Léon Aphar – gitara i głos, kompozycje (z wyjątkiem trzech) oraz Ivann Cruz – gitara i głos. Osiemnaście utworów, 60 minut.

Druga z francuskich nowości zaskakuje jeszcze bardziej! Oto duet gitar akustycznych i zestaw ponadgatunkowych … piosenek. Słucha się tego z niekłamaną przyjemnością (zwłaszcza dynamicznych protest-songów!), z drugiej wszakże strony album jest dość długi i dla impro-fanów może wydawać się w fazie końcowej mniej intrygujący. Ale kunszt instrumentalny i wokalny obu artystów i ich erudycja muzyczna - na kosmicznym poziomie!

Aphar i Cruz dość solidarnie dzielą się tu obowiązkami, każdy z nich ma przestrzeń na gitarowe ewolucje (na ogół prowadzone różniącymi się od siebie strumieniami narracji), każdy swoje do powiedzenia i zaśpiewania. W tej drugiej sferze muzycy często wchodzą w dialog, czasami nawet na siebie krzyczą. Z osiemnastu zaprezentowanych na albumie piosenek doprawdy każda jest inna. Mamy tu rewolucyjne pieśni żalu i udręki, post-folkowe narracje pełne blasku i emocji, bluesowe ballady i piosenki z … niemieckim tekstem. Nie brakuje brudnych, wręcz psychodelicznych brzmień, ani cytatów z klasyki rocka, folku, czy bluesa. Także powykręcanych narracji w stylu pijanej amerikany, tudzież bluzg w stylistyce szantowej. I co najważniejsze, obaj artyści świetnie się bawią racząc nas tym niesamowitym zbiorem … prostych piosenek.




Reiko Yamada  Interpreting Quantum Randomness (Phonos, LP/DL 2023)

Phonos, Barcelona, październik 2021: Reiko Yamada – syntezator analogowy, media mieszane, notacje graficzne (utwory 1-3,6), Ángel Faraldo – maszyna perkusyjna, obiekty, media mieszane (4,6), Barbara Held - flet (2,3), Andrés Lewin-Richter – media mieszane (5), Artur Majewski – kornet i elektronika (1,3), Ilona Schneider - głos (2,3) oraz Vasco Trilla – instrumenty perkusyjne (3,5). Sześć utworów wedle koncepcji Reiko Yamady i Macieja Lewensteina, 42 minuty.

Precyzyjnie skonstruowana improwizacja w procesie interpretacji kwantowej losowości? Why not! Ciekawych naukowego backgroundu odsyłamy na bandcamp wydawcy albumu, a tu – jak zwykle – skupiamy się na dźwiękach. Sześć elektroakustycznych opowieści, zrealizowanych siłami barcelońskimi (główna kreatorka jest w tej chwili rezydentką tego pięknego miasta), przy drobnym wsparciu krajowym, to intrygująca przygoda dla tych, którzy otwarci są na analogową elektronikę i akustyczne cuda doskonałych improwizatorów. Całość smakować winna szczególnie osobom o dużej wyobraźni, śmiało stanowić bowiem może soundtrack do psychodelicznego horroru. Utwory omawiamy wg opisu płyty, choć w realu nagrania obu stron przezroczystego winyla są zamienione (czyżby efekt kwantowej losowości?).

Pierwszy utwór na płycie budują elektroniczne pulsacje, niektóre dość filigranowe, inne dalece basowe. Na ich tle ściele się kornetowa chmura dźwięków wspartych elektroniką. Z czasem narracja gęstnieje i nabiera niemal post-industrialnego posmaku. Drugi utwór jest w pełni akustyczny i zdaje się być swobodną, delikatną improwizacją na flet i głos damski. Najciekawiej dzieje się w trzeciej odsłonie albumu, gdy do wspomnianego duetu dołącza kornet, perkusjonalia i lekka, syntetyczna powłoka syntezatorowych brzmień. Bystra, czuła na niuanse brzmieniowe i dramaturgiczne, dobrze zaplanowana improwizacja. Druga strona winyla robi zdecydowany krok w mroczne, nieznane przestrzenie fizyki kwantowej. Najpierw dostajemy się w wir bilardowej akcji maszyny perkusyjnej, z czasem wzbogaconej dość subtelnym ambientem. W kolejnej części toniemy w basowych pulsacjach i onirycznych plamach post-ambientu. Narracja nabiera tu mroku i grozy niemal z każdą sekundą. Wreszcie finałowa opowieść, budowana zgrzytającą, usterkową elektroniką, która także z czasem nosić zaczyna znamiona nerwowego dark ambientu.



 

Lingua del Sì  Forbidden Color (Antena Non Grata, CD 2023)

Carovana091, Locarno, maj 2022: Sandra Weiss – bassoon, Rodolphe Loubatière – werbel, Anna-Kaisa Meklin - viola da gamba, Violeta Motta – flety przestawne i hybrydowe. Siedem utworów, 44 minuty.

Albumy dzisiejszej zbiorówki nie przestają nas zaskakiwać choćby na moment. Na finał muzyka swobodnie improwizowana, pełna naszych ulubionych technik rozszerzonych, wykonywana na instrumentach dawnych. Wcale nie subtelna, nie zawsze wyciszona, dalece głęboka i akustycznie dotkliwa. Innymi słowy – sam miód!

Szum pustej przestrzeni, tajemnicze kroki, puste oddechy, pierwsze strunowe boleści i incydentalne podmuchy hałasu z nieznanego źródła - aura otwarcia zadaje pytania i nie daje prostych odpowiedzi. Mechanika metalowych przedmiotów, czerstwej ciszy i kreatywnego minimalizmu. Muzyka dawna dewastowana urokami współczesności. Druga opowieść budowana jest dłuższymi frazami, które pracują z echem, kolejnym instrumentem tej szalonej zabawy z dźwiękiem. Tu kropkę nad „i” stawia masywny bassoon. W trzeciej odsłonie, pośród szumu nieistniejącego morza i pomruku martwych obiektów, odbywa się prawdziwa ceremonia skupienia. Ciężka praca przynosi tu efekt w postaci gęstego post-baroku, która łapie ochłapy ekspresji. Na czele czwartej opowieści viola da gamba, która cierpi katusze. Reszta instrumentów formuje się tu w dron współczujących. W piątej części cała ta szalona orkiestra bierze głęboki oddech, ale jeszcze nie kona. W szóstej z kolei przybiera formę krzyku, który zdaje się płynąć znikąd donikąd. Długie pociągnięcia pędzlem i rytuał gorzkich żali. Końcowa improwizacja stawia na śpiew – viola, bassoon i flet toną w mrukliwej melodii pożegnalnej.

 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz