O brytyjsko-belgijskim Kodian Trio wiemy wszystko, śledzimy ich każde artystyczne tchnienie ze zdwojoną uwagą, znamy wszystkie płyty, byliśmy – co oczywiste - na pewnym spontanicznym koncercie pięć lat temu, gdy Colin Webster, Dirk Serries i Andrew Lisle pichcili w poznańskim Dragonie swoje jakże oryginalne, free jazzowe danie.
Kodian za rok kończy dziesięć lat, a teraz, póki co,
prezentuje najnowszy album koncertowy, który nas, wytrawnych znawców tematu,
niczym nie zaskakuje, ale radości z odsłuchu i obcowania ze sztuką pisaną
dużymi literami dostarcza kosmiczne wprost ilości. Samo zaś nagranie dość
szybko sforuje się na listę najciekawszych nagrań gatunku upublicznionych w
roku 2024.
So, welcome to Black
Box!
Artyści rozpoczynają spektakl kolektywnym, zrównoważonym pod
względem dynamicznym strumieniem post-jazzowych interakcji. Saksofon altowy
wydaje się być na starcie najgłodniejszy z tej trójki niszczycieli. Płynie wysokim
wzgórzem i szuka drobin melodii w kosmicznym pyle dźwięków. Tymczasem perkusja skrupulatnie
stempluje ścieg improwizacji, a gitara szuka natchnienia w post-rockowych
ornamentach. Muzycy zwinnie zagęszczają flow,
ale nie idą tango. W pełni kontrolują przebieg wydarzeń, a pierwsze, ledwie śladowe
spowolnienie serwują nam jeszcze przed upływem piątej minuty. Po niezbyt rozbudowanej
fazie stonowanych dronów artyści kręcą nową spiralę improwizacji - Colin i
Andrew moszczą się w locie wznoszącym, Dirk sadowi na ambientowym płaskowyżu.
Kolejny przystanek syci się już drobnymi porcjami ciszy, dostarcza plejady drobnych,
preparowanych fonii. Znów jednak trwa tylko kilka chwil. Dalsza faza pierwszego
seta przypomina huśtawkę. Emocje falują, muzycy raz za razem podsyłają nam
dźwiękowe i dramaturgiczne perełki. Tu kołem zamachowym narracyjnego zagęszczenia
jest definitywnie drummer, który w okolicach
18 minuty doprowadza improwizację do prawdziwie free jazzowego ukropu. Ostatnie
kilka minut pierwszej odsłony koncertu toczy się w mglistej aurze wystudzonych,
balladowych dronów – najpierw to duo saksofonu i gitary, potem trio wsparte na perkusyjnych
szczoteczkach.
Otwarcie drugiego seta zdaje się być szczególnie urokliwe.
Lepi się z dźwięków rezonującego talerza, mrocznego ambientu gitary i szumów z saksofonowej
tuby. Narracyjna intryga tkana tu jest z drobnych, filigranowych fraz. Jej
narastanie trwa wiele minut, a muzycy znów mają wszystko pod kontrolą. Pierwsze
spiętrzenie ma miejsce dopiero w okolicach 10 minuty. Tuż po nim jeszcze tylko
kilka oddechów ciszy i swoje krótkie, ale precyzyjne solo prezentuje perkusista.
Powrót do formuły tria następuje w oka mgnieniu. Narracja nabiera teraz wręcz
rockowych emocji szybko docierając na kolejny szczyt. Zejście z niego wydaje
się być jeszcze bardziej efektowne. Pracują talerze, syczy alt, a gitara snuje
chmurę ambientu. Rodzi się drobna, smutna melodia, grana na wydechu, która niesie
improwizację szeroką doliną. Kolejną spiralę opowiadania nakręca saksofonista.
Perkusja zaczyna wybijać drobny rytm, gitara plącze się w gęste struny. Muzycy
znów nie forsują tempa, raczej myślą o zgrabnej finalizacji, dbają o klimat i
dawkowanie odpowiednich emocji. Samo zakończenie koncertu eksploduje wszakże
mnogością wydarzeń - jest dynamiczne, czynione na kompulsywnych wydechu, pełne
ognistych, brzmieniowych niespodzianek.
Kodian Trio Black Box (Raw Tonk Records, CD 2024). Colin
Webster – saksofon altowy, Dirk Serries – gitara elektryczna oraz Andrew Lisle
– perkusja. Nagranie koncertowe, Black Box, Münster, Niemcy, marzec 2022. Dwie
improwizacje, 52:43.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz