poniedziałek, 19 września 2016

MÓZG-ownica pracuje! Impresje z uroczej delegacji


Trybuna nie po raz pierwszy w tym roku wyruszyła w muzyczną delegację. Tym razem pretekstem był 12 Międzynarodowy Festiwal Muzyki Współczesnej i Sztuki Wizualnej Mózg, z ekscytującym podtytułem Make Art, Not War!

A zatem Bydgoszcz, zatem Brda i szczególne miejsce na krajowej mapie muzyki improwizowanej - Klub Mózg.

Wasz recenzent dotarł tam w sobotę, na ostatni dzień tej frapującej imprezy. We czwartek i w piątek na scenie Miejskiego Centrum Kultury i Klubu Mózg wystąpili m.in. LAM (Wacław Zimpel/ Hubert Zempler/ Krzysztof Dys), trio Piotr Mełech/ Jacek Mazurkiewicz/ Vasco Trilla (pozdrowienia dla Barcelony!!!!), Kevin Drumm i Kwintet Wojtka Mazolewskiego. Bez cienia wątpliwości było gorąco, podniecająco i niezwykle kreatywnie. Nie zabrakło też imprez wizyjnych, w tym filmów estetycznie antywojennych.


Dodaj napis


Na sobotę Sławek Janicki, Szef przedsięwzięcia, zaplanował pięć koncertów. Za skromne piętnaście złotych można było wejść w posiadanie kolorowej opaski na rękę, która skutecznie umożliwiała buszowanie po obiekcie i delektowanie się muzyką.

Na początek duet Backspace. Zbyszek Chojnacki z akordeonem i Łukasz Czekała ze skrzypcami elektrycznymi. Obaj muzycy opętali się kilometrami kabli i podłączeni do swoich ekskluzywnych laptopów, zaproponowali konstruktywny taniec pozbawiony rytmu. W płaskich brzuszkach tych sumiennych elektronicznych zabawek działo się naprawdę wiele i do uszu słuchaczy (podówczas jeszcze dość nielicznych) docierały plamy nieakustycznych dźwięków, które zwierały się ze sobą, krzyżowały i wchodziły w delikatne interakcje. Całość Backspace’owej koncepcji broniła się dla mnie mniej więcej przez 20-25 minut. Potem zwyczajnie zacząłem się nudzić, nie mogąc wyjść ze zdumienia, iż kilka całkiem udanych okazji na zakończenie koncertu nie zostało przez muzyków wykorzystanych. Co innego Wasz recenzent… Po upływie godziny lekcyjnej spokojnie umknął do dobrze skomunikowanego z salą koncertową baru klubowego.




Bardzo sprawnie, posiłkując się ulotną i kompetentną konferansjerką Sławka Janickiego, dobrnęliśmy do drugiej pozycji koncertowej. Na scenie Biliana Voutchkova, urocza i bardzo – jak się miało za chwilę okazać – kompetentna skrzypaczka. Berlińska rezydentka, pochodząca z Bułgarii, operuje artystycznie na wielu polach, tak muzyki współczesnej, jak i improwizowanej. Jak pokazał koncert, obie te sfery pięknie się w muzyce Biliany przenikają. Nie ukrywam, że ten koncert mnie bardzo indywidualnie zachwycił. Surowa, chwilami drapieżna improwizacja, piękne, lekko szorstkie brzmienie instrumentu, szczypta minimalistyki (w imponującym fragmencie finałowym chociażby), temperament i ten rodzaj artystycznej bezczelności, która nie pozostawiała nikogo po drugiej stronie sceny w pozycji obojętnej na wyczyny skrzypaczki. Zwarty, konsekwentny set o idealnych parametrach czasowych (tak w pozycji do pierwszego koncertu dnia). What a game!



Bar-toaleta, toaleta-bar i niechybnie czas na trzecią pozycję programu. Mikołaj Trzaska solo! Być może w tym właśnie momencie nie mogło nas spotkać nic lepszego. Publiczność dotarła, wszystkie krzesełka zajęte (sam usiadłem pod sceną na czterech literach), a na scenie nowonarodzony 50-latek. Historia tego miejsca, historia polskiej muzyki improwizowanej. Historia, dodajmy wciąż świeża, ekscytująca i nowoczesna. Czytelnicy Trybuny znają zapewne mój poziom atencji dla muzyki i osoby Mikołaja, zatem nikogo nie zdziwi stwierdzenie, iż był to doprawdy piękny koncert. Konsekwentna, poparta dużym arsenałem saksofonowych środków wyrazu, opowieść człowieka, który dobrze się czuje w swojej roli. Dynamiczna, acz nieśpieszna, surowa i złociście bogata. W Mikołaju drzemie tak ogromna artystyczna szczerość i uczciwość, że nie da się temperatury takiego koncertu zignorować. I nikt zapewne tego nie uczynił.

No i punkt główny całej zabawy, przynajmniej dla mnie powód prymalny, by dotargać się w ten wrześniowy wieczór do Mózgu. Evan Parker w towarzystwie elektronika Matta Wrighta, przy ekskluzywnym wsparciu kontrabasisty Petera Jacquemyna. Co za trio!

Wybitny angielski saksofonista ma w dorobku duet płytowy zarówno ze swym o ponad trzydzieści lat młodszym laptopowcem (onegdaj krążek Trance Map), jak i belgijskim kontrabasistą, muzykiem średniego pokolenia (całkiem niedawno, recenzowany entuzjastycznie Marsyas Suite). Na scenie Mózgu nastąpiło twórcze zderzenie tych dwóch duetów. Duży background elektroniki sprawił, że Parker operował przede wszystkim na saksofonie sopranowym (jak zwykł mawiać, w zderzeniu z kablami woli korzystać z tego instrumentu, a rzadziej sięga wtedy po saksofon tenorowy). Usadowiony na krześle, skupiony nad instrumentem snuł swoją niebywałą opowieść. Elektronika umieszczona po środku sceny, sprytna i nienachalna, stała się pasjonującym tłem dla popisów saksofonisty, a także kontrabasisty. Peter Jacquemyn, którego miałem okazję porównać kiedyś do swego imiennika Kowalda, tkał swój gobelin dźwięków, jak to ma zwyczaju, drastycznie, dynamicznie, pokrętnie i ewidentnie pięknie, często gnąc smyczek i wieszając się oburącz na gryfie swego wielkiego instrumentu.

Doskonały koncert i wyśmienity pomysł w mojej głowie, by takie trio popełniło kiedyś materiał płytowy. Koniecznie! Nie wszystkie muzyczne przygody Evana Parkera, w towarzystwie współczesnej elektroniki, frapują mnie i każą prosić o więcej, wszakże tę sobotnią, mózgową, kupuję w ciemno. Duża w tym zasługa doskonałego, belgijskiego specjalisty od niskich częstotliwości. Czapki z głów!

Na finał set dj-ski w wykonaniu Jacka Sienkiewicza, który zapewne ukoił wszystkich do snu, po ciężkim i wyczerpującym dniu wspaniałej muzyki. Ja sam, ukoiłem się już wcześniej, tuż po koncercie Parkera kierując swe członki na zasłużony, hotelowy odpoczynek.

Fantastyczna impreza, piękna muzyka!





*****

Tak zupełnie przy okazji, polecam zajrzeć na program warszawskiej edycji Klubu Mózg. Na długą i złotą jesień zaplanowano m.in. fascynujący cykl koncertów w formule solo + solo + duet, pod nazwą własną Super Sam +1. Na liście zaproszonych muzyków m.in. Evan Parker, Barry Guy, Sylvie Courvoisier, Kazuhisa Uchihashi czy Toshinori Kondo! Są oni konfrontowani z krajowymi muzykami improwizującymi. Po szczegóły odsyłam na stronę klubu mozg.pl.


Ps. Delegację ubarwiają – jak zwykle - moje kolejne nieudane zdjęcia z telefonu.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz