piątek, 9 czerwca 2023

Bead Records Lives Again! Three pearls with Emil Karlsen!


Nazwa Bead Records znana być winna wszystkim wielbicielom brytyjskiej muzyki swobodnie improwizowanej, którzy mają już trochę lat, innymi słowy, nie wyleźli sroce spod ogona w bieżącym millenium. Label powołany do życia w roku 1974 ma w dorobku mnóstwo wspaniałych płyt, ale po czasach ciężkiej prosperity przeżył już kilka śmieci klinicznych i okresów wzmożonej nieaktywności.

Bead Records ma się nieco lepiej w czasach cyfrowych, dorobił się strony bandcampowej, a ostatnie miesiące przyniosły cztery nowe produkcje (wszystkie także na nośnikach fizycznych, jakże poręcznych kompaktach). Nowe realizacje koncertują się wokół muzycznych aktywności … młodego, norweskiego drummera Emila Karlsena. Towarzyszy mu rzecz jasna wartościowy artystycznie zaciąg brytyjskich mistrzów i całe mnóstwo swobodnie improwizowanych cudów dźwiękowych.

Dziś zaglądamy na trzy ze wspomnianych nowości – Karlsen w trio z weteranami sceny, w trio z progresywną młodzieżą i w duecie z legendą perkusji. Trzy smakowite dania z dużym udziałem jakże kreatywnej perkusji. Welcome!



 

Spaces Unfolding (Metcalfe/Wachsmann/Karlsen) The Way We Speak (CD 2022). Nagrane w czerwcu 2021 roku, St.Mary's Old Church, Stoke Newington, Londyn: Neil Metcalfe – flet, Philipp Wachsmann – skrzypce oraz Emil Karlsen – perkusja. Pięć improwizacji, 51 minut.

Flet i skrzypce w rękach prawdziwych mistrzów europejskiej freely improvised music, tu podane nad wyraz czystym tembrem, bez wsparcia elektroniki (choć ten skrzypek to lubi!) i innych cudów współczesności. Karlsen dokłada uważny drumming, czyniąc powabną narrację jeszcze bardziej interesującą i przykuwającą uwagę. Warto podkreślić, iż w momentach dramaturgicznych spiętrzeń i dynamicznych interakcji dźwiękowych, improwizacja tria o nazwie własnej Spaces Unfolding urokliwie przypomina nagrania strunowego okresu Spontaneous Music Ensemble (dla mniej zorientowanych, Metcalfe grywał z formacją Johna Stevensa na początku lat 90. ubiegłego, jakże wspaniałego z wielu względów stulecia).

Początek płyty jest bardzo kameralny. Odrobina śpiewnych fraz i garść strunowych zgrzytów płyną swobodnie niesione strumieniem bystrej, szytej na miarę perkusji. Brzmienie tria nasycone jest echem obiektu sakralnego, w którym odbywa się spektakl. W drugiej części nastrój staje się jeszcze bardziej kameralny, wręcz post-barokowy. Perkusja pracuje tu bardzo minimalistycznie. Z czasem opowieść nabiera wiatru w żagle, ciekawie się piętrzy i rozbłyskuje plamami ekspresji. Trzecia improwizacja stąpa na palcach. Szumią perkusyjne szczoteczki, smyczek skacze po strunach, a śpiew fletu wydaje się być nad wyraz filigranowy. Narracja syci się suspensem, dzieli na krótkie duety, tudzież ekspozycje solowe. Muzycy chętnie pracują metodą call & responce. Wraz z rozwojem sytuacji scenicznej opowieść znów zyskuje na dynamice, przeto także jakości. Czwarta narracja, choć budowana krótkimi frazami, wydaje się być skoczna, niemal taneczna, pełna zmysłowej melodyki. Finałowa improwizacja stawia na dramaturgiczne subtelności – drobne dźwięki, rezonujące talerze, rytualne stemple formowane w intrygującą plecionkę. Całość wpada w rozkołysany rytm nie bez udziału shorts-cuts skrzypiec, półśpiewu fletu i drobnych akcji perkusyjnych. Ostatnia prosta przesycona jest pięknym, kameralnym smutkiem.



Light.box + Emil Karlsen The Undanced Dance (CD 2023). Nagrane w październiku 2021 roku, Huddersfield University: Alex Bonney – trąbka, elektronika, Pierre Alexandre Tremblay – gitara basowa, elektronika oraz Emil Karlsen – perkusja. Osiem improwizacji w trzech częściach, 40 minut.

Kolejne trio, to już brytyjska młodzież i nasz norweski śródbohater opowiadania. Duet trąbki i gitary basowej bardzo udanie wykorzystuje tu elektronikę, tworząc z niej wielobarwne tło, zgrabnie uzupełniając akustyczne i elektryczne frazy, innymi słowy, generując emocje godne fussion-jazzu, chwilami także progresywnej elektroniki. W tym towarzystwie Emil czuje się jak ryba w wodzie. Świetnie napędza machinę improwizacji dynamiką swojego drummingu, gdy trzeba, umiejętnie tonuje emocje i dopowiada brakujące kwestie. Z trzech nowości dziś prezentowanych, ta bez dwóch zdań zasługuje na najwyższą ocenę.

Album skladka się z trzech improwizacji, z których dwie pierwsze podzielone są na trzy, a trzecia na dwie pod-opowieści. Pierwszą z nich inauguruje syntetyczna pulsacja basu i akustyczny rynsztunek perkusji. Trąbka wchodzi do gry już na etapie dynamicznego strumienia dobrych akcji w stylu fussion. Na spowolnieniu dostajemy się w smugę dźwięków przypominających live processing perkusji, a także gęsty strumień ambientu. Gitara basowa zdobi ścieg flażeoletami, a trąbka wpada w gigantyczny pogłos. Na fali talerzowej ekspozycji dość szybko wchodźmy w trzecią część utworu otwarcia, która stawia na akustykę, a zdobi ją nerwowa gitara. Druga improwizacja ma podobną dramaturgię. Zaczynamy na ostro, niemal ścianą dźwięku, by w połowie opowieści efektownie wystudzić emocje do poziomu gęstego ambientu i definitywnie urokliwych, dubowych klimatów. Po czasie perkusja sforuje się na czoło pochodu i pokrętną dynamiką kreuje dalszą część nagrania, wzbogaconą trębackim okrzykami i półmelodiami. Końcowy fragment drugiej improwizacji nie szczędzi nam mrocznego ambientu, efektownych, elektronicznych stygmatów i gitarowych drobiazgów. Trzecia opowieść składa się z dwóch części. Najpierw leniwie tempo, sporo akustycznych fraz, latających talerzy i trąbka, tu już tradycyjnie na dużym pogłosie. Tym, który narzuca improwizacji odpowiednią dynamikę jest oczywiście Emil. Po drobnym postoju w chmurze gęstego ambientu opowieść rusza z kopyta, niesiona wysokim wzgórzem i niemal symetrycznym beatem, na poły elektronicznym, na poły akustycznym. Muzyka umiera tam, gdzie się rodziła, w strudze elektroakustycznej pulsacji basu.



 

Mark Sanders & Emil Karlsen Muted Language (CD 2023). Nagrane w wiosną 2021 roku, miejsce nieznane: Mark Sanders – zestaw perkusyjny oraz Emil Karlsen – zestaw perkusyjny. Sześć improwizacji, 37 minut.

Jak muzycy/ wydawcy zapowiadają w albumowym credits, spotkanie dwóch perkusistów różnych pokoleń, to rodzaj polirytmicznych dialogów. Bystrzy drummerzy rzeczywiście ani przez moment nie zapominają, iż grają na zestawie perkusyjnym, ale wszystko czynią w trakcie niedługich trzydziestu siedmiu minut na wyjątkowo wysokim poziomie kreatywności - nie stronią od ciekawych rozwiązań rytmicznych, dźwięków preparowanych i improwizacji prowadzanej metodą call & responce. Dodajmy, iż Karlsen odpowiada tu za lewą flankę narracji, a Sanders za prawą.

Pierwsza improwizacja stawia na typowy drumming. Prowadzony na niezłej dynamice, raz za razem bogacony niebanalnymi zdobieniami, jeszcze smakowitszy w momentach dramaturgicznego spowolnienia. W kolejnych opowieściach artyści zdają się nam pokazywać kolejne obszary swych muzycznych kompetencji. Na starcie drugiej części króluje delikatny rezonans, na werblach moszczą się drobne przedmioty, a muzycy z tych puzzli układają zgrabną, całkiem dynamiczną narrację. Trzecia odsłona albumu syci się polirytmią, ale muzycy znajdują też chwile na zabawy w pytania i odpowiedzi, czynione w rezonującej poświacie. Kolejna opowieść tkana jest z drobiazgów, ale uformowana w rytmiczny ciąg zdarzeń. W piątej części narracja nabiera cech niemal rytualnego drummingu, zdobią ją akustyczne cudowności ze strony każdego z perkusistów. Finałowa opowieść stosuje różne metody artykulacji – coś rezonuje, coś szumi, coś głęboko oddycha. W oparach tajemnicy rodzi się końcowa prosta, która prowadzona jest w dużym skupieniu, ale całkiem dynamicznym stepem.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz