piątek, 12 lipca 2024

DEAE in Lithium!


Kim była i co światu uczyniła Hildegard von Bingen, czytelnicy tych łamów dowiedzieć się będą mogli klikając w bezkresne złoża Wikipedii. W tym miejscu jedynie zaznaczamy, iż artystyczny i zapewne także mistyczny (jasnowidzący) dorobek wyżej wymienionej zainspirował dwie polskie artystki – flecistkę Zofię Ilnicką i perkusistkę, multiinstrumentalistkę Olę Rzepkę - do stworzenia dzieła muzycznego, nad którym dziś pochylamy nasze umęczone receptory słuchu, poniekąd także wzroku. Sam tytuł rzeczonego dzieła na wprost nawiązuje zaś do utworu rockowej Nirvany, choć zdaje się, że jedynie w warstwie werbalnej.



 

Opowieść Zosi i Oli ubrana została w osiem zgrabnych kompozycji, które mieszczą w sobie znaczącą przestrzeń dla improwizacji, zarówno fletów (w przewadze), jak i perkusji (mniej często). Każda z piosenek posiada tu pewną syntetyczną powłokę, ramę, figurę rytmiczną, tudzież zgrabny loop, który prowadzi opowieść w ujęciu dramaturgicznym, dzięki czemu akcje improwizowane mogą toczyć na dużej swobodzie i bez nadmiernej troski o linearność narracji.

W pierwszej części warstwa syntetyczna spokojnie pulsuje, a towarzyszy jest smutny, nisko osadzony śpiew fletu. Wokół strumienia wątku głównego moszczą się plamy rezonującego percussion. Na etapie rozwinięcia pięknie odpływa nam flet uwikłany w zwoje improwizacji. Druga opowieść zdaje się być mniej płynna, bardziej nerwowa, tkana z mikro-usterek elektronicznych i spazmów fletu, który staje się jednym ciałem z głosem artystki szyjąc barwną, swobodnie improwizowaną historię. Z czasem powtarzane, syntezatorowe frazy przejmują kontrolę nad piosenką. Kolejna opowieść ma nieco taneczną fakturę, którą niosą pętle z dwóch źródeł. Coś szeleszczącego dzieje się na werblu, flet zdaje się milczeć, a narracja z czasem nabiera onirycznego posmaku, płynąc wysokim wzgórzem.

Czwarta odsłona, to tytułowe Lithium. Otwiera je ekspozycja brzmiąca niczym dziecięce cymbałki, potem pojawiają się głosy damsko-męskie, wreszcie intrygujący szelest perkusjonalii. W dalszej fazie słyszymy frazy, które brzmią jak flet podłączony pod wzmacniacz gitarowy. Z pozornego letargu opowiadania wyrywa nas piąty utwór – krótka, dynamiczna porcja rasowego fussion jazzu. Rytm, energia, brawura - aż chciałoby się posłuchać tego wątku na etapie rozwinięcia.

Szóstą część prowadzi pasmo, które brzmi niczym akordeon. Śpiewa, tańczy z niemal folkową zgrzebnością. W pewnej opozycji staje tu flet, który zgrzyta zębami, grymasi, gada, głęboko oddycha płucami artystki. Siódma opowieść zbudowana jest wokół perkusjonalii, które brzmią akustycznie, ale pokryte są grubą warstwą syntetycznego kurzu. Flet śpiewa tu nisko, trochę na obraz i podobieństwo pierwszej odsłony albumu. Całość ciekawie się rozwija wsparta pasmem syntezatorowym, na etapie końcowym przypomina średniowieczną pieśń żałobną. Hildegarda żyje! Finałowa piosenka płynie bardzo swobodnym strumieniem. Flet pracuje na pogłosie, perkusjonalia dbają o rytm, nie bez udziału drobnych, syntetycznych podpórek. Bije serce świata, niczym metronom. Flet kłębi się w zdrowych emocjach, z kolei percussion & other sounds popadają w dramaturgiczną zadumę. Ostatnie dźwięki niosą tu rodzaj ukojenia, doposażonego wszakże w niemal egzystencjalny znak zapytania.

 

DEAE Lithium (Kilogram Records, CD 2024). Zofia Ilnicka – flet, flet altowy, flet basowy, syntezator oraz Ola Rzepka – perkusja, instrumenty klawiszowe, tape composition. Nagrane w Biurze Dźwięku, Katowice, marzec 2023. Osiem utworów, 35 minut.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz