piątek, 2 sierpnia 2024

Marta Warelis in two Relative’ shots!


Polska pianistka Marta Warelis nie wymaga na tych łamach jakichkolwiek introdukcji, zatem bez zbędnych wstępów z radością donosimy, iż zacny nowojorski The Relative Pitch Records wydał kolejne (po solo i trio Omawi) płyty artystki.

Marta, jak doskonale wiemy, na stale wrośnięta jest w pejzaż sceny amsterdamskiej, zatem zupełnie nie dziwi nas fakt, iż jej obie nowe produkcje powstały w klubach stolicy Holandii. Także jej partnerzy są stałymi uczestnikami improwizowanego życia tamtych ziem. Choć jeden z nich jest Niemcem, drugi Amerykaninem, a trzeci Szkotem. One World is enough for all of us!

Zapraszamy do odczytów i odsłuchów!



 

Klein/ Rosaly/ Warelis Tendresse

Splendor, Amsterdam, marzec 2022: Tobias Klein – klarnet basowy i kontrabasowy, Frank Rosaly – perkusja, instrumenty perkusyjne oraz Marta Warelis – fortepian. Cztery improwizacje, 63 minuty.

Spotkanie zwinnej, post-jazzowej perkusji Rosaly’ego, ciężkich odmian klarnetu Kleina i ulotnej, wielowymiarowej pianistyki Warelis zapowiadało się ekscytująco już po samej lekturze albumowego credits. Rzeczywistość foniczna przerosła jednak te oczekiwania. Płyta mieni się wszystkimi kolorami jakości, ma swoje chwile ognia, ma chwile cierpliwej medytacji. Brzmi wspaniale, toczy się wartko mimo wielu wystudzonych fragmentów, pokazuje kunszt każdego z artystów, szczególnie Marty, która po raz kolejny udowadnia, iż jest w stanie zagrać wszystko i dokonuje niemal bezbłędnych wyborów.

Pierwsza odsłona albumu trwa kilkanaście minut i udanie wprowadza nas w klimat nagrania. Skupiony, zawieszony w próżni kameralistyki początek, to perkusyjne talerze, minimalistyczne frazy z klawiatury i pociągłe westchnienia klarnetu. Marta dość szybko wchodzi w tryb inside piano, Frank syci coraz bardziej linearną opowieść granulatem post-jazzu, akcje Tobiasa nabierają matowej melodyki. Improwizacja ma tu swój epizod duetowy barwiony post-klasyką pianistki, a także intrygujący powrót perkusisty, który zaczyna szukać opcji nierytmicznych. Opowieść w dalszej fazie ciekawie narasta, by na etapie finalizacji pokazać prawdziwie lwi pazur.

Druga historia trwa niemal dwa kwadranse. Introdukcja przypada w udziale post-melodyjnemu klarnetowi i szeleszczącym talerzom. Piano wchodzi do gry dopiero w czwartej minucie. Narracja toczy się w strefie bezpośredniego oddziaływania ciszy, przybiera postać rozkołysanej medytacji. Po upływie 10 minuty w strumieniu improwizacji pojawiają się zalążki bardziej energicznego post-jazzu. Moc płynie szczególnie ze strony klarnecisty, który zdaje się, że teraz właśnie korzysta z kontrabasowej wersji swojego instrumentarium. Muzycy reagują na siebie nie bez udziału zacnej metody call and response. Po upływie 17 minuty akcja wystudza się w splot post-perkusyjnych akcji każdego z artystów. Po krótkim solo perkusji, mamy duet z klarnetem, który nabiera tajemniczej taneczności. Marta wraca na palcach, tłumiąc zapędy partnerów i generując definitywnie filigranowe frazy. Zakończenie tej epopei jest lekkie jak puch.

Kolejna opowieść nie trwa nawet dziesięciu minut, zatem w kontekście całości możemy ja nazwać niemal miniaturą. Muzycy skupiają się tu na pojedynczych dźwiękach, pięknie brną w preparacje, drżą, oddychają i płyną melodyką wystudzonego piana. Narracja znów jakby unosiła się w powietrzu, ale jest mroczna, niepokojąca. Dla podmiany początek czwartej improwizacji bucha życiową energią. Zalotny klarnet, nerwowy rytm perkusji i całkiem imitacyjna w stosunku do tej ostatniej aktywność inside piano. Opowieść gęstnieje w mgnieniu oka i staje się bodaj najbardziej dynamicznym fragmentem albumu. Na spowolnieniu improwizacja nabiera głębi – wszystkie frazy płyną nisko, niczym chmury burzowe, ale podskórny rytm wcale nie umiera. Na zakończenie nagranie przybiera postać niemal rytualnego wystudzenia. Głębokie, dęte oddechy, filigranowe post-percussions, rezonujące talerze i struny fortepianu.



 

Andy Moor & Marta Warelis Escape

ZAAL100, Amsterdam, czerwiec 2022: Andy Moor – gitara oraz Marta Warelis – fortepian. Siedem improwizacji, 43 minuty.

Druga z nowości Relative Pitch z udziałem Mary Warelis, to duet z rockowym gitarzystą Andy Moorem, który – jak doskonale wiemy – uwielbia także improwizować. Artyści chętnie bywają tu w bezkresnych obszarach nasączonych sporymi porcjami zdrowego hałasu, rzadziej tarzają się w odmętach ciszy, ale jeśli to czynią, efekt jest więcej niż smakowity.

Jakby na przekór opinii z poprzedniego akapitu album rozpoczyna się nad wyraz spokojnie – na strunach obu instrumentów biją bowiem … dzwony. Oniryczne, rytualne otwarcie dość szybko nabiera rumieńców. Tango post-rockowej gitary i fortepianu w formule zarówno inside, jak i outside wieńczy swój żywot w pozie wystudzonego rozhuśtania. Druga opowieść zdaje się kontynuować myśl przewodnią jedynki, ale poczynania artystów nasączone są jeszcze większą energią. Gitara brzmi basowo i szuka hałasu, piano ucieka w bezkres ekspresji. Trzecia część przypomina połamany taniec, który rodzi się pomiędzy rozedrganymi strunami gitary, a szmerami z pudła rezonansowego piana, kończy zaś na rozgrzanej klawiaturze i dygoczących z emocji strunach gitary.

Czwarta improwizacja śmiało pretenduje do miana tej najbardziej smakowitej. Początek spokojny, wystudzony, budowany gitarowymi flażoletami i tajemniczym szmerem inside piano. Po niedługim czasie na klawiaturze pojawia się nuta nostalgii, na gitarowym gryfie szczypta rezonansu. Moc drzemiąca w muzykach nie pozwala jednak na akcje balladowe. Opowieść rozbłyska niczym burzowe pioruny na mrocznym niebie. Gdy emocje stygną, wszystko tonie w bezkresnym mroku. Kolejna historia trwa ledwie dwie minuty i jest porcją kompulsywnego, dobrze udramatyzowanego hałasu.  Zgrzyty, sprzężenia, drobne eksplozje. Jeśli jakikolwiek fragment Escape zasługuje na miano odrobinę spokojniejszego, mniej dynamicznego, to jest nim szósta opowieść. Dużo tu wszakże dźwięków preparowanych i prób dewastowania strun obu instrumentów. Finałowy epizod trwa siedem minut i jest niebywale ekspresyjny. Nerwowa dynamika towarzyszy nam już od samego startu. Na klawiaturze piana nie brakuje melodii, gitara tonie w kłębach post-rockowych emocji. Koniec jest nagły, definitywnie śmiertelny.

 

 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz