piątek, 27 czerwca 2025

Jean-Marc Foussat & Evan Parker in duo, solos and trio with Daunik Lazro!


Naszej przygody z francuską muzyką improwizowaną ciąg dalszy! Dodatkowo z jakże ekskluzywnym udziałem Evana Parkera! Dwa wydawnictwa, trzy krążki, w tym jeden winylowy, cztery okazje koncertowe - ekspozycje solowe, w duecie i trio. Czegóż chcieć więcej!

Po stronie francuskiej w roli głównej multiinstrumentalista Jean-Marc Foussat, a obok niego, w jednym z setów, mistrz saksofonów (zwłaszcza barytonowego) – Daunik Lazro. Zaczniemy od stosunkowo świeżego, duetowego koncertu z francuskiego Uzeste, potem dwie solówki z czerstwych lat 80. ubiegłego stulecia, poczynione na ziemi angielskiej i francuskiej, a wszystko to razem upchnięte na jednym winylu. Potem na dwóch CD czeka nas jeden dzień koncertowy z londyńskiego Cafe OTO, zarejestrowany tuż przed eksplozją pandemii – set solowy i set w trio. Atrakcji zatem nie zabraknie. Odsłuch całości zajmie nam prawie dwie godziny zegarowe. Welcome!



 

Insolence

Pierwsza strona winyla zawiera koncert Jean-Marc Foussata i Evana Parkera zarejestrowany dwa lata temu we Francji. Spektakl miał miejsce w dość sali koncertowej i nie był przesadnie dobrze nagłośniony. Sub-doskonałe brzmienie w jakikolwiek sposób nie przeszkadza w odbiorze intensywnej i niekiedy hałaśliwej narracji, co najwyżej dość pokracznie prezentują się burzliwe oklaski, jakimi nagrodzeni zostali artyści, zarówno na koniec części głównej, jak i kilkuminutowego bisu.

Na starcie muzycy generują posuwiste drony. Saksofonista sopranowy dość szybko wpada w oddech cyrkulacyjny, z kolei elektronik kleci tłuste, basowe strumienie, które po chwili bogaci wyższymi warstwami fonii. Całość wątku głównego zdaje się drżeć, a wokół niego panoszy się coraz groźniej brzmiący background. Koryto narracji z każdą pętlą wydaje się coraz szersze, a instrumenty bardziej hałaśliwe. Po sześciu minutach można odnieść wrażenie, że muzycy delikatnie zdejmują nogę z gazu, ale to jedynie pretekst, by budować nowe wątki, szczególnie dla Francuza, który taszczy na wierzch narracji grube warstwy kosmicznego kurzu i brudu. Po kolejnych kilku minutach sopran na moment gaśnie, by po chwili pojawić się w dwóch strumieniach – jednym żywym, drugim ewidentnie procesowanym przez elektronikę. Pod koniec trwającego siedemnaście minut seta zasadniczego otrzymujemy jeszcze porcję basowego mięsa. Sam bis trwa kilka minut i początkowo zdaje się być oniryczną plamą szorstkiego ambientu i preparowanego saksofonu. Potem syntezator zaczyna pulsować, a dęciak snuć melodie i ponownie wpadać w cyrkulację.

Druga strona winyla przynosi dwie ekspozycje solowe, zarejestrowane u progu lat 80. ubiegłego stulecia. Tenorowa opowieść Parkera trwa dziewięć minut i śmiało zasługuje na miano najpiękniejszego momentu całego albumu. Krzykliwy, brudny sound, rwane, ostre jak brzytwa frazy budują tu narrację typową dla Evana w czwartej dziesiątce życia. Owo kruszenie skały z czasem nabiera jeszcze intensywności i brudu, kąsając wyjątkowym brzmieniem i dramaturgią. Solowa ekspozycja Foussata trwa z kolei siedem minut i zostaje zgrabnie nałożona na oklaski, które wieńczą set saksofonisty. Syntezator pulsuje basem i złymi mocami, wokół eksplodują kolejne fajerwerki, a opowieść balansuje na granicy electro-noise. Bogaty background i niemal 2stepowy beat budują tu prawdziwie energetyczną aurę, bez wątpienia zasługującą na miano post-industrialnej. Koncert urywa się nagle, w półdźwięku, od cięcia wyjątkowo ostrym skalpelem.



 

Café OTO 2020

Wizytę w najznamienitszym ze znamienitych przybytków kultury muzycznej Londynu zaczynamy od występu solowego na analogową elektronikę i głos. Jedynym aktorem spektaklu Jean-Marc Foussat. Set trwa dwa kwadranse i kilkadziesiąt sekund.

Akcja dramatu jest wartka, a wątki i krajobrazy zmieniają się na tyle często, że nawet średnio zaintrygowany słuchacz nie uświadczy tu sekundy nudy. Otwarcie jest mroczne, a jego pozorny spokój trwa ledwie kilka chwil. Potem rozpoczynamy podróż po niebezpiecznym kosmodromie. Atakuje nas plejada dźwięków, emocje rosną jak na drożdżach, a następujące potem ukojenie, tudzież syntezatorowe ukołysanie nie jest nadmiernie rozbudowane. Ta dość monumentalna narracja wpada niekiedy w stan medytacji, przypomina rozklekotany gamelan. Potrafi też nabrać tajemniczej melodyki niczym z najlepszych płyt … Jean-Michele Jarre’a. W dalszej fazie nagrania nie brakuje kolejnych wątków i czupurnych emocji. Słyszymy krzyki i wrzaski z nieznanej czasoprzestrzeni, bywa, że atakuje nas mroczny dron lub kołysze chwilowe, ambientowe wystudzenie. Z tej ostatniej estetyki Foussat sprawnie przenosi się do świata syntezatorowych wojen gwiezdnych. W końcu dopadają go mroczne demony i tulą do wyjątkowo nerwowego snu.

Drugi set tego dnia, trio na saksofon sopranowy Parkera, barytonowy (okazjonalnie także tenorowy) Lazro i analogową elektronikę z głosem Foussata, trwa dla odmiany trzy kwadranse. Tu także akcja jest wartka, emocje często sięgają zenitu, a poziom interakcji kipi niczym Wezuwiusz za najlepszych lat.

Dwa saksofony w powitalnej pozie i elektroakustyczne szumy tworzą aurę otwarcia, która dość szybko przepoczwarza się w tygiel żrącego electro, masywnego, zadziornego barytonu i wpadającego raz za razem w cyrkulacje sopranu. Efekt rażenia potęguje modulowana, podrasowana elektronicznie wokaliza. Każdy z artystów podsyła tu wciąż nowe wątki - te syntezatorowe bywają na ogół masywne, te saksofonowe częściej kojące. W pierwszej fazie koncertu najbardziej podobać się może chwila intrygującego uspokojenia, gdy narracja staje w rozkroku, a dołem snuje się potężna chmura ambientu. Równie efektowny jest kolejny pakt o nieagresji, który sprowadza się do modlitewnych śpiewów obu saksofonów i wystudzonego syntezatora. W drugiej części koncertu mamy kilka odcinków granych w podgrupach. Szczególnie udany wydaje się samotny passus Lazro oparty jedynie na mrocznym, elektronicznym backgroundzie. Gdy nastrój staje się nazbyt frywolny i zrównoważony, do ataku przestępuje Foussat, który potrafi razić piorunem, wzniecać pożary i biczować syntezatorowymi pasmami basu. Opowieść po pewnym czasie osiąga stan definitywnie hałaśliwy, ale zasługa nie leży wyłącznie po stronie francuskiego elektronika. Równie wyrazisty w tym dziele potrafi być choćby sopran Parkera. Końcowa faza koncertu miewa momenty wystudzenia, pozornego rozkołysania, ale raz za razem w tym tyglu niespodzianek pojawiają się bardziej masywne akcenty. Finał zdaje się nieść na swoich barkach baryton, wsparty wokalizami. Sopran pozostaje w stadium rekontry. Efekt tych akcji staje się piękną, końcową histerią.

 

Evan Parker & Jean-Marc Foussat Insolence (Nashazphone, LP 2025). Evan Parker – saksofon sopranowy i tenorowy & Jean-Marc Foussat – elektronika, głos. Strona pierwsza: Improtech Festival, Uzeste, lato 2023 (duet). Druga strona: the ICA, The Actual Festival, Londyn,1981 (saksofon tenorowy solo) oraz VCS3 sessions, Rue au Maire, Paryż, 1980 (elektronika solo). Trzy improwizacje, łącznie 39 minut.

Jean - Marc Foussat, Daunik Lazro & Evan Parker Café OTO 2020 (FOU Records, 2CD 2020). Jean - Marc Foussat – elektronika, Daunik Lazro – saksofon barytonowy (tylko drugi dysk) oraz Evan Parker – saksofon sopranowy (tylko drugi dysk). Café OTO, Londyn, styczeń 2020. Dwie improwizacje, łącznie 77 minut.

 

 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz