Adam Gołębiewski lubi podróżować. Po świecie realnym, po świecie zdekonstruowanych, tajemniczych dźwięków, do produkcji których perkusja jest tylko jednym z wielu narzędzi. W trakcie tych niekończących się podróży często spotyka gitarzystów.
Muzykował z Thurstonem Moore’em, czy z Pierrem Jodlowskim, w
obu przypadkach bodaj jednokrotnie, improwizował z Sharifem Sehnaoui, tu
wielokrotnie, teraz proponuje nam meeting
z legendą australijskiej gitary Dave’em Brownem, muzykiem współodpowiedzialnym
za obraz jazzowych i rockowych Antypodów, nadto artystą, który świetnie czuje
się w niebanalnej improwizacji, dowodów czego moglibyśmy szukać choćby w
katalogu … krajowego Bociana.
Dogs Light, to
album szczególny w dyskografii polskiego artysty. Decyduje o tym zarówno
oryginalne i niebanalne frazowanie Australijczyka, jak i zaskakujący, wręcz
medytacyjny spokój, jaki Gołębiewski wnosi do ośmioczęściowej improwizacji.
Zajrzyjmy do środka.
Otwarcie albumu jest delikatne, wystudzone, leniwe i, jak
się później okaże, dość typowe dla całego nagrania. Gitarowe, półmelodyjne
frazy, nasączone post-bluesową barwą w kooperacji z rezonującymi talerzami i
porcją rozkołysanych, pieczołowicie konstruowanych, perkusjonalnych preparacji.
W drugiej opowieści Dave sprawia wrażenie, jakby jego gitara łapała trochę brudu
z amplifikatora, zaczynała pulsować i okazjonalnie sprzęgać, generując przy
okazji filigranowe porcje rockowego hałasu. Czujny Adam buduje w tym czasie
skromną akcję drummingową na talerzach.
W kolejnych trzech improwizacjach dzieje się naprawdę dużo dobrego.
Najpierw dostajemy strzępy melodii, które ścielą się na dronie rezonującego
werbla. Gitara dostarcza odrobinę jazzowego fussion,
ale stoi w miejscu i definitywnie nie jest zainteresowana jakimkolwiek
dynamicznym rozwiązaniem. Całość nabiera masy mocą eskalującego się pogłosu. W
kolejnej odsłonie pojawia się chyba gitara barytonowa, bo całość, z rockowym
posmakiem, brzmi bardzo basowo. Z każdą sekundą narracja nabiera tu jednak cech
pokrętnej ballady, jakby zagłębiała się w pozie ukojenia, dramaturgicznego
niedopowiedzenia. Piąta improwizacja osadzona jest na istotnym dysonansie. Gitarzysta
frazuje zaskakująco czystym tembrem, natomiast z perkusjonalnego akcesorium dociera
mnóstwo preparowanych, dronowych akcji, niekiedy w pozie rozśpiewanego post-hałasu.
Całość nie przestaje być rodzajem szemranej kontemplacji, która systematycznie zanurza
się w mroku. W końcowej fazie opowieść zaskakuje – lepi się w intrygujący, masywny
dron, stanowiąc być może najbardziej efektowny moment całego albumu.
Utwory szósty i siódmy, to definitywnie drobne formy. Od
mrocznej nostalgii, która nabiera noise’owej poświaty dzięki gitarowym
zaczepkom, po perkusjonalne preparacje rozdygotanego werbla. Od medytującej
ciszy po przednóża kompulsywnego hałasu. Ostatnia improwizacja trwa ponad
cztery minuty i być może stanowi najgorętszą, najbardziej intensywną ekspozycję
wieczoru. Zgrzytająca gitara przebiera nogami i potyka się o post-industrialnie
brzmiące perkusjonalia. Akcja zdaje się być wyjątkowo wartka. Adam jest w
nastroju do hałasowania, Dave raczej skłonny koić emocje i zbierać manatki. Ten
pierwszy śle porcje zgrzytów i bolesnych otarć, ten drugi wpada w repetycję i
prosi o niski wymiar kary.
Adam Gołębiewski & Dave Brown Dogs Light (Instant Classic, LP 2025). Adam Gołębiewski – perkusja,
obiekty oraz Dave Brown – gitara tenorowa i barytonowa, stomp boxes. Nagrane w Melbourne, Australia, lipiec 2022. Osiem
utworów, 39 minut.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz