Nie po raz pierwszy na tym blogu, zapewne też nie ostatni, inspiracją dla powstania kolejnej muzycznej opowieści jest wspomnienie wyjątkowego koncertu.
Jej bohaterem angielski gitarzysta John Russell,
wytrwały wojownik na polu swobodnej improwizacji, który całkiem niedawno
świętował 60 urodziny. Rocznica ta zresztą zaowocowała stosownym wieczorem w
gronie przyjaciół w londyńskim Cafe Oto, który udokumentował na płycie Martin
Davidson (John Russell With…, Emanem Records 2015). Ale nie
to spotkanie koncertowe miałem na myśli rozpoczynając ten tekst.
W czerwcu ubiegłego roku na małej scenie warszawskiego
Pardon, To Tu wystąpił kwartet wytrawnych improwizatorów – John Russell, Steve Beresford
(z zawodu pianista, tu raczej w roli dekonstruktora przewidywalnej
rzeczywistości akustycznej – najogólniej mówiąc: amplifikowane przedmioty
różne), John Edwards na kontrabasie i po prawdzie inspirator całego zajścia,
dużo młodszy od kolegów, norweski perkusjonalista Ståle Liavik Solberg
(poznaliśmy go przy okazji VC/DC Gjerstada i Lonberga-Holma). Przez godzinę
zegarową ich wspólnego występu działo się naprawdę wiele. Kompetentnym
improwizacjom wyciszonego Russella i szalejącym na scenie Edwardsowi i Solbergowi (ten drugi co rusz zmuszał starszych kolegów do wzmożenia aktywności), towarzyszył
rubaszny humor Beresforda, który wieloma dźwiękami generowany przez dziwne
przedmioty (różnej proweniencji) puentował pomysły interlokutorów.
Koncert ów – dodam od razu, że smakowity po brzegi
możliwości naszej zdewastowanej codziennością percepcji – był dla mnie przy okazji pierwszym spotkaniem z Johnem Russellem w konwencji na żywo. Muzyka tego cenię od lat i
właśnie temu uczuciu chciałbym dać wyraz, przywołując w pamięci kilka udanych
pozycji wydawniczych z jego udziałem, powstałych w ostatniej dekadzie lat. Z
drugiej wszakże strony koncert pokazał, iż mój bohater nie jest najlepszego
zdrowia, przez co, być może, nasze spotkanie warszawskie w przyszłości nie
będzie miało swojego ciągu dalszego. Ale obym był złym prorokiem…
Grzebiąc w pamięci, te drobne resume dokonań Russella
zacznijmy od… rejestracji spotkania w/w kwartetu w … St. Mary/s Old Church w
listopadzie 2013r., która dotarła do nas dzięki płycie Will It Float? (Va
Fongool, 2015), firmowanej czterema nazwiskami jej twórców. I tu swobodna
improwizacja jest chlebem powszednim każdego z muzyków, a zadziornych dialogów
i kolektywnych uniesień nie brakuje. Może jedynie Beresforda odnajdujemy w nieco mniejszym poczuciu humoru, wszak miejsce zdarzenia dużo poważniejsze niż
skromne progi klubu w stolicy erpe. Nagranie dostępne jest zarówno w wersji
winylowej, jak i CD (to drugie zawiera ponad 70 minut muzyki, zatem czarny
krążek kupcie jedynie dla ładnej okładki).
Tuż obok Will It Float?
na waszej półce z płytami wylądować powinien duet Russella z Solbergiem, nagrany
pół roku wcześniej niż powyższe spotkanie sakralne w kwartecie, a wydany w roku
2014 przez Hispid pod krótkim tytułem No Step. Przyjemność z odsłuchu
bardzo konkretna, acz niestety, podobnie jak tytuł, bardzo krótka, urywa się
bowiem po 33 minutach...
Wszyscy wiemy doskonale, iż słuchanie muzyki improwizowanej
wymaga pewnej dozy skupienia oraz warunków czasoprzestrzennych, które nie
utrudniają odsłuchu i pozwalają docenić niuanse mikrodźwiękowych igraszek. Jest
po prawdzie zajęciem generującym samotność i brak okazji na interpersonalne
zaistnienie. Z tym większą zatem radością witam w moim domu płyty z muzyką
improwizowaną, które śmiało można zapuścić w gronie niestowarzyszonej rodziny.
Taką pozycją jest duet Russella z francuskim gitarzystą Pascalem Marzanem Translations
(Emanem Records, 2011). Dwie gitary bez prądu uroczą dyskutują o swej wyższości
akustycznej nad światem hałasu, na wskroś wypełnionym gitarowymi popisami rockowych szarpidrutów.
Free improvisations w edycji relaksacyjnej? Bezwzględnie!
Jeśli chcecie sięgnąć po płyty Russella poczynione z Evanem
Parkerem, odsyłam Was do przewodnika zawartego w drobnej monografii tego drugiego „W
poszukiwaniu atrybutów wyjątkowości”, której kolejną już aktualizację umieściłem
na tym blogu kilka dni temu. Śmiało też możecie zaryzykować i wrzucić w szpony
waszych odtwarzaczy wspólne nagrania z innym weteranem brytyjskiej sceny free improv,
genialnym perkusjonalistą Rogerem Turnerem (Birthdays i The
Second Sky, Emanem 1996 i 2001). Z tymże Turnerem nasz gitarzysta
zarejestrował także kilka spotkań w składzie trzyosobowym. Uwagę naszą, wobec
powyższego, chciałbym skierować na wydawnictwo The Cigar That Talks (Editions
Piednu, 2010), na którym dwójce wojowniczo nastawionych Angoli towarzyszy
francuski mistrz improwizacji na saksofonie sopranowym – Michel Doneda. Ten
ostatni to wyjątkowo ważna postać europejskiej muzyki improwizowanej. Muzyk ukształtowany artystycznie w dużej odległości od paradygmatów jazzowej
improwizacji, przez co jego ujawnienia free improv noszą zazwyczaj znamiona
niezwykłej oryginalności. Piękna płyta!
Szukając w ostatniej dekadzie innych udanych spotkań w
formule trio, nie sposób nie zahaczyć uchem o wydawnictwo Birds (dEN, 2012),
firmowane przez Matsa Gustafssona, Johna Russella i Raymonda Strida. To bodaj
pierwsze spotkanie Gustafssona i Russella wydane na płycie. I choć
między Panami nie ma wyjątkowej magii, a drobiny synergii są tu jedynie
ornamentem, ja chłonę tę improwizację z dużą dozą satysfakcji (bo i Strid!). A że mogło być bardziej genialnie, sami muzycy wiedzą lepiej ode mnie.
Uwaga: strona edytorska płyt z dEN, to zabawa z cyklu „znajdź, gdzie jest
płyta” – od razu zalecam opakowanie zastępcze dla krążka.
Chcąc udanie zamknąć perspektywę ostatnich 10 la w życiu
artystycznym Johna Russella, przywołam tu jeszcze znamienitą rejestrację z roku
2006 (choć jeden track ma datę ’04), upublicznioną światu przez niezrównany
Emanem pod tytułem Analekta. Być może to krążek, od którego należałoby zacząć
przygodę z muzyką Johna. Zawiera trzy duety – z saksofonistą Garry Toddem,
przez lata zapomnianym, acz doskonałym improwizatorem, który pierwsze kroki na scenie free improv stawiał jeszcze w latach 70. (szukaj: Teatime, Incus 1975/ Emanem
2010; tamże również duet z Russellem), z trębaczem Henry Lowtherem (metrykalnie
weteran wyższego stopnia), wreszcie z saksofonistką i perkusjonalistką w wieku
młodszych córek Russella, o ile takie posiada – Chefą Alonso. Po blisko 50 minutach bardzo udanych
konwersacji w parach, dostajemy na Analekcie godny finału deser – blisko pół
godzinną improwizację Oktetu, zgrabnie łączącego gitarę, piano, dęciaki, głos
ludzi, skrzypce i śmiałe pasaże konstruktywnej elektroniki (Beresford!).
Już naprawdę w ramach epilogu – w końcówce stycznia br. kolekcja
nagrań z udziałem Johna Russella wzbogacona została o wyjątkowo atrakcyjny
czteropak, dokumentujący edycję obwoźnego Festiwalu Mopomoso z roku 2013
(inicjatywa tych improwizatorskich spotkań jest po części udziałem Russella od
wielu już lat). Rzecz nazwano Mopomoso Tour 2013 Making Rooms
(Weekerloft, 2016) i zawiera m.in.
nagrania Russella w trio z Evanem Parkerem i Johnem Edwardsem (cały dysk
pierwszy). Kolejne dyski to solowy występ pianisty Pata Thomasa, popisy tria
smyczkowego (Benedict Taylor, Alison Blunt, David Leahy), a na koniec spotkanie klarnetu Alexa Warda z
głosem Kay Grant. Na pewno muzyka warta jest każdego grzechu, zatem czym
prędzej biegnę do sklepu, acz czy taki znajdę w tej części rzeczywistości non
wirtualnej, to już opowieść na zupełnie inną okazję.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz