piątek, 8 listopada 2024

Portugal' in jazz we trust: Riffs! Understanding Life! Illusions and Lamentations! Come Down Here! Free Baile! The Invisible! Pulsar! Loop Beat!


Współczesna portugalska muzyka improwizowana ma się świetnie - tego na tych łamach nie trzeba specjalnie uzasadniać. W przeciwieństwie jednak do równie uwielbianej przez nas muzyki improwizowanej z Katalonii nie pretenduje do miana ponadgatunkowej wolty, raczej skupia się na otwartej formule jazzu i wszelkich jego swobodnie improwizowanych odmianach.

Wiemy o tym doskonale nie od dziś, a prezentowane poniżej nowości płytowe z udziałem muzyków z południowo-zachodniego krańca Europy aż w sześciu (siedmiu?) przypadkach stanowią koronny dowód w sprawie. Niektóre albumy powstały w Lizbonie, kilka z nich poza Portugalią, niektóre z udziałem muzyków z innych części świata – ale tu, w odmętach trybunowych impresji - świetnie znanych i cenionych.

W zestawie trzy nowości Phonogram Unit, labela prowadzonego przez samych muzyków, dwie petardy z flagowego dla Portugalii Clean Feed Records, kolejne od wydawców z Niemiec i Litwy, wreszcie ostatnia w formule self-released. So, welcome to jazz we trust!



 

José Lencastre/ Hernâni Faustino/ Andrew Lisle Riffs (The Phonogram Unit, DL 2024)

Cossoul, Lizbona, maj, 2023: José Lencastre – saksofon tenorowy, Hernâni Faustino – kontrabas oraz Andrew Lisle – perkusja. Trzy improwizacje, 36 minut.

Klasycznie free jazzowe trio grające riffy! Spotkanie kwiatów portugalskiego wolnego jazzu z angielską, swingującą petardą młodości i kreatywności nie mogło nie zakończyć się czymś definitywnie wartościowym. A zatem bez zaskoczeń, wszakże z dużą porcją radości płynącej z odsłuchu, trwającej dłużej niż albumowe trzydzieści sześć minut.

Nagranie składa się z odsłony głównej (ponad 26-minutowej) i kilkuminutowej dogrywki. Start jest spokojny, szyty blaskiem talerzy, delikatnym szarpaniem za struny i dętymi westchnieniami. Trio dość szybko nabiera wiatru w żagle niesione perkusyjnymi łamańcami, post-synkopami, a na etapie rozwinięcia zdecydowanie swingującym flow. Szczęśliwie jednym dyskomfortem dla odbiorcy jest tu dość płaskie, zbite brzmienie całości. Po kilkuminutowej przebieżce trio zastyga w kameralnej pozie, zdobionej frazami smyczka, akcentami percussion, post-bluesowym drive’em kontrabasu, a także plejadą flażoletów. Kolejna kulminacja ma nieco inny smak, jest lepiej skomunikowana, dodatkowo upstrzona efektownym solem perkusisty, a na etapie finalizacji staje się definitywnie ognista. Dogrywka stawia na bardzo zbilansowaną dynamikę, na starcie przypomina swobodną kołysankę opartą na smyczku. Z kolei szyk rozwinięcia wydaje się nad wyraz taneczny, znów naznaczony stemplem angielskiej jakości.



 

José Lencastre/ Margaux Oswald/ João Carreiro Understanding Life (The Phonogram Unit, DL 2024)

Namouche Studio, Lizbona, lipiec 2024: Margaux Oswald – fortepian, José Lencastre – saksofon tenorowy i altowy oraz João Carreiro – gitara. Osiem utworów, 31 minut.

Kolejne trio z udziałem lizbońskiego saksofonisty sytuuje się w klimatach bardziej kameralnych, wydaje się być na poły konceptualnym przedsięwzięciem (z silną, literacką inspiracją), ale na etapie rozwoju poszczególnych opowieści nie szczędzi nam post-jazzowych fraz, za które odpowiedzialny jest nade wszystko Lencastre.

Początek pierwszej z ośmiu krótkich opowieści rysowany jest kolektywną kreską, z jednej strony sycony post-klasyczną pianistyką, z drugiej pikanterią dętej ekspozycji. W dalszych odsłonach albumu muzycy dorzucają kolejne powabne elementy tej literacko-muzycznej układanki – zwinne, świetnie skonstruowane akcje inside piano, niezliczone garście jazzowych melodii, wreszcie ekspozycje gitary, zarówno preparowane, jak i te z akcentami czystszego frazowania. Album nabiera szczególnej urody w części środkowej, gdy muzycy szukają mroku, pochylają się na każdą frazą, stawiają na kreatywny minimalizm i świetnie dawkują emocje. Nie unikają ekspresji, ale być może wiedzeni literackimi inspiracjami podejmują szereg zaskakujących decyzji dramaturgicznych, które budują jakość całej opowieści. Finał albumu skrzy się dużą kreatywnością, szczególnie pianistki, być może nasączony jest jednak zbyt dużą dawką jazzowej melodyki ze strony saksofonisty.



 

Dávila/ Almeida/ Furtado Illusions and Lamentations (The Phonogram Unit, CD 2024)

Night Sky Studio, Ahaus, Niemcy, czerwiec 20924: Pacho Dávila – saksofon tenorowy i sopranowy, Gonçalo Almeida – kontrabas oraz Vasco Furtado – perkusja. Siedem utworów, 64 minuty.

Kolejny przykład swobodnego jazzu, niemal modelowy z punktu widzenia dzisiejszej, portugalskiej zbiorówki. Nazwisko saksofonisty wydaje nam się dość obce, po prawdzie i po odsłuchu mówi niezbyt wiele. Co innego kontrabasista i perkusista – jeden jest najpiękniejszym kameleonem współczesnej muzyki improwizowanej, drugi krwistym kawałkiem free jazzowego mięsa, mistrzem post-synkopowanego groove. Album jest odrobinę przegadany, ale dobrze unerwiony, doposażony wieloma porcjami stylowych improwizacji.

Pierwsza odsłona albumu, to free jazzowy blues szyty twardą sekcją rytmu i ulotnym saksofonem tenorowym. Słychać, że muzycy dobrze czują się w sytuacji dynamicznej i swobodnie melodyjnej. Kolejne trzy części startują z pozycji smukłej post-ballady upstrzonej preparacjami, dobrze nabierają tempa na etapie rozwinięcia i bywają puentowane wysmakowanymi akcjami kontrabasu, także z użyciem smyczka. Piąta opowieść bazuje na prostej melodii, przypominającej dziecięcą rymowankę. Szczęśliwie jest finał kipi od ognia dalece dojrzalszej proweniencji. Najlepsze momenty płyty, to dwie ostatnie improwizacje. Pierwsza z nich nie szczędzi nam dźwięków preparowanych (szczególnie w zabrudzonej tubie), druga po części sięga po estetykę free chamber. I znów dużo miejsca pozostaje tu dla kontrabasisty i perkusisty, których ekspozycje zarówno solowe, jak i duetowe są solą tej improwizacji. Nie sposób nie dostrzec także jakości w finałowej akcji saksofonu sopranowego, bazującej na efektownej dynamice.



 

Luís Vicente Trio Come Down Here (Clean Feed Records, CD 2024)

Soundinnovation Studios, październik 2023: Luís Vicente - trąbka, dzwonki, gwizdek, mbira, Gonçalo Almeida – kontrabas oraz Pedro Melo Alves – perkusja, instrumenty perkusyjne, obiekty. Sześć kompozycji, 40 minut.

Luisa Vicente znamy jako wyśmienitego improwizatora, zapewne nieco mniej jako kompozytora piszącego efektowne, po portugalsku smutnie melodyjne tematy, które w krzyżowym ogniu interaktywnych improwizacji jawią się niczym perły na firmamencie światowej sceny jazzowej. Jego trio (w jakże fantastycznym składzie!) właśnie dostarcza nam swe drugie fonograficzne dziecię. Radości, jak za pierwszym razem, całe mnóstwo, nawet wtedy, gdy zmysł kreacji Luisa, Gonçalo i Pedro transponuje na język współczesności taneczną, brazylijską capoierę!

Pierwszy temat podany jest na sporej dynamice – muzycy brną ku nam z melodią we włosach, ciepłym tembrem trąbki i zgrabnym rytmem szytym zwinnym, swingującym pizzicato i delikatną, acz ruchliwą perkusją. Drugi temat oparty jest na soczyście brzmiącym smyczku, a faza improwizacji zdaje się być skoncentrowana na ogrywaniu na tysiące sposobów zadanej melodyki. Trzeci utwór, to anonsowana już capoeira. Intro, a także koda utworu bazują na perkusjonalnych błyskotkach, gwizdku i mbirze, z kolei faza zasadnicza na tanecznym groove kontrabasu i rozśpiewanej trąbce. Ostatnie słowo należy jednak do barokowego smyczka. Utwór czwarty swinguje aż miło – muzycy gnają do przodu w szalonym tempie albo równie wspaniale zwalniają i sięgają po brzmieniowe detale. W piątej części dominują frazy preparowane, tempo jest leniwe, a melodia molowa. Sam temat pojawia się dopiero na ostatniej prostej. Końcowa kompozycja trwa tu jedenaście minut i jest pięknym podsumowaniem całego albumu. Początek zdaje się być szyty ściegiem, który znamy z piątej odsłony. Po niedługiej fazie marszowej cały środek utworu oddany zostaje do wyłącznej jurysdykcji trębacza, który kleci wyłącznie wspaniałe dźwięki. Potem, po kilku głębszych wydechach, opowieść kona w klimatach lizbońskiego saudade, w ciszy zapomnienia, krokami stawianymi na palcach.



 

MOVE Free Baile - Live in Shenzhen (Clean Feed Records, CD 2024)

Shenzhen, Chiny, październik 2023: Yedo Gibson – saksofony, Felipe Zenicola – bas elektryczny oraz João Valinho – perkusja. Sześć utworów, 34 minuty.

Free jazzowy, spazmatyczny krzyk saksofonu, sfuzzowana, permanentnie łamiąca rytm punkowa gitara basowa i perkusja, która ogarnie i spuentuje każdy fragment tego rozgrzanego tygla emocji - to trio znamy doskonale zarówno z debiutanckiej płyty studyjnej, jak i koncertów w naszej części świata. Tym razem brazylijsko-portugalskie combo wyruszyło do Chin i zagrało tam ekstatyczny koncert w dalece rockowych okolicznościach przyrody. Wrzask rozentuzjazmowanego tłumu, kilka prób zaspokojenia potrzeb mniej wymagającego odbiorcy i cała masa improwizowanej jakości. And that’s all!

Muzyka MOVE od startu nie pozwala zapomnieć o mocy rażenia, jaką w sobie nosi! Ich improwizacja, to narracja łamana kołem zębatym, to krzyk kosmicznej energii, ale nie desperacji, raczej radości współtworzenia muzycznego piekła. W pierwszej części szczególnie podobać się mogą saksofonowe preparacje pełne wywrotowych melodii i puenta basisty w formie dalekowschodniej mantry. W części drugiej intryguje ogniste intro Gibsona, które przepoczwarza się w dziki taniec całej trójki. W trzeciej dominuje melodia, która płynie niesiona strugą energii pracującego na wydechu basisty. Szczególnie efektowny moment szyje tu saksofonista. W części czwartej nie brakuje bystrych preparacji z każdej strony, a także saksofonowej puenty nasyconej tajemniczą melancholią. Piątka kona pod jarzmem rytmu, tu generowanego wszystkimi dostępnymi środkami artystycznego wyrazu. Ostatnią odsłonę uruchamia rozdygotany bas. Końcowy taniec zionie ogniem, doprowadza publiczność na skraj śmiertelnej ekstazy!



Dirk Serries/ Rodrigo Amado/ Andrew Lisle The Invisible (Klanggalerie, CD 2024)

Sunny Side Inc. Studio, Anderlecht, listopad 2021. Dirk Serries - archtop guitar, Rodrigo Amado – saksofon tenorowy oraz Andrew Lisle – perkusja. Trzy improwizacje, 57 minut.

Portugalsko-belgijska kooperacja w zakresie muzyki improwizowanej o silnie jazzowej proweniencji pozostaje w stanie permanentnego rozkwitu. Amado jest jednym z dwóch saksofonistów znad Tagu, szczególnie aktywnych w dziedzinie muzykowania z Serriesem. Trio uzupełnia kolejny stały współpracownik belgijskiej sceny, angielski drummer Lisle. W gronie zatem samych dobrych znajomych uciekamy w swobodny jazz na prawie pełną godzinę zegarową. Bo warto!

Każda z trzech rozbudowanych, wielominutowych improwizacji ma swoją dramaturgię, ale też wiele elementów wspólnych – kolektywny, żwawy początek, fazę długoterminowego spowolnienia, udane incydenty w podgrupach i ekspresyjną, niekiedy ognistą finalizację. Saksofon zanurzony jest na ogół we free jazzie, bywa, że płynie bardzo gęstą melodią, gitara, choć typowa dla akustycznej estetyki Serriesa, potrafi zaskakiwać, choćby użyciem smyczka, wreszcie jak zwykle niebywale kompetentny drumming, w tym trio pozbawiony wszakże swingujących synkop, raczej skoncentrowany na budowaniu nieoczywistej dramaturgii i rytmicznym podkreślaniu kolejnych etapów podróży. W pierwszej części szczególnie podobać się mogą smyczkowe preparacje gitarzysty, w drugiej uwagę przykuwa rozbudowana faza dronowa ubogacona melodią saksofonu, dalekowschodnią mantrą gitary i rezonującymi talerzami. Z kolei w części trzeciej nie sposób nie nadstawić ucha nad ekscesami solowymi, szczególnie perkusisty. Swoje kilka samotnych, równie fascynujących chwil ma także saksofonista. Album zostaje urokliwie podsumowany strumieniem wspólnie wydychanej fonii, lepionym wystudiowaną melodyką.



 

William Parker/ Hugo Costa/ Philipp Ernsting Pulsar (NoBusiness Records, CD 2024)

Codarts, Rotterdam, październik 2023: William Parker – kontrabas, Hugo Costa – saksofon altowy oraz Philipp Ernsting – perkusja. Trzy utwory, 50 minut.

Costa i Ernsting muzykują razem od lat, ale okazjonalne spotkanie z legendą free jazzowego kontrabasu zza Wielkiej Wody z pewnością była dla nich czymś szczególnym. Nie mogła z tego nagrania nie powstać dokumentacja fonograficzna, która trafia teraz do nas mocą litewskiego wydawcy. Trzy rozbudowane improwizacje osnute tu są na ogół wokół kontrabasowego groove Parkera, ale zdaje się, że najbardziej ekscytujący moment tej sesji ma miejsce wtedy, gdy ster dowodzenia przejmuje perkusista i perfekcyjnie stymulując dynamikę wynosi całe trio na wyżyny kreatywności.

Nagranie otwiera spokojna ekspozycja kontrabasu, która z miejsca nabiera typowej dla Parkera melodyjnej dynamiki. Perkusja i saksofon wchodzą do gry cedząc w skupieniu każdą frazę, ale dość szybko osiągają na poły taneczną konfigurację. W kolejnych fazach najdłuższej, ponad dwudziestominutowej improwizacji mamy solo kontrabasu, intrygujący passus kameralnej improwizacji w trio osadzonej na ciepłym brzmieniu smyczka, a także post-balladową puentę. Druga odsłona, która trwa odrobinę ponad kwadrans jawi się tu jako ta najciekawsza. Otwarcie spoczywa na barkach basu i perkusji. W grze dość szybko pojawia się smyczek, który pracuje w bardzo zróżnicowanych tempach i ekspresji, a anonsowany w preambule tekstu crème de la crème albumu dzieje się już na etapie rozwinięcia. Ernsting podkręca tempo, płynie coraz szerszym, niemalże polirytmicznym strumieniem. Emocjom sprzyja tu zarówno pęczniejący groove kontrabasu, jak i free jazz altowej tuby. Końcowa improwizacja trwa dziesięć minut i ma nieco folkowy wymiar. Oparta jest na dynamice perkusji, ekspresji saksofonu i … rozśpiewanym, drobnym instrumencie dętym, na którym frazuje Parker. Trio w takiej formule bazuje na rozkołysanym rytmie, który chętnie gmatwa w niemal colemanowskim stylu, niczym sławetne Dancing in Your Head.



 

Hocus Loop Beat (Bandcamp’ self-released, DL 2024)

Genewa/ Zurych, kwiecień 2024: João Almeida – amplifikowana trąbka kieszonkowa, elektronika. Dwie improwizacje, 54 minuty.

Nie bylibyśmy sobą, gdybyśmy portugalskiego, jazzowego resume nie spuentowali czymś definitywnie niejazzowym, hałaśliwym i bezczelnie ponadgatunkowym! João Almeida w towarzystwie grywa swobodne impro, free jazz czy free chamber, ale gdy zostaje sam na sam z trąbką, przepoczwarza się w brutalnego dekonstruktora dętych fraz, artystę, który kocha noise i uwielbia maltretować nasze narządy słuchu. Tu dostajemy go w dużej, koncertowej porcji. Kto nie da rady, jego strata, kto podejmie trud wysłuchania całości, nagroda może być wielka! A sam tytuł albumu mówi naprawdę wiele o formule tej … improwizacji.

Dwa szwajcarskie koncerty, to kwintesencja hocusowej, zmutowanej trąbki, silnie amplifikowanej, zaplątanej w niekończące się kable czerstwej elektroniki. Wszechobecny noise tworzą tu zgrzyty, pulsacje, rozdygotane stemple sfuzzowanego brzmienia, wdechy i wydechy, kulminacje i małe zgony. Wszystko uformowane jest w pętle, których intensywność sama z siebie kreuje pokraczny, post-elektroniczny rytm. Schemat gry jest stabilny, muzyk wszakże permanentnie modyfikuje brzmienie. Całość przypomina chwilami krwisty drum’n’bass, ale tworzony bez basu i perkusji. Początek drugiego koncertu, to wyziewy trąbki-sygnałówki, która kona w wiecznej pętli bólu i rozpaczy. Sama narracja wydaje się odrobinę bardziej subtelna, wyczulona na pojedyncze akcje hałasu. Strumień fonii jest martwym tańcem, którego ewentualny koniec niczego nie rozwiąże. Muzyk wprowadza tu brzmienia przypominające zarówno silnie sfuzzowaną gitarę, jak i niemal klasycznie elektroniczny white-noise.  Na finał jego trąbka kieszonkowa piszczy wniebogłosy, podczas gdy dołem sunie rzeka wyjątkowo paskudnych rzygowin. Tak, Merzbow byłby z João niepomiernie dumny!

 

 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz