Ze wszechmiar wyjątkowy angielski saksofonista - Trevor Watts - ma na Trybunie stałe krzesełko i z pewnością nie
wymaga wprowadzającej introdukcji. Jego epokowa rola, choćby w dziele Spontaneous Music
Ensemble, została przeanalizowana i szczegółowo omówiona na wielu płaszczyznach,
wzajemnie krzyżujących się opowieści, które skutecznie zalewały te łamy w trakcie ostatnich kilkunastu miesięcy.
Amalgam, to formacja Trevora, która funkcjonowała w wymiarze
artystycznym od końca lat 60. do końca 70. ubiegłego stulecia. Jej historia, w
kilku żołnierskich słowach, została omówiona dokładnie w w tym miejscu!
Jeśli zatem wiemy o niej wszystko lub prawie wszystko, warto
skutecznie pochylić się teraz nad pierwszą CD-edycją wydawnictwa Closer To You, które jest dla nas
dostępne od niewielu dni (Hi4Head Records, 2017).
Jest maj roku 1978, jesteśmy w domostwie Windycrotf, położonym
na wzgórzu, z widokiem na Hastings. Amalgam epizodycznie funkcjonuje wówczas
jako trio. Grającemu na saksofonie altowym i sopranowym Trevorowi Wattsowi,
towarzyszą jego stali współpracownicy – Colin McKenzie na gitarze basowej i
Liam Genockey na perkusji. Muzycy rejestrują ponad godzinny materiał, który w
wyniku selekcji, okrojony do winylowych rozmiarów, trafia w postaci czterech
utworów na LP Closer To You (Ogun,
1979). Po latach, zapewne na dnie jednej z szuflad, Trevor odnajduje odrzucony
wówczas materiał (kolejnych pięć fragmentów) i wraz z tym już znanymi, trafia
on dziś na pierwszą kompaktową edycję tego nagrania. Prześledźmy zatem srebrny
krążek CD, którego dźwiękowa zawartość towarzyszyć nam będzie przez 63 minuty.
De Dublin Ting.
Ostry, dynamiczny początek, który jasno wytycza ramy tej ekspozycji. Śpiewny,
grany na pełnym oddechu, altowy pasaż, generowany na tle rockowej, jazz-rockowej
sekcji rytmicznej. Temat uszyty z melodii, podany w klimacie wszechogarniającej
harmonii, z jasno zarysowanym kręgosłupem rytmicznym. Narracja skupiona na
improwizującym saksofoniście. South Of
Nowhere (With Quiet Beginnings). Jak trafnie sugeruje sam tytuł, wstęp tej
kompozycji jest dalece spokojny i dynamicznie nieśpieszny. Trevor śpiewa jak zwykle pięknie, a tu także, w
dość wysokim rejestrze. W połowie utworu, basista wprowadza rubaszną figurę
rytmiczną, którą podejmują pozostałe instrumenty, zatem ruszyć możemy w czeluść
zupełnie osobnej kompozycji. Dynamiczny, rockowy drive sekcji (prawdziwa maszyna śmierci! jakże kompetentni muzycy!) wiedzie na swym zwinnym stelażu, płynne, ostre, ale
pozbawione kantów, saksofonowe frazy, które ekspresyjnie eskalowane przez
Wattsa, przybierają formę prawdziwej, nieskalanej
mantry. Keep Right. Analiza melodyki kompozycji Trevora stanowić może klucz do zrozumienia
muzycznej koncepcji Amalgam. Prosta zawiłość
free jazzowej improwizacji. Zgrabny temat, zatem instrumenty do rąk i tylko las
wycinać! Nieskomplikowanie, piękno, zawadiacka taneczność. Dear Roland. Kluczowa, blisko 20 minutowa opowieść (co istotne, ta,
jak i dwie inne, również dłuższe wypowiedzi muzyczne na tej płycie, autorsko
podpisywane są przez wszystkich muzyków). Rozbudowana, skupiona introdukcja.
Brak gitary elektrycznej, na tej akurat płycie Amalgam, być może ma kluczowe znaczenia
dla percepcji muzyki. McKenzie nie jest już tylko fundamentem rytmicznym
Zespołu, ale przejmuje także na siebie rolę kreatora sytuacji melodycznej, odpowiedzialnego
także za budowanie stałego, wielokolorowego backgroundu
dla saksofonowych erupcji Trevora. Ma przestrzeń, ma czas, ma też dużą swobodę,
co wykorzystuje prawdziwie po mistrzowsku. Kochany
Roland toczy się nieśpiesznie, saksofon Wattsa buduje narrację na sporym
pogłosie, jest diabelski, szamański, bardzo pierwotny w swoim brzmieniu
(flażolety basisty pięknie mu w tym pomagają). Jakby rytuał nawoływania do
seksualnej inicjacji, w sytuacji, w której z góry wiadomo, że ostrożność nie
zostanie zachowana. Oniryczny, transowy skowyt po 10 minucie nagrania, wyznacza
jakość tej wyjątkowej kompozycji. Znów Colin zmienia strategię rytmiczną i
rozpoczyna tę opowieść, jakby od nowa. Saksofon płynie tuż pod nieboskłonem
(intensywność i szczerość wypowiedzi Trevora przypomina najlepsze momenty
debiutanckiej Prayer For Piece), basówka kreśli uroczą figurę rytmiczną i
też śpiewa. Perkusja jest plemienna i
grzeszy na każdym kroku. Te dwadzieścia minut stanowi zapowiedź muzyki, jaką
grał będzie Trevor w kolejnej dekadzie, w przeróżnych reinkarnacjach koncepcji Moire. Smakuje azjatycką mikrotonalnością
i afrykańskim oddechem cyrkulacyjnym.
Mad. Jesteśmy już
w części bonusowej płyty. Dynamiczny drive tego fragmentu zrywa nam z głowy posmak
transcendencji, jakiej doświadczaliśmy w poprzednim utworze. Drobne
przypomnienie płyty o takim samym tytule, nagranej w kwartecie z kwaśnym keyboardem. Perkusista ma swoje
pięć minut. Rock In! Seaside Blues.
Nie po raz pierwszy na tej płycie, tytuł utworu nie pozostawia złudzeń, co do
zawartości piosenki. Ballada
bluesowa, w trakcie której Watts śpiewa ta
rzewnie, wręcz szkliście, jakby … stworzony był do bluesa! Albert Like. Kolejny prosty, bardzo komunikatywny temat. Melodia,
drapieżny alt, sumienne brzmienie gitary basowej (z kajetu recenzenta: bonusy
mają dalece subdoskonałą jakość dźwięku, jakby nie były objęte pierwotnym masteringiem i dziś dostajemy je trochę na surowo). Bottle Alley. Dłuższy utwór, zatem kompozycja wspólna. Tu znów
muzyka jest bardziej złożona, intrygująco rozwarstwiona i dramaturgicznie
poszarpana. Spokojna, klimatyczna narracja, brzmi uroczo, niczym dogrywka do
kluczowego Dear Roland. Przy okazja
trafia się nam smakowite solo McKenziego. W końcowych sekundach do pionu stawia
nas dziki krzyk altu na tle
rozgrzanej, niebanalnej sekcji. Latino
Flo. Na sam już koniec tej kompaktowej reedycji plus, dostajemy krwisty,
funkowy numer. Do śpiewania i tupania nogą!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz