wtorek, 25 sierpnia 2020

Jachna, Ziołek & Buhl! Animated Music!


Recenzja powstała na potrzeby polish-jazz.blogspot.com i tamże została pierwotnie opublikowana

 

Muzyka animowana, muzyka do nieistniejących filmów animowanych, improwizacja i post-rockowe grepsy przyozdobione progresywną muzyką elektroniczną, to przedmiot naszych dzisiejszych, recenzenckich zainteresowań. Bydgoskie środowisko muzyki ponadgatunkowej, tu skondensowane w osobach trzech muzyków, którzy są w stanie zainfekować kreacją każdą porcję dźwięków. Wojtek Jachna, Kuba Ziołek i Jacek Buhl – to bohaterowie, których zna w tej części świata każdy, kto interesuje się dobrą muzyką. Prześledźmy, cóż ciekawego dzieje się na kasecie magnetofonowej, którą dostarcza Pawlacz Perski. Oto muzyka, która - nie wiedzieć czemu – w oczekiwaniu na edycję przeleżała się trochę na twardych dyskach komputerów, albowiem powstała jeszcze w zamierzchłym roku 2016.



Małe perkusjonalia, pasmo syntetycznego basu i elektroniczny, mgławy background - introdukcja swobodnych dźwięków, mariaż żywego i syntetycznego, który od pierwszej do ostatniej minuty będzie sprzyjał wszystkim zainteresowanym. Po upływie dwóch minut na scenie pojawia się instrument dęty, blaszany (trąbka wymiennie z kornetem), który będzie skutecznie siał ferment post-jazz-fussion na pełnym dystansie kasety. W ramach wisienki na torcie szczypta dźwięków gitary akustycznej. Drugi utwór podkreśla rolę rytmu, który będzie stanowił ważki element całości. Trzeci utwór otwiera zaś świergot syntetyki, który brzmi dość analogowo. Obok burczy amplifikator, a kontakt ze światem realnym zapewnia, jak zawsze, żywa perkusja. Na finał skromny, ale uroczy taniec na perkusjonalnych miseczkach.

Na starcie czwartej części coś gwiżdże, nawołuje nas do czegoś dalece zdrożnego, obok żywy jak krew drumming i blaszak, który przypomina o swoim istnieniu rzęsistym zadziorem. Recenzent językiem Szekspira notuje: free-post-jazz-techno-style! Dominacja syntetyki nie podlega jednak dyskusji, bo kolejny odcinek otwiera alfabet morsa, który ktoś nadaje zza światów. Blaszak parska cool jazzową melodyką, dobre percussion wciąż jest z nami, a na dokładkę gitara, która brzmi jak sitar zagubiony w elektroakustycznej przestrzeni. Żywa materia nie daje za wygraną, a w drugiej części nagrania łapie dryl charakterystyczny dla Innercity Ensemble, którego we krwi mają wszyscy uczestniczy tej Animacji. Najciekawszy bodaj fragment płyty zdobią perkusyjne pętle wytłumionej akustyki.

Szósta część zwie się War! Elektroniczne repetycje mgławego ambientu, ledwo słyszalne percussion, dwa pasma syntetyki i blaszak płynący na dużym pogłosie. Całość brzmi, jak post-techno Jana Jelinka sprzed dwóch dekad, podawane doustnie wraz z porcją sterydów. Siódma piosenka, to jakby drum’n’bass po mutacji, który po paru chwilach przygasa, dając pole bystrym, ale spokojnym foniom – talerzy, ciepłego blaszaka i drżącej post-elektroniki. Na finał Muzyki Animowanej powraca gitara, tu brzmiąca niemal gotycko, do tego nad wyraz czysto. W tle towarzyszy jej magiczny ambient, uzasadniający tytuł utworu. Muzycy nie szczędzą nam ciekawych dźwięków, ale nie epatują nadmiarem dynamiki. Tworzą coś na kształt stylowego chill-outu dla bardziej wymagających. Buhl znajduje jeszcze parę sekund, by przypomnieć, iż jego wkład w sukces całości jest niepodważalny. Wreszcie ostatnia prosta – Jachna i jego blaszak zostają zupełnie sami i pięknie prowadzą nas w kierunku ciszy.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz