Zespół Muzyki Spontanicznej. Dzieło życia Johna Stevensa
Motto[1]
Jeśli nie słyszysz muzyków,
z którymi improwizujesz, oznacza to, że grasz za głośno.
Jeśli dźwięki, które
tworzysz, nie korespondują z muzyką graną przez kolegów, to po co jesteś w
Zespole.
Zamiast wstępu
Przekornie, nim słowa
niniejszego tekstu skierują uwagę Czytelnika na najważniejszą postać tej
opowieści, czyli Johna Stevensa, parę słów o istotnie ważnej postaci dla tej muzyki,
a także niemniej inspirującej dla powstania tego artykułu.
Najważniejsza postać
europejskiej sceny improwizowanej, która nie jest muzykiem, to bez wątpienia
niemłody już Brytyjczyk Martin Davidson. Inżynier dźwięku i wydawca, właściciel
EMANEM Records. To dzięki jego katorżniczej pracy szperacza i niestrudzonego poszukiwacza
zagubionych taśm i kaset, niniejszy artykuł w ogóle mógł powstać. Gdyby nie
wydawnictwa EMANEM wydane już po śmierci Johna Stevensa, dyskografia tego
znakomitego perkusisty byłaby dalece szczątkowa i niereprezentatywna. Oto bowiem
za niedługiego życia Johna, jeśli weźmiemy pod uwagę wydawnictwa sygnowane
nazwą Spontaneous Music Ensemble/Orchestra, światło dzienne ujrzała niewiele
ponad połowa dostępnych dziś nagrań formacji. Szczególnie śladowy był udział
nagrań dokonanych po roku 1975 (kwartet i trio z dominującym udziałem
instrumentów strunowych)[2].
Dodatkowo pozwólcie na
wycieczkę prywatną. Gdy trzy lata temu przesłałem Martinowi moją drobną
monografię innego wielkiego Anglika na scenie free improv – Evana Parkera, ten
grzecznie pogratulował tekstu, acz z grubej rury był łaskaw zauważyć, iż podsumowując
życie i twórczość bystrego chłopaka z Bristolu kompletnie pominąłem wątek jego
współpracy ze Spontaneus Music Ensemble. Zatem, chcąc nie chcąc, zmuszony
zostałem do wzmożenia aktywności żurnalistycznej, a odrobione zadanie domowe
przed Wami.
Fakty na początek
John Stevens (1940-1994),
Anglik, syn boksera z uszkodzonym słuchem i nauczycielki, wielbicieli muzyki
filmowej i tap dancingu. Perkusista i perkusjonalista, aktywny muzycznie przez
ponad trzydzieści lat. Wyrosły z bebopowych i freejazzowych standardów,
miłośnik Alberta Aylera i Ornette’a Colemana wyniósł ideę muzyki swobodnie
improwizowanej na wyżyny osiągalne dla niewielu. Możemy się jedynie spierać,
kto zrobił do pierwszy. On, czy Derek Bailey? Wszakże bez otwartego umysłu
Johna i wielorakich koncepcji kolektywnych interakcji pomiędzy muzykami,
inaczej wyglądałaby dzisiejsza muzyka swobodnie improwizowana, wyrosła po tej
stronie Atlantyku.
Spontaneous Music Ensemble (1966-1994), zwany dalej SME. Zespół Muzyki Spontanicznej. Dzieło życia Johna
Stevensa. W pierwszej dekadzie absolutnie kluczowa formacja w dorobku muzyka, w
kolejnych dwóch świadome uzupełniająca inne aktywności, te o bardziej freejazzowej
proweniencji[3].
Prześledźmy najważniejsze
stadia rozwoju tej muzycznej idei.
Okres burzy i naporu (Challenge – Withdrawal, 1966-67)
W okolicach połowy lat 60-tych
ubiegłego stulecia trzech dziarskich dwudziestoparolatków – po wspólnych doświadczeniach
muzykowania w trakcie pełnienia zaszczytnych obowiązków w Armii Jej Królewskiej
Mości – postanowiło intensywnie pomuzykować na własny użytek, starając się
znane im ze słyszenia i oglądania frazy jazzowych idoli przemielić przez
pryzmat swoich gotujących się głów, przesyconych ideami wolności, równości i
komunizmu. Szczęśliwie londyński Little Theatre Club każdego wieczoru
udostępniał im małą salkę na poddaszu. Panowie nazywali się Paul Rutherford,
Trevor Watts i John Stevens. Nikt nie pamięta dokładnie, kto i dlaczego nazwał
tę zgraję zapaleńców mianem Spontaneous Music Ensemble.
Tymczasem twórcze muzykowanie w LTC trwało w najlepsze, a muzyczne idee rodziły się każdego wieczoru, głównie - dodajmy - w głowie Johna Stevensa, którego determinacja połączona z silną osobowością powodowała, iż realnie ujawniał się prawdziwy lider i prowodyr tych improwizacyjnych wybryków.
Kolejny zarejestrowany
materiał do krótkiego filmu dokumentalnego „Withdrawal”[7]
był pierwszą próbą odejścia od typowego jazzowego frazowania. Długie,
przesycone niepokojem dźwięki budowane przez Sextet (do zespołu dołączył już na
stale Evan Parker) wskazują, iż horyzonty muzycznej wyobraźni Stevensa i
kolegów wyraźnie się poszerzają, podobnie jak dobór instrumentów, choćby w
postaci oboju, na którym pięknie frazuje Watts. Albowiem, jak słusznie uważał
John, muzyka winna rozwijać się przede wszystkim poprzez eksplorację nowych
dźwięków i podejmowanie przez muzyków kolejnych, pozornie niewykonalnych zadań.
Po pół roku muzycy ponownie
walczą w studiu z dźwiękową materią
przygotowaną przez Stevensa, a do składu dołącza Derek Bailey[8].
Muzycy koncentrują się na kompozycji po czasie nazwanej przez Martina Davidsona
„Withdrawal-Sequence”, a także wykonują suitę „Seeing Sounds and Hearing
Colours”, która stanowi jedną z pierwszych śmiałych wycieczek w kierunki bardzo
ogólnie pojmowanej kameralistyki i skromnych zabaw z instrumentacją, co zresztą
sam tytuł dobitnie podkreśla[9].
Mądrzejsi od nas doszukali się w tej kompozycji wyraźnych wpływów Antona Weberna
i jego „Five Pieces For Orchestra”.
Muzyka absolutnie niekomponowana (Summer 1967, Karyobin 1968)
Lato i wczesna jesień roku
1967 to moment, w którym Stevens rozpoczął rejestrować nagrania, na które
przybywał jedynie z otwartą głową, bez jakichkolwiek odnotowanych sugestii, co
do tego, jak miało przebiegać muzykowanie. Te pierwsze nienotyfikowane, zatem w
pełni improwizowane występy, to drobny koncert w barze kawowym (co słychać!) w
trio z Evanem Parkerem i Peterem Kowaldem, sesja studyjna w duecie z Parkerem,
a także koncert tego duetu w jednym z londyńskich teatrów. Całość po latach
wydał Davidson, opatrując te nagrania całkowicie słusznie tytułem „Summer
(1967)”[10].
Co charakterystyczne dla tych nagrań, a także dla wielu późniejszych
rejestracji całkowicie improwizowanych spotkań muzycznych, muzyka snuje się
pozornie leniwie i jest niejednokrotnie niezwykle cicha i wrażliwa na
pojedyncze dźwięki[11].
Ten aspekt stevensowskiej free improv będzie na przestrzeni lat jedynie
doskonalony.
Podobny charakter – przynajmniej
w zakresie braku notyfikacji – miało spotkanie pewnych pięciu panów w lutym
1968 roku w Olympic Sound Studios (OSS) w Londynie pod czujnym okiem Eddiego
Kramera[12].
Do czterech ówczesnych stałych członków SME (Wheeler, Parker, Bailey, Stevens)
dołączył opromieniony sławą współpracy z „elektrycznym” Milesem Davisem Dave
Holland (na szczęście w ogóle tego nie słychać). Kwintet popełnił genialną 50
minutową improwizację, którą John nazwał „Karyobin. Are The Imaginary Birds
Said to Live In Paradise”[13].
Szczęśliwie materiał został wydany na LP, a po latach także na CD. Dziś jest
kosmicznym białym krukiem, a na aukcjach internetowych osiąga horendalne ceny.
Pięciu absolutnie skoncentrowanych na wzajemnej współpracy muzyków udowadnia,
że istnieją przypadki idealnej kooperacji. Wszelkie założenia leżące u podstaw
wiary Stevensa w ludzką współpracę na poziomie dźwięków święcą wielki triumf. Wielka
improwizacja złożona z drobnych dźwięków, subtelnych kontrapunktów,
nanosekundowych mikroreakcji na zachowania pozostałych muzyków. To tu – wedle
słów Richarda Scotta - rozpoczęła się w dumnych dziejach SME improwizacja
molekularna, cząsteczkowa, tkana z pojedynczych figur dźwiękowych[14].
Pierwszy wielki kamień milowy w dumnej historii SME.
Koncepcja improwizacji sterowanej (Familie and Oliv and, 1968-69)
Click Piece: wykonujesz
najkrótszy z możliwych dźwięków dotykając swego instrumentu na ułamek sekundy,
potem powtarzasz ten dźwięk najlepiej jak potrafisz, nie koniecznie w relacji
do tego, co robią współpartnerzy. Znów klikasz i starasz się to powtarzać.
Pozostali muzycy postępują podobnie. Dalej w naturalny sposób klikanie wszystkich
muzyków zaczyna przyciągać się do siebie niczym magnes i zaczynacie czuć, że
gracie razem.
Sustained Piece: wciągasz
tyle powietrza, ile pomieszczą twoje płuca, a potem grasz lub śpiewasz na
wydechu tak długo, jak tylko potrafisz. Potem powtarzasz tę czynność,
niekoniecznie w tej samej tonacji. Długość oddechów każdego z muzyków jest różna,
a długotrwałe dźwięki nakładają się na siebie, tworząc nieświadomie pajęczynę
przenikających się dronów[15].
Jeszcze przed nagraniem
„Karyobin” Stevens zebrał w OSS grupę jedenastu muzyków (w tym dwie
wokalistki), by zarejestrować kompozycję „Familie”, która oparta została na
koncepcji „Click and Sustained Piece”[16]. Ta specyficzna, delikatnie sterowana
improwizacja była kolejną nowatorską próbą zmierzenia się z materią tworzenia muzyki
wspólnie, poprzez aktywne współdziałanie w większej grupie podmiotów
wykonawczych. Znana dotychczas wersja „Familie”, wykonana przez kwintet trzech
instrumentów dętych, damskiego wokalu i perkusji [17],
to jedno z najpiękniejszych momentów we wczesnej historii SME.
Elementy koncepcji „Click
and Sustained Piece” wykorzystane zostały także w kompozycji „Oliv I” (nonet w trzema
wokalistkami) i „Oliv II” (kwartet z wokalistką). Jak wynika z liner notes Johna
Stevensa do winylowej edycji tych nagrań[18],
pierwsza cześć kompozycji została specyficznie skonstruowana, ponieważ John najpierw wybrał muzyków, dopiero
potem „pod nich” stworzył zręby kompozycji. Druga część „Oliv” to już kwartet
działający na typowej wówczas dla SME zasadzie funkcjonowania, gdzie
przygotowany temat jest bazą dla tworzenia grupowych improwizacji. Johnny Dyani
na basie i Maggie Nichols na wokalu (plus Watts i Stevens rzec jasna) tworzą tu
zespół, który śmiało można uznać za protoplastę wspaniałego kwartetu z 1971 z
Jullie Tippetts.
Cdn.
Odcinek 2 Odcinek 3
Tekst pierwotnie - w wersji redakcyjnej - opublikowany na glissando.pl we wrześniu 2014r.. Tu zamieściłem go w wersji oryginalnej.
Odcinek 2 Odcinek 3
Tekst pierwotnie - w wersji redakcyjnej - opublikowany na glissando.pl we wrześniu 2014r.. Tu zamieściłem go w wersji oryginalnej.
[1]
Autorstwo tychże słów – stanowiących poniekąd credo zasad twórczych Stevensa –
przypisuje się Evanowi Parkerowi
[2] Z
faktograficznego punktu widzenia warto dodać, iż bodaj najwybitniejsze dzieło
SME „Quintessence/Eighty-Five Minutes” pojawiło się na rynku 13 lat po
nagraniu. Należy także wspomnieć, iż aż cztery wydawnictwa winylowe powstałe w
latach 1969-1971 do dziś nie ukazały się w wersji CD; we wrześniu 2014 wydano - po raz pierwszy na CD - materiału z czarnego
krążka John Stevens Spontaneous Music
Ensemble „OLiv”, uzupełniony o kompozycje „Familie”.
[3]
Patrz rozdział: Inne aktywności muzyczne Johna Stevensa
[4]
Kompaktowa reedycja zawiera dodatkowy utwór powstały rok później, już z
udziałem Evana Parkera: „Challenge (1966-7)” EMANEM 4053 (2001), także EMANEM
5029 (2013)
[5]
Puzon, sax alt i trąbka
[6]
Autorem tego określenia jest Derek Bailey
[7]
Muzyka ta ujrzała światło dziennie dopiero po latach, w roku 1997 : „Withdrawal
(1967-7)” EMANEM 4020
[8] To
bodaj pierwszy przypadek, że Bailey grał muzykę free. Dodatkowa wiosenna sesja
z 1967 roku to pierwsze muzyczne spotkanie Evana Parkera i Barry’ego Guya.
[9]
„Widząc dźwięki, słysząc kolory”
[10]
1995, EMANEM 4005
[11]
Patrz motto nr 1
[12]
Większość nagrań studyjnych we wczesnym okresie SME odbywała się właśnie tam, z
tymże producentem
[13]
Island LP 1968, Chronoscope CD 2001. Tytuł „Karyobin” to efekt fascynacji Johna
japońską muzyką gugaku; być może znawcy tej muzyki odnajdą jej elementy w
pięknych improwizacjach kwintetu. Przy okazji, w sesji w roli obserwatora
uczestniczyła Yoko Ono.
[14] „Imaginery Birds: John Stevens and
Molecular Improvisation”, Berlin
July 2011, dostępne pod adresem www.richard-scott.net
[15]
Szczegółowy opis koncepcji „Click and Sustainded Piece” dokonany przez Johna
Stevensa zawarty jest w książeczce dołączonej do CD “Frameworks”.
[16]
Jak już wspomniałem nagranie „Familie” ze stycznia 1968 miało ukazało się po raz
pierwszy we wrześniu 2014 w EMANEM, w nieco okrojonej, około 30 minutowej
wersji.
[17] Puzon, alt i trąbka; CD
„Frameworks”
[18]
Wydane na LP przez Marmalade, a wkrótce potem także przez Polydor, obecnie na
CD przez EMANEM
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz