Trybuna nie po raz
pierwszy w tym roku wyruszyła w muzyczną delegację. Tym razem pretekstem był 12
Międzynarodowy Festiwal Muzyki Współczesnej i Sztuki Wizualnej Mózg, z
ekscytującym podtytułem Make Art, Not War!
A zatem Bydgoszcz, zatem Brda i szczególne miejsce na
krajowej mapie muzyki improwizowanej - Klub Mózg.
Wasz recenzent dotarł tam w sobotę, na ostatni dzień tej
frapującej imprezy. We czwartek i w piątek na scenie Miejskiego Centrum Kultury
i Klubu Mózg wystąpili m.in. LAM (Wacław Zimpel/ Hubert Zempler/ Krzysztof
Dys), trio Piotr Mełech/ Jacek Mazurkiewicz/ Vasco Trilla (pozdrowienia dla
Barcelony!!!!), Kevin Drumm i Kwintet Wojtka Mazolewskiego. Bez cienia
wątpliwości było gorąco, podniecająco i niezwykle kreatywnie. Nie zabrakło też
imprez wizyjnych, w tym filmów
estetycznie antywojennych.
Dodaj napis |
Na sobotę Sławek Janicki, Szef przedsięwzięcia, zaplanował
pięć koncertów. Za skromne piętnaście złotych można było wejść w posiadanie
kolorowej opaski na rękę, która skutecznie umożliwiała buszowanie po obiekcie i
delektowanie się muzyką.
Na początek duet Backspace. Zbyszek Chojnacki z akordeonem i
Łukasz Czekała ze skrzypcami elektrycznymi. Obaj muzycy opętali się kilometrami
kabli i podłączeni do swoich ekskluzywnych laptopów, zaproponowali
konstruktywny taniec pozbawiony rytmu. W płaskich brzuszkach tych sumiennych
elektronicznych zabawek działo się naprawdę wiele i do uszu słuchaczy
(podówczas jeszcze dość nielicznych) docierały plamy nieakustycznych dźwięków,
które zwierały się ze sobą, krzyżowały i wchodziły w delikatne interakcje.
Całość Backspace’owej koncepcji broniła się dla mnie mniej więcej przez 20-25
minut. Potem zwyczajnie zacząłem się nudzić, nie mogąc wyjść ze zdumienia, iż
kilka całkiem udanych okazji na zakończenie koncertu nie zostało przez muzyków wykorzystanych.
Co innego Wasz recenzent… Po upływie godziny lekcyjnej spokojnie umknął do
dobrze skomunikowanego z salą koncertową baru klubowego.
Bardzo sprawnie, posiłkując się ulotną i kompetentną
konferansjerką Sławka Janickiego, dobrnęliśmy do drugiej pozycji koncertowej.
Na scenie Biliana Voutchkova, urocza i bardzo – jak się miało za chwilę okazać
– kompetentna skrzypaczka. Berlińska rezydentka, pochodząca z Bułgarii, operuje
artystycznie na wielu polach, tak muzyki współczesnej, jak i improwizowanej.
Jak pokazał koncert, obie te sfery pięknie się w muzyce Biliany przenikają. Nie ukrywam, że ten koncert mnie bardzo indywidualnie zachwycił. Surowa, chwilami
drapieżna improwizacja, piękne, lekko szorstkie brzmienie instrumentu, szczypta
minimalistyki (w imponującym fragmencie finałowym chociażby), temperament i ten
rodzaj artystycznej bezczelności, która nie pozostawiała nikogo po drugiej
stronie sceny w pozycji obojętnej na wyczyny skrzypaczki. Zwarty, konsekwentny
set o idealnych parametrach czasowych (tak w pozycji do pierwszego koncertu
dnia). What a game!
Bar-toaleta, toaleta-bar i niechybnie czas na trzecią
pozycję programu. Mikołaj Trzaska solo! Być może w tym właśnie momencie nie mogło
nas spotkać nic lepszego. Publiczność dotarła, wszystkie krzesełka zajęte (sam
usiadłem pod sceną na czterech literach), a na scenie nowonarodzony 50-latek. Historia
tego miejsca, historia polskiej muzyki improwizowanej. Historia, dodajmy wciąż
świeża, ekscytująca i nowoczesna. Czytelnicy Trybuny znają zapewne mój poziom atencji dla muzyki i osoby Mikołaja,
zatem nikogo nie zdziwi stwierdzenie, iż był to doprawdy piękny koncert.
Konsekwentna, poparta dużym arsenałem saksofonowych środków wyrazu, opowieść
człowieka, który dobrze się czuje w swojej roli. Dynamiczna, acz nieśpieszna,
surowa i złociście bogata. W Mikołaju drzemie tak ogromna artystyczna szczerość
i uczciwość, że nie da się temperatury takiego koncertu zignorować. I nikt
zapewne tego nie uczynił.
No i punkt główny całej zabawy, przynajmniej dla mnie powód
prymalny, by dotargać się w ten wrześniowy wieczór do Mózgu. Evan Parker w
towarzystwie elektronika Matta
Wrighta, przy ekskluzywnym wsparciu kontrabasisty Petera Jacquemyna. Co za
trio!
Wybitny angielski saksofonista ma w dorobku duet płytowy
zarówno ze swym o ponad trzydzieści lat młodszym laptopowcem (onegdaj krążek Trance
Map), jak i belgijskim kontrabasistą, muzykiem średniego pokolenia (całkiem
niedawno, recenzowany entuzjastycznie Marsyas
Suite). Na scenie Mózgu nastąpiło twórcze zderzenie tych dwóch duetów. Duży
background elektroniki sprawił, że
Parker operował przede wszystkim na saksofonie sopranowym (jak zwykł mawiać, w
zderzeniu z kablami woli korzystać z
tego instrumentu, a rzadziej sięga wtedy po saksofon tenorowy). Usadowiony na
krześle, skupiony nad instrumentem snuł swoją niebywałą opowieść. Elektronika umieszczona
po środku sceny, sprytna i nienachalna, stała się pasjonującym tłem dla popisów
saksofonisty, a także kontrabasisty. Peter Jacquemyn, którego miałem okazję
porównać kiedyś do swego imiennika Kowalda, tkał swój gobelin dźwięków, jak to
ma zwyczaju, drastycznie, dynamicznie, pokrętnie i ewidentnie pięknie, często
gnąc smyczek i wieszając się oburącz na gryfie swego wielkiego instrumentu.
Doskonały koncert i wyśmienity pomysł w mojej głowie, by
takie trio popełniło kiedyś materiał płytowy. Koniecznie! Nie wszystkie
muzyczne przygody Evana Parkera, w towarzystwie współczesnej elektroniki,
frapują mnie i każą prosić o więcej, wszakże tę sobotnią, mózgową, kupuję w
ciemno. Duża w tym zasługa doskonałego, belgijskiego specjalisty od niskich
częstotliwości. Czapki z głów!
Na finał set dj-ski w wykonaniu Jacka Sienkiewicza, który zapewne ukoił wszystkich do snu, po ciężkim i wyczerpującym dniu wspaniałej
muzyki. Ja sam, ukoiłem się już wcześniej, tuż po koncercie Parkera kierując
swe członki na zasłużony, hotelowy odpoczynek.
Fantastyczna impreza, piękna muzyka!
*****
Tak zupełnie przy okazji, polecam zajrzeć na program
warszawskiej edycji Klubu Mózg. Na długą i złotą jesień zaplanowano m.in.
fascynujący cykl koncertów w formule solo + solo + duet, pod nazwą własną Super Sam +1. Na liście zaproszonych
muzyków m.in. Evan Parker, Barry Guy, Sylvie Courvoisier, Kazuhisa Uchihashi czy
Toshinori Kondo! Są oni konfrontowani z krajowymi muzykami improwizującymi. Po
szczegóły odsyłam na stronę klubu mozg.pl.
Ps. Delegację ubarwiają – jak zwykle - moje kolejne nieudane
zdjęcia z telefonu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz