Podtytuł Trybuny
Muzyki Spontanicznej – nie przez przypadek będący parafrazą wybitnej
powieści G.G. Marqueza – codziennie konstytuuje się ilością wydawnictw z muzyką
improwizowaną, jaka wszelkimi dostępnymi kanałami trafia do naszych uszu.
Czasy nadprodukcji
dźwięków niechybnie zobowiązują. A kolejnym dowodem na to, że w zasadzie każdy
koncert free improv godny jest
wydania płyty, niech będzie inicjatywa edytorska londyńskiego klubu Cafe Oto,
zwana marketingowo OtoROKU, która skutecznie zalewa nasze odtwarzacze nową
muzykę, przy okazji dość regularnie trafiając na te łamy. Tylko w okresie późnoletnim
do mych uszu dotarło siedem nowych wydawnictw tejże inicjatywy. Co gorsze,
prawie wszystkie zawierają…. doskonałą muzykę!
A zatem dość już tej wolty zmanierowanego recenzenta, czas
najwyższy parę słów o tych nowych otorokowych
płytach opowiedzieć.
Nie dalej, jak kilka miesięcy temu trafiła do nas studyjna
dokumentacja spotkania dwóch saksofonistów brytyjskich, Wrighta i Parkera (Tie Stone To The Wheel, Fataka). Dziś
spotykamy się z nimi w Cafe Oto, na wydawnictwie, którego tytuł stanowi przy
okazji datę rejestracji nagrania. Pod jednym numerem katalogowym, dostajemy
jeszcze inny duet Seymoura Wrighta, tym razem z japońską operatorką
amplifikowanych przedmiotów nieinstrumentalnych,
Rie Nakajimą (jak wynika z tytułu, ten koncert odbył się tydzień później).
Oba koncerty łączy nazwisko saksofonisty, muzyka wszakże na
nich poczyniona jest od siebie estetycznie bardzo odległa. Gdy spotkanie z
wyjątkową postacią, jaką jest Evan Parker, jest typowym sonorystycznym zwarciem,
w stylistyce głębokiego free improv,
o tyle spotkanie z japonką jest już improwizacją na styku dekonstruującej elektroniki i nieco pokrętnie rozumianej
kameralistyki. I to właśnie ta druga okoliczność wskazuje, jak silnie
poszukującym i nie ulegającym prostym klasyfikacjom muzykiem, jest Seymour
Wright. To par exellance
improwizator, z którym wejście w odpowiedni tembr konstruktywnego dialogu nie
jest czynnością oczywistą nawet dla takiego maga
jak Evan Parker. To spotkanie, to być może największe współczesne wyzwanie dla
mistrza swobodnej improwizacji. W odsłuchu zalecam dużą koncentrację i
skupienie się na detalach, tak by móc czerpać z tego niespełna 40-minutowego
koncertu odpowiednią porcję akustycznej przyjemności.
Drugi koncert jest na tyle odległy gatunkowo od pierwszego, że po prawdzie winien ukazać się osobno.
Podoba mi się takie granie, cenię podobne brzmienia i lubię ten gorzki odczyn
nieprzewidywalności improwizacji, odległej od skal jazzowych o kilka długich
galaktyk.
The
Apophonics (John Butcher, John Edwards, Gino Robair) 27.11.13
Trzej wymienieni wyżej, wyjątkowej klasy improwizatorzy, spotykali
się razem w wielu miejscach, na niezliczonej ilości płyt, na ogół w zestawach
dwuosobowych (archiwa Trybuny mają na
to sporą liczbę dowodów). Jakkolwiek we trójkę, fonograficznie ujawnili się
światu dopiero po raz drugi. Na potrzeby wydawcy przyjęli oni pierwotnie nazwę
The Apophonics i w tej wersji zameldowali się na scenie free improv, całkiem niedawno, doskonałym, studyjnym krążkiem On Air (Weight Of Wax, 2013).
Teraz spotykamy ich w Cafe Oto, mniej więcej półtora roku
później, w równie doskonałej formie (tytuł podpowiada nam punkt na osi czasu).
Jeśli odnieść ten koncert do incydentu studyjnego, należy zwrócić uwagę na
nieco inną technikę gry Gino Robaira. Ten perkusjonalista zwykł określać swój
zestaw instrumentalny mianem energetyzujących
powierzchni (i jest to celne określenie, gdyż na ogół uzyskuje on dźwięki dzięki
pocieraniu membran i wzmacnianiu sygnału). Tu, w Cafe Oto, konglomerat
akustyczny, jaki dostarcza on genialnie improwizującym, saksofoniście i
kontrabasiście, bardziej przypomina … grę na perkusji. Być może ginie gdzieś ulotność
i wyjątkowość jego muzycznej kreacji, ale całość koncertu zyskuje na
komunikatywności i wpada w obszar naszego zachwytu, bez narażania receptorów
słuchu na rozwiązywanie zbyt ciężkiej, intelektualnej łamigłówki. Wyśmienita
płyta!
Joe McPhee & Chris Corsano 25.7.12
Kolejny otorokowy
świeżak, to lipcowy koncert sprzed czterech lat, freejazzowego saksofonisty
weterana Joe McPhee i skromnego aspiranta
tuż po czterdziestce, wszakże doświadczonego artystycznie na niejednym polu
muzyki współcześnie pojmowanej, perkusisty Chrisa Corsano.
Gdy wrzucam do odtwarzacza muzykę McPhee (po prawdzie
ostatnio robię to dużo rzadziej niż onegdaj), zawsze targają mną pewne
ambiwalencje. Z jednej strony dorobek artystyczny i pozycja na scenie muzyki free tego Pana nie podlega jakimkolwiek
negocjacjom, z drugiej jednak, jego maniera improwizacyjna, polegająca bardzo
często na niedopowiadaniu fraz, czy niespodziewanych chwilach zadumy w trakcie
… ekspresyjnej galopady dźwięków, sprawia, że nasza miłość jest trudna i miewa
chwile rozterek, tudzież szczerych wątpliwości.
Nie mniej, akurat spotkania Joe z Chrisem, których kilka
miało miejsce w ostatnich latach, to przykład na muzykę, która nie dostarcza aż takich ambiwalencji. Myślę, że sprawcą tego stanu rzeczy
jest ten młodszy. Corsano, doskonały i wszechstronny improwizator, jest też
facetem, który lubi głośne i dynamicznie granie. To on sprawia, że … chwile zawieszenia w muzyce Joe trwają krótką i
nie wywołują poczucia nudy w uszach Waszego recenzenta.
Spotkanie w Cafe Oto, wszystkie te aspekty uwzględnia. Są
erupcje free, są chwile zadumy, jakkolwiek ich proporcje cieszą mnie szczerze.
Muzycy z każdą chwilą koncertu nabierają wigoru i ochoty na więcej. W piątym i
szóstym fragmencie (łącznie ponad 30 minut) wchodzą w pewien rodzaj estetycznego
rozwibrowania, które – mimo, iż nie
jest galopem ku wiecznej ekstazie – być może stanowi najlepszą część tego bardzo
udanego koncertu. I od razu zaznaczmy, że czynnym sprawcą owego rozwibrowania jest przede wszystkim
genialnie kontrapunktujący perkusista (dzwonki, talerze, inne przedmioty…).
6ix Nothing
More
Dzisiejsza opowieść przekroczyła już półmetek, zatem
najwyższa pora, by wygodnie zasiąść w fotelach przytulnej, nie nazbyt obszernej
Cafe Oto i posłuchać koncertu, który pośród tu omawianych jest zdecydowanie
wydarzeniem artystycznym najwyższego lotu.
Na skromnej scenie aż szóstka muzyków (tytuł wykonawczy
zatem zasadny): Urs Leimgruber (saksofon sopranowy), Okkyung Lee (wiolonczela),
Jacques Demierre (fortepian), Thomas Lehn (syntezator), Roger Turner
(perkusjonalia) i Dorothea Schürch (głos). Przyznacie, że towarzystwo bardzo
zacne i kompetentne. Słowa komentarza wymaga chyba jedynie Dorothea –
szwajcarska improwizatorka o dość ubogim i głównie lokalnym dorobku
artystycznym, raczej z obszaru muzyki współczesnej. Pod tajemniczym szyldem 6ix, otorokowy koncert, to drugie
ujawnienie tego składu (poprzedniego szukajcie w katalogu Leo Records).
Nic więcej, to dwa
fragmenty swobodnej improwizacji, powstałe w listopadzie 2013r., trwające około
40 minut. Lektura składu instrumentalnego, garść oczywistych doświadczeń w
obcowaniu z muzyką tych właśnie postaci, a także odrobina wyobraźni, podpowie
nam wszystko, co winniśmy wiedzieć o tym nagraniu. Piękna, mnisia, molekularna improwizacja o smakowitych walorach
akustycznych, stworzona przez doskonałych instrumentalistów, dodatkowo
pozostających owego wieczoru – ewidentnie! – w bardzo dobrej formie. Całość
skąpana w dobrze przyprawionym, elektroakustycznym sosie (Lehn!). Oniryczne,
wytłumione pasaże saksofonu sopranowego (czy ktoś zna płytę free improv, na której Leimgruber by
rozczarował?), kobieca lekkość wiolonczeli, świetny, męski drumming, konsekwentny pianista i … Dorothea w pląsach gębowych, które niczym girlanda, zdobią
efekt końcowy. Wyśmienite i ... nic więcej.
Haste (Ingrid
Laubrock/ Veryan Weston/ Hannah Marshall)
A Broad Margin
Saksofon, fortepian i wiolonczela na scenie Oto – rzec by
można, że poprzednio wysłuchany sekstet, okrojony o trzy głowy, nadal nam
muzykuje. Ale tak nie do końca … Haste, to nazwa, którą trójka wykształconych
improwizatorów przyjęła na potrzeby nagrania dla Emanem Records (2012).
Po koncercie Ingrid Laubrock, Veryana Westona i Hannah Marshall,
z ubiegłorocznej jesieni (znów około 40 minut), oczekiwałbym raczej dynamiki i
ekspresji adekwatnej do … pory roku. Zaduma, nostalgia, whatever you want. A tu zaskoczenie, pozytywne – od razu dodajmy!
Prawdziwa eksplozja free z etykietą jazz na pełnych prawach. Energia, dynamika,
zadziorne improwizacje, zarówno solowe, jak i kolektywne, na tyle intensywne,
że nawet nie zdążycie butelki czerwonego wina dobrze napocząć, a już muzycy
odtrąbią finał. Chciałoby się więcej! Brooklyńska
Niemka średniego pokolenia (ostatnio terminuje często u Braxtona), młoda
Brytyjka (pamiętamy ją z ostatnich płyt tria, kwintetu i sekstetu Alexa Warda)
i jej rodak weteran (tu lista skojarzeń byłaby ogromna, więc sobie odpuszczam)
– tygiel godny lepszej sprawy. Duża niespodzianka, jakkolwiek.
Konstrukt
& Alexander Hawkins 10.08.15
Z tureckim składem Konstrukt, każdy nawet średnio
zaawansowany freejazz fan z pewnością się już zetknął, albowiem mają oni w
swoim portfolio płyty z Peterem Brotzmannem
i Evanem Parkerem. Tym razem kwartet znad Bosforu dokoptował sobie przy okazji
występu w Cafe Oto, młodego, brytyjskiego pianistkę Alexandra Hawkinsa (ten też
ma już płytę z Evanem Parkerem na rozkładzie, nawet w tym roku).
Turecki ansambl jest kwartetem elektrycznym (dęciaki, gitara,
gitara basowa i perkusja, również elektroniczna, także sporo drobnych dodatków
instrumentalnych, skutecznie obezwładniających przestrzeń akustyczną koncertu),
który co prawda z walorów mocy swego
instrumentarium nie korzysta z przesadą (chciałem powiedzieć, że wcale nie
grają aż tak głośno), ale w efekcie końcowym ich propozycji, trudno mi się
doszukiwać wrażeń, które sprawią, że o tej muzyce będę miał ochotę myśleć w
kontekście kolejnego odsłuchu. Młody, akustyczny (!) pianista gra tu ciekawie i
nawet udanie wgryza się w fakturę kwartetu (stosunkowo po drodze mu z saksofonem), ale nie wnosi do obrazu całości iskry
czegoś szczególnego. Nagranie jest długie (prawie 90 minut), co też nie sprzyja
wysokiej ocenie tego koncertu. No cóż, nie zawsze świeci słońce w Cafe Oto.
John
Tchicai/ Tony Marsh/ John Edwards 27
September 2010
Na sam juz koniec wizyt w Cafe Oto, skromny koncert funeralny. Tak się bowiem składa, że
dwie trzecie tria Tchicai/ Marsh/ Edwards nie gra już z nami od kilku lat, zatem ich występ nie mógł
mieć w nazwie dat ‘15, ani tym bardziej ‘16.
Spory fragment historii europejskiego free jazzu jakkolwiek pojawił się na scenie Cafe Oto, owe sześć lat temu. Muzycy zagrali trzy
kwadransie zgrabnego zestawu dźwięków w jednym odcinku czasowym. Od razu dodam,
że Tchicai nigdy nie należał do moich ulubieńców (rodzaj saksofonisty, którego
intencje artystyczne bywały dla mnie na ogół niejasne), nawet wtedy, gdy pół wieku
temu rył zręby sceny free na Starym
Kontynencie. Ten koncert w sumie to potwierdza. Jeśli znajdę w przyszłości powód,
by wrócić do tego nagrania, to będzie on związany jedynie ze … świetną gra
sekcji Edwards-Marsh. Ale to sumie żadne odkrycie.
Jeśli w przypływie ignorancji, pomyślicie, że wyżej omówione
pozycje to wszystkie nowości OtoROKU, wiedzcie, że błąd Wasz jest kardynalny. Po
szczegóły nie odsyłam tym razem na stronę wydawnictwa (jest ona cokolwiek
chaotyczna i niespójna), a na niezastąpiony discogs.com. Po wygooglaniu nazwy wydawnictwa, dowiecie
się o kolejnych ciepłych koncertach, dostępnych w różnych formatach (na ogół
plikach), takich wykonawców, jak Eddie Prevost, Okkyung Lee, Mark
Sanders, John Butcher, Fred Frith, Roger Turner, Dominic Lash, czy Angharad
Davies, wymieniając jedynie tych, których personalia są mi ogólnie znane. A
zatem do odsłuchu, a w przypływie szaleństwa, także na zakupy!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz