czwartek, 29 września 2016

OtoROKU kontratakuje! czyli przegląd nowości koncertowych z Cafe Oto


Podtytuł Trybuny Muzyki Spontanicznej – nie przez przypadek będący parafrazą wybitnej powieści G.G. Marqueza – codziennie konstytuuje się ilością wydawnictw z muzyką improwizowaną, jaka wszelkimi dostępnymi kanałami trafia do naszych uszu.

Czasy nadprodukcji dźwięków niechybnie zobowiązują. A kolejnym dowodem na to, że w zasadzie każdy koncert free improv godny jest wydania płyty, niech będzie inicjatywa edytorska londyńskiego klubu Cafe Oto, zwana marketingowo OtoROKU, która skutecznie zalewa nasze odtwarzacze nową muzykę, przy okazji dość regularnie trafiając na te łamy. Tylko w okresie późnoletnim do mych uszu dotarło siedem nowych wydawnictw tejże inicjatywy. Co gorsze, prawie wszystkie zawierają…. doskonałą muzykę!

A zatem dość już tej wolty zmanierowanego recenzenta, czas najwyższy parę słów o tych nowych otorokowych płytach opowiedzieć.


Seymour Wright/ Evan Parker/ Rie Nakajima  23.2.16 Evan Parker, 1.3.16 Rie Nakajima

Nie dalej, jak kilka miesięcy temu trafiła do nas studyjna dokumentacja spotkania dwóch saksofonistów brytyjskich, Wrighta i Parkera (Tie Stone To The Wheel, Fataka). Dziś spotykamy się z nimi w Cafe Oto, na wydawnictwie, którego tytuł stanowi przy okazji datę rejestracji nagrania. Pod jednym numerem katalogowym, dostajemy jeszcze inny duet Seymoura Wrighta, tym razem z japońską operatorką amplifikowanych przedmiotów nieinstrumentalnych, Rie Nakajimą (jak wynika z tytułu, ten koncert odbył się tydzień później).




Oba koncerty łączy nazwisko saksofonisty, muzyka wszakże na nich poczyniona jest od siebie estetycznie bardzo odległa. Gdy spotkanie z wyjątkową postacią, jaką jest Evan Parker, jest typowym sonorystycznym zwarciem, w stylistyce głębokiego free improv, o tyle spotkanie z japonką jest już improwizacją na styku dekonstruującej elektroniki i nieco pokrętnie rozumianej kameralistyki. I to właśnie ta druga okoliczność wskazuje, jak silnie poszukującym i nie ulegającym prostym klasyfikacjom muzykiem, jest Seymour Wright. To par exellance improwizator, z którym wejście w odpowiedni tembr konstruktywnego dialogu nie jest czynnością oczywistą nawet dla takiego maga jak Evan Parker. To spotkanie, to być może największe współczesne wyzwanie dla mistrza swobodnej improwizacji. W odsłuchu zalecam dużą koncentrację i skupienie się na detalach, tak by móc czerpać z tego niespełna 40-minutowego koncertu odpowiednią porcję akustycznej przyjemności.

Drugi koncert jest na tyle odległy gatunkowo od pierwszego, że po prawdzie winien ukazać się osobno. Podoba mi się takie granie, cenię podobne brzmienia i lubię ten gorzki odczyn nieprzewidywalności improwizacji, odległej od skal jazzowych o kilka długich galaktyk.


The Apophonics (John Butcher, John Edwards, Gino Robair)  27.11.13

Trzej wymienieni wyżej, wyjątkowej klasy improwizatorzy, spotykali się razem w wielu miejscach, na niezliczonej ilości płyt, na ogół w zestawach dwuosobowych (archiwa Trybuny mają na to sporą liczbę dowodów). Jakkolwiek we trójkę, fonograficznie ujawnili się światu dopiero po raz drugi. Na potrzeby wydawcy przyjęli oni pierwotnie nazwę The Apophonics i w tej wersji zameldowali się na scenie free improv, całkiem niedawno, doskonałym, studyjnym krążkiem On Air (Weight Of Wax, 2013).




Teraz spotykamy ich w Cafe Oto, mniej więcej półtora roku później, w równie doskonałej formie (tytuł podpowiada nam punkt na osi czasu). Jeśli odnieść ten koncert do incydentu studyjnego, należy zwrócić uwagę na nieco inną technikę gry Gino Robaira. Ten perkusjonalista zwykł określać swój zestaw instrumentalny mianem energetyzujących powierzchni (i jest to celne określenie, gdyż na ogół uzyskuje on dźwięki dzięki pocieraniu membran i wzmacnianiu sygnału). Tu, w Cafe Oto, konglomerat akustyczny, jaki dostarcza on genialnie improwizującym, saksofoniście i kontrabasiście, bardziej przypomina … grę na perkusji. Być może ginie gdzieś ulotność i wyjątkowość jego muzycznej kreacji, ale całość koncertu zyskuje na komunikatywności i wpada w obszar naszego zachwytu, bez narażania receptorów słuchu na rozwiązywanie zbyt ciężkiej, intelektualnej łamigłówki. Wyśmienita płyta!


Joe McPhee & Chris Corsano  25.7.12

Kolejny otorokowy świeżak, to lipcowy koncert sprzed czterech lat, freejazzowego saksofonisty weterana Joe McPhee i  skromnego aspiranta tuż po czterdziestce, wszakże doświadczonego artystycznie na niejednym polu muzyki współcześnie pojmowanej, perkusisty Chrisa Corsano.

Gdy wrzucam do odtwarzacza muzykę McPhee (po prawdzie ostatnio robię to dużo rzadziej niż onegdaj), zawsze targają mną pewne ambiwalencje. Z jednej strony dorobek artystyczny i pozycja na scenie muzyki free tego Pana nie podlega jakimkolwiek negocjacjom, z drugiej jednak, jego maniera improwizacyjna, polegająca bardzo często na niedopowiadaniu fraz, czy niespodziewanych chwilach zadumy w trakcie … ekspresyjnej galopady dźwięków, sprawia, że nasza miłość jest trudna i miewa chwile rozterek, tudzież szczerych wątpliwości.




Nie mniej, akurat spotkania Joe z Chrisem, których kilka miało miejsce w ostatnich latach, to przykład na muzykę, która nie dostarcza aż takich ambiwalencji. Myślę, że sprawcą tego stanu rzeczy jest ten młodszy. Corsano, doskonały i wszechstronny improwizator, jest też facetem, który lubi głośne i dynamicznie granie. To on sprawia, że … chwile zawieszenia w muzyce Joe trwają krótką i nie wywołują poczucia nudy w uszach Waszego recenzenta.

Spotkanie w Cafe Oto, wszystkie te aspekty uwzględnia. Są erupcje free, są chwile zadumy, jakkolwiek ich proporcje cieszą mnie szczerze. Muzycy z każdą chwilą koncertu nabierają wigoru i ochoty na więcej. W piątym i szóstym fragmencie (łącznie ponad 30 minut) wchodzą w pewien rodzaj estetycznego rozwibrowania, które – mimo, iż nie jest galopem ku wiecznej ekstazie – być może stanowi najlepszą część tego bardzo udanego koncertu. I od razu zaznaczmy, że czynnym sprawcą owego rozwibrowania jest przede wszystkim genialnie kontrapunktujący perkusista (dzwonki, talerze, inne przedmioty…).


6ix  Nothing More

Dzisiejsza opowieść przekroczyła już półmetek, zatem najwyższa pora, by wygodnie zasiąść w fotelach przytulnej, nie nazbyt obszernej Cafe Oto i posłuchać koncertu, który pośród tu omawianych jest zdecydowanie wydarzeniem artystycznym najwyższego lotu.

Na skromnej scenie aż szóstka muzyków (tytuł wykonawczy zatem zasadny): Urs Leimgruber (saksofon sopranowy), Okkyung Lee (wiolonczela), Jacques Demierre (fortepian), Thomas Lehn (syntezator), Roger Turner (perkusjonalia) i Dorothea Schürch (głos). Przyznacie, że towarzystwo bardzo zacne i kompetentne. Słowa komentarza wymaga chyba jedynie Dorothea – szwajcarska improwizatorka o dość ubogim i głównie lokalnym dorobku artystycznym, raczej z obszaru muzyki współczesnej. Pod tajemniczym szyldem 6ix, otorokowy koncert, to drugie ujawnienie tego składu (poprzedniego szukajcie w katalogu Leo Records).




Nic więcej, to dwa fragmenty swobodnej improwizacji, powstałe w listopadzie 2013r., trwające około 40 minut. Lektura składu instrumentalnego, garść oczywistych doświadczeń w obcowaniu z muzyką tych właśnie postaci, a także odrobina wyobraźni, podpowie nam wszystko, co winniśmy wiedzieć o tym nagraniu. Piękna, mnisia, molekularna improwizacja o smakowitych walorach akustycznych, stworzona przez doskonałych instrumentalistów, dodatkowo pozostających owego wieczoru – ewidentnie! – w bardzo dobrej formie. Całość skąpana w dobrze przyprawionym, elektroakustycznym sosie (Lehn!). Oniryczne, wytłumione pasaże saksofonu sopranowego (czy ktoś zna płytę free improv, na której Leimgruber by rozczarował?), kobieca lekkość wiolonczeli, świetny, męski drumming, konsekwentny pianista i … Dorothea w pląsach gębowych, które niczym girlanda, zdobią efekt końcowy. Wyśmienite i ... nic więcej.


Haste (Ingrid Laubrock/ Veryan Weston/ Hannah Marshall)  A Broad Margin

Saksofon, fortepian i wiolonczela na scenie Oto – rzec by można, że poprzednio wysłuchany sekstet, okrojony o trzy głowy, nadal nam muzykuje. Ale tak nie do końca … Haste, to nazwa, którą trójka wykształconych improwizatorów przyjęła na potrzeby nagrania dla Emanem Records (2012).




Po koncercie Ingrid Laubrock, Veryana Westona i Hannah Marshall, z ubiegłorocznej jesieni (znów około 40 minut), oczekiwałbym raczej dynamiki i ekspresji adekwatnej do … pory roku. Zaduma, nostalgia, whatever you want. A tu zaskoczenie, pozytywne – od razu dodajmy! Prawdziwa eksplozja free z etykietą jazz na pełnych prawach. Energia, dynamika, zadziorne improwizacje, zarówno solowe, jak i kolektywne, na tyle intensywne, że nawet nie zdążycie butelki czerwonego wina dobrze napocząć, a już muzycy odtrąbią finał. Chciałoby się więcej! Brooklyńska Niemka średniego pokolenia (ostatnio terminuje często u Braxtona), młoda Brytyjka (pamiętamy ją z ostatnich płyt tria, kwintetu i sekstetu Alexa Warda) i jej rodak weteran (tu lista skojarzeń byłaby ogromna, więc sobie odpuszczam) – tygiel godny lepszej sprawy. Duża niespodzianka, jakkolwiek.


Konstrukt & Alexander Hawkins  10.08.15

Z tureckim składem Konstrukt, każdy nawet średnio zaawansowany freejazz fan z pewnością się już zetknął, albowiem mają oni w swoim portfolio płyty z Peterem Brotzmannem i Evanem Parkerem. Tym razem kwartet znad Bosforu dokoptował sobie przy okazji występu w Cafe Oto, młodego, brytyjskiego pianistkę Alexandra Hawkinsa (ten też ma już płytę z Evanem Parkerem na rozkładzie, nawet w tym roku).




Turecki ansambl jest kwartetem elektrycznym (dęciaki, gitara, gitara basowa i perkusja, również elektroniczna, także sporo drobnych dodatków instrumentalnych, skutecznie obezwładniających przestrzeń akustyczną koncertu), który co prawda z walorów mocy swego instrumentarium nie korzysta z przesadą (chciałem powiedzieć, że wcale nie grają aż tak głośno), ale w efekcie końcowym ich propozycji, trudno mi się doszukiwać wrażeń, które sprawią, że o tej muzyce będę miał ochotę myśleć w kontekście kolejnego odsłuchu. Młody, akustyczny (!) pianista gra tu ciekawie i nawet udanie wgryza się w fakturę kwartetu (stosunkowo po drodze mu z saksofonem), ale nie wnosi do obrazu całości iskry czegoś szczególnego. Nagranie jest długie (prawie 90 minut), co też nie sprzyja wysokiej ocenie tego koncertu. No cóż, nie zawsze świeci słońce w Cafe Oto.


John Tchicai/ Tony Marsh/ John Edwards  27 September 2010

Na sam juz koniec wizyt w Cafe Oto, skromny koncert funeralny. Tak się bowiem składa, że dwie trzecie tria Tchicai/ Marsh/ Edwards nie gra już z nami od kilku lat, zatem ich występ nie mógł mieć w nazwie dat ‘15, ani tym bardziej ‘16.




Spory fragment historii europejskiego free jazzu jakkolwiek pojawił się na scenie Cafe Oto, owe sześć lat temu. Muzycy zagrali trzy kwadransie zgrabnego zestawu dźwięków w jednym odcinku czasowym. Od razu dodam, że Tchicai nigdy nie należał do moich ulubieńców (rodzaj saksofonisty, którego intencje artystyczne bywały dla mnie na ogół niejasne), nawet wtedy, gdy pół wieku temu rył zręby sceny free na Starym Kontynencie. Ten koncert w sumie to potwierdza. Jeśli znajdę w przyszłości powód, by wrócić do tego nagrania, to będzie on związany jedynie ze … świetną gra sekcji Edwards-Marsh. Ale to sumie żadne odkrycie.
  

Jeśli w przypływie ignorancji, pomyślicie, że wyżej omówione pozycje to wszystkie nowości OtoROKU, wiedzcie, że błąd Wasz jest kardynalny. Po szczegóły nie odsyłam tym razem na stronę wydawnictwa (jest ona cokolwiek chaotyczna i niespójna), a na niezastąpiony discogs.com. Po wygooglaniu nazwy wydawnictwa, dowiecie się o kolejnych ciepłych koncertach, dostępnych w różnych formatach (na ogół plikach), takich wykonawców, jak Eddie Prevost, Okkyung Lee, Mark Sanders, John Butcher, Fred Frith, Roger Turner, Dominic Lash, czy Angharad Davies, wymieniając jedynie tych, których personalia są mi ogólnie znane. A zatem do odsłuchu, a w przypływie szaleństwa, także na zakupy!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz