Główny bohater doskonałego filmu Paolo Sorrentino Wielkie Piękno, znany włoski literat, w
trakcie przyjęcia z okazji 65-urodzin, podsumowując poziom swojej życiowej
motywacji, rzekł tymi słowami: W moim
wieku nie mam już czasu na robienie rzeczy, które nie sprawiają mi przyjemności.
Sabir Mateen, doskonały amerykański saksofonista,
klarnecista i flecista, nie dość, że kilka miesięcy temu osiągnął ów wspaniały
rok życia, to jeszcze wydał właśnie w naszym prześmiesznym kraju całkiem
smakowitą, freejazzową petardę! Przy okazji, rzucając okiem na jego
dotychczasowy, niezbyt zresztą bogaty, dorobek artystyczny, odniosłem wrażenie,
że dewizę życiową włoskiego literata, stosuje on od dawien dawna.
Rzeczony krążek, to Collective Four (ForTune, 2016), czyli
zgodnie z nazwą, połączone siły saksofonów, klarnetów i fletów Sabira Mateena,
puzonu Conny Bauera, kontrabasu Marka Tokara i perkusji Klausa Kugela. Zawiera
dokumentację foniczną koncertu, jaki kończył sześcioprzystankową trasę kwartetu
po naszym kraju, a miejsce miał w Lublinie, w grudniu roku ubiegłego*).
Ponad siedemdziesięciominutowe nagranie, podane w trzech
odcinkach, zaprasza nas do bezgranicznego oceanu modelowego wręcz free jazzu.
Zatem odpowiedni poziom ekspresji, luźno zadzierzgnięty scenariusz
improwizacji, bez nutek, w oczywisty sposób sygnalizujących przebieg wydarzeń,
wreszcie kompetentni wykonawcy. Ta czwórka dorosłych mężczyzn o dużej
rozpiętości wieku (sekcja dęta śmiało mogłaby być ojcem kontrabasisty), zapewne
grała ze sobą na tej trasie po raz pierwszy w życiu, ale że krążek zawiera
szósty ich wspólny występ, fakt ten nie wpływa w żaden sposób na jakość muzyki.
Oczywiście w tych okolicznościach nie oczekujemy od muzyków naszych ulubionych
niewyczerpalnych pokładów synergii, ani kosmicznej telepatii, ale od początku
do końca band działa sprawnie i przynosi moc artystycznych wrażeń.
Królem polowania jest tu bez dwóch zdań Sabir Mateen, który
prowadzi grę, wspaniale improwizuje na kilku instrumentach (które wciąż zmienia
w trakcie grania) i udanie inspiruje kolegów do kolektywnych przepychanek. Bauer
udanie kreśli puzonowy background dla
popisów saksofonisty, rzadziej biorąc proces improwizacji wyłącznie we własne
ręce. Doskonale funkcjonuje sekcja ukraińsko-niemiecka. Zawsze jest na czas,
świetnie trzyma w ryzach rytm dźwiękowych galopad. Kugel jest fachmanem dużego
sortu i w wielu miejscach na mapie współczesnego free udanie znaczył teren. Tu
nie jest inaczej. Czujny i punktualny, zwarty i gotowy na każde wydarzenie na
scenie. Tokar, w sumie dzieciak w tym gronie (ledwie po 40-ce), w wielu
fragmentach pięknie komentuje wyczyny dęciaków, precyzyjnie kooperuje z drummerem i jeszcze, gdy sytuacja
dramaturgiczna tego wymaga, sięga po smyczek i robi urocze tło dla
spokojniejszych pasusów Mateena na flecie lub klarnecie, czy też wyciszonych
eskalacji puzonu Bauera. Smaczkiem nagrania są poetyckie recytacje Mateena,
podawane w oparach delikatnej i wyciszonej improwizacji Tokara.
*****
Oczywiście osoba Sabira Mateena zawróciła mi na powrót
głowę, dzięki nowemu wydawnictwu legendarnej nowojorskiej formacji Test, o
której pisałem nie dalej, jak kilka dni temu. Tamże dyskografię grupy oraz
istotną moc sprawczą Sabira w tejże kolekcji, podkreśliłem i skutecznie – mam
nadzieję – uzasadniłem. Teraz zatem drobny przegląd innych, ciekawych płyt w
dorobku muzyka. Jak już wcześniej wspomniałem, nie jest on zbyt obszerny, zatem
objętość tego tekstu nie powinna przekroczyć dziesięciu tysięcy znaków. Innym
słowy, istnieje spora szansa, iż czytając z ekranu będziecie w stanie zrozumienia aż do samego jego końca.
Pozycje fonograficzne, w których nazwisko Mateen pada
przynajmniej w roli co-leadera, zaczynają się w zasadzie dopiero w okolicach połowy
lat 90. ubiegłego stulecia. W poprzedniej dekadzie Sabir rezydował w Los
Angeles i grywał głównie w sextecie Horace’a Tapscotta. Dopiero przeprowadzka
do Wielkiego Jabłka, na przełomie dekady (?), sprawiła, iż Mateen odnalazł się
scenie freejazzowej, przy okazji, co rusz napotykając na przyjazne mu dusze i
okazje na konstruktywny dżob.
Z dzisiejszej perspektywy trzeba chyba uznać, iż
terminowanie w ulicznym szaleństwie
pt. Test było znaczącym i niezwykle istotnym doświadczeniem dla tego muzyka.
Jak wiemy z poprzedniej opowieści, pierwszy krążek firmowany nazwą Test pojawił
się dopiero w roku 1998. Pamiętamy także o ciekawym, zarówno z punktu widzenia
muzycznego, jak i socjologicznego, dworcowym
duecie z Tomem Bruno Getting Away With
Murder.
Wcześniej, bo już jesienią 1995, powstał bardzo ciekawy materiał studyjny, który opatrzony został tytułem wykonawczym One World Ensemble. Grupę stworzyli, obok Sabira Mateena, jego lustrzane obicie
z Test, czyli Daniel Carter, a także pianistka Yuko Fujiyma, kontrabasista
Wilber Morris i perkusistka Susie Ibarra (nawet mniej opętanym nowojorskim
freejazzem nazwiska te mówią naprawdę dużo). Płyta zwie się Breathing
Together (Freedom Jazz, 1997), a jej tytuł mówi prawie wszystko o
muzyce tam zawartej. Swobodna, silnie jazzowo ukorzeniona, improwizacja w
nieśpiesznych tempach i nostalgicznych skalach. Ale skoro gra na niej Mateen,
możemy być pewni, że poziom ekspresji będzie istotnie wysoki.
Okres wokół milenijnego przesilenia i problemu roku 2000, owocuje w dyskografii Mateena kilkoma znaczącym
spotkaniami z weteranem free jazzowego bębnienia, Sunny Murrayem. Efekt
fonograficzny, to aż trzy krążki – najpierw duet We Are Not At The Opera
(Eremite Records, 1998), potem zaś dwie części opowieści Perles Noires Vol. 1 i 2
(Eremite Records, 2005). Od razu należy zaznaczyć, że płyty pod względem
autorskim przypisane są perkusiście (przy czym pierwsza, to… Sunny Murray with
Sabir Mateen), jednakże muzyka na nich zawarta jest na tyle swobodną improwizacją, a sprawczy
udział Sabira istotnie znaczący, iż śmiało mogłyby one zostać podpisane
nazwiskami obu muzyków (choć na tej drugiej utwory opisane są jako kompozycje lidera, jest nawet evergreen Ornette Colemana). Warto dodać, że smaczku wydawnictwu Perles Noires dodaje udział osób
trzecich – w pierwszej części są to Dave Burrell (piano), Louis Belogenis (sax)
i Alan Silva (bas), w drugiej zaś Oluyemi Thomas (klarnet basowy, sax) i John
Blum (piano). Nie grają oni jednak razem –
na dyskach mamy duety, tria i kwartet. O ile te pozycje polecam z całą
stanowczości, jako przykłady konkretnie wartościowego free, o tyle mniejszym entuzjazmem darzę płytę nieoperową, gdyż brzmi ona, jakby właśnie w wielkiej sali operowej
została nagrana – perkusja jest zbyt głośna i płynie na zniekształconym pogłosie, zaś dęciaki Mateena są słabo słyszalne.
Pozostając przy wątku współpracy z perkusistami, nie możemy
nie wspomnieć o fantastycznym duecie Mateena z Hamidem Drake’em Brothers Together
(Eremite Records, 2002). O tej płycie miałem już okazję pisać dekadę temu, a
dziś te kilka słów, podsumowujących jakże energetyczny i wręcz mistyczny
projekt, odnajdziecie w archiwum Trybuny,
w zakładce Vivo Fiendly Improvised. Koniecznie trzeba też podkreślić znaczący
udział Sabira w autorskiej i równie jak powyższy duet, doskonałej płycie Hamida
Bindu
(Rouge Art, 2005). Cztery kosmiczne dęciaki (także Daniel Carter, Greg Ward i
Ernest Dawkins) zderzone z plemiennym
drummingiem Drake’a ponad dziesięć lat temu skutecznie zryły mi beret i istotnie przewartościowały podejście do free
jazzu. Majstersztyk!
Utyskując nad wątłością autorskich, czy też współautorskich,
dokonań Mateena w wieku 65 lat, należy przewrotnie zauważyć, że zasoby tej
muzyki byłoby jeszcze szczuplejsze, gdyby nie… Marek Winiarski i jego
nieocenione Not Two Records. W katalogu tej krakowskiej wytwórni doliczyłem się
bodaj dziesięciu tytułów z udziałem amerykańskiego saksofonisty! Przywołajmy na
początek te z Sabirem w roli tytułu wykonawczego: duet z Matthew Shippem Sama (2009),
kwintet z udziałem m.in. Frode Gjerstada i Steve’a Swella Sound Gathering (2010),
duży skład z autorską muzyką komponowaną The Sabir Mateen Jubilee
Ensemble (2012), trio z Michalem Bisio i Whitem Dickeyem Understory
(2013), wreszcie wspólny występ z triem Ferrian/ Pissavini/ Quattrini The
uneXpected (2013). Do tego zestawu winniśmy dodać udział saksofonisty w formacjach
Steve’a Swella Slammin’ The Infinite i Rivers Of Sound, skutkujące łącznie aż
czterema krążkami w katalogu NT (można się jedynie spierać, która z nich jest
doskonalsza), a także równie smakowity koncert formacji Frode Gjerstad/ Paal
Nilssen-Love Project Hasselt (2013), który nie byłby tak
frapujący bez drżących i co rusz eksplodujących dęciaków Mateena.
Jeśli na moment zostaniemy jeszcze przy dokonaniach naszego
dzisiejszego bohatera w roli muzyka istotnie wzmacniającego efekt końcowy, ale niewymienionego
z imienia i nazwiska na okładce krążka, należy z całą bezwzględnością wskazać
doskonałe płyty kwartetów Marka Whitecage’a, innego wspaniałego saksofonisty z
tamtej strony Atlantyku – myślę tu przede wszystkim o Other Quartet Consensual
Tension (CIMP, 1998) i … Other Other Quartet Reserach On The Edge
(CIMP, 1999). Przy odsłuchu obu płyt ślinię się obficie także dzięki różnym,
ale jakże fascynującym sekcjom rytmicznym (na pierwszej Joe Fonda/ Harvey Sorgen,
na drugiej Chris Dahlgren/ Jay Rosen).
Wracając do autorskich płyt Mateena – odnajdziemy w jego
dyskografii trio (Divine Mad Love, Eremite, 1997), kwartet (Other Places Other Spaces,
Nu Bop, 2008), a także kwintet (Secrets Of When, Blue Regard, 2001).
Zaś naszą dzisiejszą opowieść zakończymy… formacją o bardzo długiej nazwie,
którą wszelako należy koniecznie zapamiętać, bo jej jednopłytowy dorobek
zwieńczyć może jedynie kolejny epitet recenzenta w pozycji na kolanach. Od
dekady jest już z nami krążek kwintetu, który przyjął nazwę Sabir Mateen’s
Shapes, Texture and Sound Ensemble. Dysk nazywa się Prophecies Come To Pass
(577 Records, 2006). Liderowi towarzyszą – Steve Swell (puzon), Mat Lavelle
(trąbka, kornet, flugelhorn), Mathew Heyner (kontrabas) i Michael Thomas
(perkusja). Ekstatyczna, gęsta i ekspresyjna muzyka autorska Mateena, wyniesiona
drogą konstruktywnej improwizacji, na kosmiczny szczyt. Jeśli dawno jej nie
słuchaliście, zróbcie to koniecznie. Jeśli jej nie znacie, … wiecie z
pewnością, co natychmiast winniście uczynić!
*) Konieczne jest doprecyzowanie faktów – do składu Collective
Four, aranżowanego na ubiegłoroczną, jesienną trasę po Polsce zaproszony został
młodszy brat Conny’ego, Johannes Bauer. Niestety na tyle silnie podupadł on
wtedy na zdrowiu, iż na koncerty w zastępstwie przyjechał ów starszy z braci.
Jak niestety doskonale wiemy, kolejny rok przyniósł jeszcze smutniejsze
wydarzenie – od szóstego maja nie ma już Johannesa wśród żyjących. Ta płyta to
swoisty hołd jego pamięci.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz