El Pricto, skromny 39-latek z Barcelony, z pochodzenia
Wenezuelczyk, od pięciu lat prowadzi netowy label Discordian Records. Nie dość,
że prowadzi, to jest jeszcze ponadnormatywnie aktywnym muzykiem, saksofonistą i
pianistą, a także kompozytorem, aranżerem i dyrygentem wielu istotnie ciekawych
przedsięwzięć z katalogu wytwórni, na ogół rozbudowanych personalnie,
fascynujących i improwizujących bandów.
Na tych łamach El Pricto gościł już kilkakrotnie, czy to w
drobnej opowieści o Discordian, prezentującej kilka wybranych płyt z katalogu,
w tym nonetu saksofonowego Sin Anestesia, czy to w ficzersie o perkusiście Vasco Trilli, któremu partnerował w
ekscytującym, z wielu względów, incydencie w kwartecie DI-VISION, czy też w dużym
składzie, pod jego światłym zresztą przywództwem, The Filthy Habits Ensemble.
Dziś czas na osobną opowieść o El Pricto, właśnie jako
podmiocie sprawczym, w każdej z ról, które są mu pisane i które wymienione
zostały w pierwszym akapicie tej historii. Okazja jest ku temu przednia,
albowiem od kilku dni dostępna jest nowa płyta sztandarowej załogi całej
wytwórni, czyli Discordian Community Ensemble, a od kilku tygodni, także nagranie
formacji dość szczególnej pod względem muzycznym - Reptilian Mambo.
Kontrast/ Ruch, … to
kontrast czy ruch?
Czas i miejsce
zdarzenia: Barcelona, ESMUC, 1 lipca 2016r.
Ludzie i przedmioty: Almudena Vega (flet), Agustí Martínez
(saksofon altowy, klarnet), El Pricto
(saksofon altowy, klarnet i melodica),
Luiz Rocha (klarnet basowy), Iván González (trąbka), Ilona Schneider (głos –
sopran), Owen Kilfeather (głos – tenor),
Paula Pinero (instrumenty perkusyjne), Jordina Millá (fortepian), Diego Caicedo
(gitara elektryczna), Sarah Claman (skrzypce), Francesc Llompart (skrzypce),
Pau Sola (wiolonczela), Àlex Reviriego (kontrabas), Eduard Altaba (kontrabas).
Jak gramy: Płyta
zawiera sześć kompozycji, których wykonaniem dyryguje każdorazowo twórca zapisów
na pięciolinii: El Pricto, Francesc Llompart, Pablo Carrascosa (nie występuje w
roli instrumentalisty), Owen Kilfeather (dwie kompozycje) i Agusti Martinez.
Dodatkowo w nagraniu wykorzystano fragmenty wierszy Gabriela Alejo Jacovkisa i
Wallace’a Stevensa, a także tekstu prozatorskiego Roberta Musila.
Efekt końcowy:
Sześć kompozycji, wykonanych w dziesięciu fragmentach, dostępnych jest od 7
listopada na stronie wydawnictwa, pod szyldem Discordian Community Ensemble Contrast/ Movement (Discordian Records,
2016), zarówno w streamingu, jaki w
formie plików audio do zakupu za seven
euro or more. Łączna długość nagrania ok. 56 minut.
Przebieg wydarzeń/ wrażenia
subiektywne: Prawdziwie monumentalne i ekscentrycznie ponadgatunkowe
dzieło, dla którego inspiracje stanowią dokonania muzyki współczesnej, a nawet
muzyki dawnej, zaczyna się … iście freejazzową woltą, w której uczestniczą
chyba wszyscy instrumentaliści. Chwila wyciszenia, już na rozgrzanych
instrumentach, prowadzi do spokojnej i precyzyjnej narracji, zdobionej pięknymi
głosami – sopranem Pani i tenorem Pana. Strunowcy,
w liczbie pięciu, zdecydowanie dyktują nam warunki gry, dęciaki zaś (równie liczne), jeśli chcą się przebić na front tej muzycznej
ekspozycji, czynić to mogą jedynie na warunkach, ustalonych przez tych
pierwszych. Gitarzysta, choć z prądem, jest na tyle wycofany i wstrzemięźliwy w
dawkowaniu emocji, iż brzmi całkiem… akustycznie, czyniąc w całym,
piętnastoosobowym przedsięwzięciu muzycznym, intrygujący dysonans poznawczy. W
piątym fragmencie dopada nas prawdziwie molekularna, zwinna jak kot,
improwizacja w podgrupie, której marszrutę wyznacza bardzo aktywna pianistka,
korzystając także z podpowiedzi obu saksofonistów. W oddali wyczuwalny jest
delikatny rytm, który pcha do przodu wszelkie dźwięki płynące z notacji,
jakie dyktuje pięciolinia, a także stymuluje wyobraźnię improwizujących
muzyków. Fragment szósty otwiera niemieckojęzyczny dialog z Musila. Strunowce jadą zwartymi pasażami, dęciakom jest z nimi po drodze, a nastrój robi się prawie…
mozartowski. Narusza go eksplozja sopranu, który w wysokich rejestrach pobudza
na nowo ducha improwizacji. Fragmenty, od siódmego do dziewiątego, upływają w
nastroju hiszpańskim, by nie rzec, katalońskim (uwaga! jesteśmy w Barcelonie i
musimy być czujni na takie niuanse!). Tajemniczy głos pięknie szumi, recytując
w tamtejszym języku ojczystym, El Pricto kontrastuje go na melodyce, a piękny głos z zaświatów wtrąca nas na moment w swoistą
krainę łagodności. Na szczęście, w trybie pilnym, zostaje ona roztrzaskana akustyczną kawalkadą dźwięków, których nie powstydziłaby się London Improvisers
Orchestra. Znów piękny wokal damski, obgadywany iberyjskim szumem (what a game!), natrafia na rozeźlone
skrzypce, które ripostują gwałtownie, wszak moment to kluczowy w tej części
historii. W tle owej eskalacji, piano uroczo wieńczy fragment. Wraca dyrygent
części szóstej, targając na barkach finałowy fragment płyty. Para skrzypiec
wpada w furię, bo mają jeszcze tyle do powiedzenia, a tu niechybnie docieramy
do kresu drogi. Rzeczona furia przejawia się piękną, sonorystyczną
pyskówką, którą komentuje nad wyraz czysty i uwznioślający te rynsztokowe
gadulstwo, głos sopranowy. Małe, improwizacyjne wojenki, przy wtórze gitary i
głosu, doprowadzają nas do finału Kontrastu/Ruchu.
Mamy całe dwa dni na zebranie galopady myśli, szczypty zagubionych
refleksji i czego tam jeszcze trzeba, by to niezwykłe dzieło El Pricto i
czternastu jego przyjaciół, rozsądnie opisać. Improwizowana kameralistyka
współczesna w dużym składzie??? Tylko El Pricto, ów współczesny Leonardo da Vinci, Król Midas nowoczesnej muzyki improwizowanej, i jak go tam by
jeszcze nie nazywać, byłby w stanie to werbalnie ogarnąć. Ja zapewne poległem,
ale … przynajmniej spróbowałem. Nie pozostaje nic innego, jak odsłuchać tę
muzykę ponownie.
Mamboree … czyli
jednak kontrast
Czas i miejsce
zdarzenia: Jamboree, Barcelona, nagranie koncertowe, 22 listopada 2013r.
Ludzie i przedmioty: El Pricto (saksofon altowy, głos i dyrygent),
Don Malfon (saksofon barytonowy), Pablo Rega (gitara elektryczna), Joanna Miramontes (syntetyzator, głos), Núria
Andorrà (ksylofon, głos), Joni Garlick (perkusja - kanał prawy), Avelino
Saavedra (perkusja, instrumenty perkusyjne - kanał lewy, dzwonki i głos).
Jak gramy: Siedem
kompozycji własnych El Pricto, jedna wspólna z Donem Malfonem, ostatnia,
dziewiąta, to popularna melodia Lupita,
autorstwa Dámasa Péreza Prado.
Efekt końcowy: Dziewięć
fragmentów muzyki, opatrzonych tytułami, dostępnych na stronie wydawnictwa od
14 października, jako Reptilian Mambo Mamboree (Discordian Records, 2016).
Warunki dostępu jak wyżej. Łącznie ok. 40 minut muzyki.
Wrażenia subiektywne:
Płyta, która humorem, artystycznym tupetem, czerpaniem, nieskalanym wątpliwościami, z muzycznego bogactwa kulturowego całego świata, dowodzi, iż spod pióra El
Pricto wychodzą rzeczy wyjątkowe i naprawdę … szalone! Mamboree to bowiem prawdziwie rockowa petarda. Dwa ostre, jak
brzytwa dęciaki, dewastujące przestrzeń klubu Jamboree pasażami riffów, godnych szacunku każdego
metalowego szarpidruta. Dynamiczna i nieznosząca sprzeciwu sekcja, zbudowana z
gitary, syntezatora, ksylofonu i podwójnego zestawu perkusyjnego. No i głosy,
nawet wielogłosy, które zarówno lubią krzyczeć, jak i stosownie podśpiewywać.
Smakuje tu dobrym fussion, kipi
wyszukaną psychodelią, a wszystko zaprawione jest krwistym, rockowym sznytem. Saksofonowy frontline bije pianę, sekcja moczy nam
głowy i karze tupać każdą zdrową nogą. Nad głowami powiewają podarte koszule, a
w dłoniach upalone sztandary kolejnej udanej rewolucji. Modulowana, rytmiczna
histeria, iskrząca mikroimprowizacjami, pełnymi drapieżności i bezkompromisowej lubieżności. Do tego
evergreen Lupita, który śpiewamy
jeszcze kilka dni po odsłuchu. Prosta, komunikatywna, ekscentryczna – taka jest
muzyka Reptilian Mambo. Crazy game!
****
Jeśli choć przez sekundę tej opowieści poczuliście się
zainspirowani, migiem odsyłam na stronę discordianrecords.bandcamp.com. Kliknijcie
w etykietę el pricto. Na odsłuch czeka
mnóstwo muzyki z jego kluczowym udziałem. Bez dłuższego zastanowienia, śmiało
sięgnijcie choćby po … cztery poprzednie edycje Discordian Community Ensemble.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz