Proces swobodnej improwizacji w muzyce stanowi bez wątpienia fenomen
uprawiania tej sztuki. Zagadnieniem, które szczególnie intryguje, zdaje się być
moment rozpoczęcia tego procesu, a może nawet to, co ewentualnie zostało
poczynione przed tym faktem. Scenariusze, frameworks, predefiniowane struktury większej całości, może ustne
ustalenia, co do charakteru improwizacji. A może decyzja o pójściu na stuprocentowy
żywioł.
Dziś sięgamy po najnowszą płytę naszej ulubionej skrzypaczki
Biliany Voutchkovej, poczynioną w towarzystwie jednego z jej najczęstszych
muzycznych partnerów, klarnecisty Michaela Thieke. Zwie się Blurred Music i zawiera materiał z
trzech koncertów duetu, jakie miały miejsce w grudniu 2016 roku w Stanach
Zjednoczonych (wydawcą jest nowy label amerykański Elsewhere Records).
Płyta zawiera muzykę improwizowaną, wspartą przez nagrane
wcześniej, predefiniowane struktury muzyczne, które były odtwarzane na żywo w
trakcie koncertu (po naszemu – część dźwięków idzie tu z tzw. playback-u). Wedle słów samych artystów,
zawartych w liner notes, czasami oba
strumienie dźwięków (żywe i odtwarzane) zawierały wręcz bliźniaczy materiał. Cytując:
Niemal identyczne fragmenty występu na
żywo i dźwięków odtwarzanych synchronizują się ze sobą, co nieuchronnie powoduje
ich rozmycie (blurred!) w wymiarze czasowym, rytmicznym, kolorystycznym oraz w
mikrotonalnej interpretacji poszczególnych tonów.
Słuchacza interesuje przede wszystkim efekt końcowy. Ten –
uprzedźmy wypadki – jest wyjątkowo wartościowy, albowiem już dziś możemy
umieścić Blurred Music na liście
najciekawszych wydarzeń bieżącego roku. Recenzent w trakcie szczegółowego
odsłuchu trzech krążków doszukiwał się owych predefiniowanych struktur. Nie był
jednak w tym dziele dostatecznie skuteczny (patrz: tekst poniżej). Z drugiej
jednak strony – czy dostrzeżenie tych akurat fragmentów ma dla odbioru całości nagrania
jakieś szczególne znaczenie? Niech pozostanie to pytaniem retorycznym.
Szczypta buchalterii – Biliana gra na skrzypcach i używa
głosu, Michael gra na klarnecie. Nie wiemy dokładnie, kto i w jaki sposób dopuszcza do głosu owe predefiniowane
struktury. Trzy koncerty (dane poniżej) trwają łącznie ponad 160 minut.
7 grudnia, 2016, Carr Chapel, Chicago
Smyczek na skraju strun, delikatne kwilenie ciepłego
klarnetu. Pojedyncze dźwięki pięknie rozlewają się w strumień pierwszego tego
wieczoru sustained piece. Uroda
ciszy, trwałość pasaży, metafizyczna
jakość akustyki spektaklu. Płonąca emocjami współczesna kameralistyka, silnie
skażona nieodpartą potrzebą improwizowania. 5-7 minuta, to pierwszy przykład stymulującej
imitacji obu muzyków. Z punktu widzenia klarnetu brzmieć jak skrzypce nie jest
zapewne prostym zabiegiem. Narracja skrzy się ogniem wzajemnych interakcji. W
tle duplikowane dźwięki (tak przynajmniej podpowiada intuicja recenzenta),
które jedynie wspierają to, co najważniejsze – żmudny proces szczegółowej,
wręcz molekularnej improwizacji. Wspaniałe dźwięki, które nie potrzebują
werbalnego uzasadnienia i konceptualnych założeń. Po 10 minucie powracają long distance tunes, które błyskotliwie
schodzą niemal do poziomu ciszy. Szczypta sonorystyki w ramach komentarza
odautorskiego. Szumy i szmery, jakby nowy wymiar rozmytej muzyki. Głos i gardło Biliany! W 20 minucie prychy i parchy, palcówki na strunach i dyszach.
24 minuta – kolejny pasaż wysokich, długich dźwięków – sustained beauty! Imitacyjna jednorodność dźwiękowa. Próba wyjścia
z dronowego klincza ma niemal hałaśliwy wymiar. Ta para muzyków jest wszak
zdolna do każdej artystycznej wolty. Fire
music! Na kolejnym etapie, znów zejście w obszar ciszy trąci wykonawczym
geniuszem. Sonore w tubie, szepty
Biliany, szumiąca imitacja. Po 37 minucie ponowny krok w gęste drony (zapewne
nie bez udziału playback-u). Plamy (blurs) dźwięków szybujące ku niebu, potrafią
być głośne, z ostrym posmakiem psychodelii. Kolejny wytrysk piękna! Strings and reed in one tune! Na finał trochę wzajemnych
przekomarzań, głos Biliany i taneczny wir klarnetu. Repetycja stymulująca
wyjątkowo zmysłowe wybrzmiewanie.
14 grudnia, 2016, Aux Performance Space, Philadelphia
Muzycy od pierwszej sekundy zwinnie łączą się w wewnętrznie rezonujący
wielodźwięk. Śpiewny, oniryczny, depresyjny, umoczony w bolesnym smutku chwili.
Struny drżą, klarnet płacze. Modulowane pasaże w zwarciu pełnym wzajemnej
imitacji. Imponująca sustained symphony!
Zwinne przejście klarnetu na pozycję sonorystyczną. Skrzypce tuż za nim. Oba
instrumenty w karkołomnym procesie poszukiwania fałszu, brudu, dźwięków, które
mają zaboleć. Rozmyta (blurred)
narracja, która szuka dna, martwego punktu odniesienia. Muzycy schodzą głębiej
w fakturę dźwięku (mikrotony?), dzielą je na czworo i wystawiają na poklask.
Drobiny interakcji, minimalizm w praktyce. Po 12 minucie, jakby więcej energii
w ruchach muzyków – bezdźwięczne usta, cień sonore,
zdrowe reakcje, mikrobiologia dźwięków. Narracja gęstnieje, szorstki głos
Biliany dodaje pieprzu i emocji – filigranowy meta scat na pastelowym
gryfie gorących skrzypiec. Taniec smyczka wokół posuwistych wielodźwięków
klarnetu. Każda minuta koncertu wnosi coś nowego do naszej percepcji blurred music. 20 minuta - nowa porcja
sonorystyki skrzypiec w wysokim rejestrze, tuż nad powierzchnią szumiącej
ekspozycji klarnetu. 25 minuta - cudowna,
wręcz hałaśliwa gęstwina mikrodźwięków (tak głośno chyba jeszcze nie było!). Chamber noise!
Chamber industrial! I
rezonujący zjazd w ciszę. Wielominutowa symfonia upadania dźwięków, która pod
koniec zaczyna nieznacznie pulsować. True live ambient! Post-elektronika bez amplifikacji.
Cuda na cudami (playback?).
15 grudnia,
2016, Experimental Intermedia, New York
Podobnie jak na poprzednich koncertach, wita nas delikatnie
przytłumiony pasaż drobnych dźwięków. Skrzypce płyną wysoko, klarnet już tuż
pod nimi (playback?). Dronowa
filharmonia, szepty nieistniejących kuluarów, odrobina niezbędnej repetycji.
Piękne, dość nietypowe brzmienie klarnetu, mała maszyna parowa. Dialogi,
interakcje. Dźwięki, które zaczynają nabierać kształtów. Dużo śpiewu, tańca i
radości – jakże daleko jesteśmy od molowych klimatów dnia poprzedniego! 13-14
minuta – muzyka błyskotliwie traci swoją tonalność, narracja rozmazuje się jak
zbyt rzadka farba na płótnie pijanego malarza. Radość znika, rzeczywistość
traci ostrość. Niepokój chwili i dźwięki, które lepią się w sumiaste drony.
Post-elektronika bez prądu, bodaj najpiękniejszy moment tej płyty. To już nie
plamy (blurs), ale ocean! Po kilku
minutach z tych stojących dronów, na moment wyłania się partia skrzypiec, które
nie brzmią jak skrzypce. Zdaje się, że
filharmonia na ostrym speadzie zatrzymała
czas! Ta seria niebywałych, trwającym
pasaży przekroczyła już 10 minutę! Genialne w swojej nielinearnej prostocie! Wyjście z tego klincza
narracyjnego odbywa się poprzez bardziej tradycyjne dźwięki skrzypiec i mocną sonorystykę klarnetu. Cisza – to
oczywiste rozwiązanie. Nie trwa jednak zbyt długo – muzycy proponują nowe
rozdanie. Moc krótkich, urywanych, ciętych fraz. Zdaje się, że jesteśmy na
poziomie prawdziwie mikrotonalnym. 32-34 minuta - magia sonore na obu flankach! Taniec strun, dygotanie dysz! Tuż potem
instrument Biliany zaczyna brzmieć … jak mała tabla. Ze strony Michaela błysk
dźwiękowego szkła. Delikatność, mikrobiologia dźwięków. Muzyka sensoryczna? 40
minuta, to z kolei głucha cisza i szmery - usta Biliany, szczękościsk klarnetu.
A może to tylko same oddechy wciąż żywych muzyków? 48 minuta – szkliste,
wypolerowane struny w opozycji do małej maszyny parowej. I znów śmiały krok w
kierunku poszukiwania wspólnego dronu akustycznego. Narracja przybiera na sile,
tu smakuje wręcz folkowo, by po chwili … utracić swoją dość wyszukaną
tonalność. Zjazd w dół, krok ku górze. 56 minuta, to studium uroczej repetycji
(playback?). Głos, dysze, pojedyncze
frazy, dźwięki otoczenia (?). Akustyka przestrzeni spektaklu przybiera kształt niemal idealny. 65 minuta –
próba nowej narracji ze strony Biliany (z głosem). Klarnet zdaje się być nieco
zalotny. Po stronie skrzypiec moc dodatkowych dźwięków (playback!). Violin like
voice, voice like violin! Czas na poszukiwanie finałowej ciszy – zmysły
uwagi i skupienia eksplodują. Piękno w rozbłysku!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz