Zjednoczone
Królestwo swobodnej improwizacji! 16 września 2017 roku, Ye Olde
Rose & Crown, Walthamstow,
Londyn. Sobotnie popołudnie z ciepła herbatką, być może także z odrobiną czegoś
wzmacniającego nadwątlone siły wielbicieli całkowicie wyzwolonej improwizacji.
Discovery Festival
trwał ponad sześć godzin zegarowych, nagranie zaś dokumentujące to wydarzenie
nazwano Channel. Wyłącznie w formie
elektronicznej dostarcza label Johna Russella i Paula G. Smytha – Weekertoft
(2018).
Teatime for Dreamers!
Czyż nie za to kochamy wyspiarką muzykę? Werbalny komentarz do każdego z
koncertów festiwalu przed Wami!
Zaczynamy od jedenastoosobowej orkiestry prawdziwych
aspirantów i jednego mistrza gatunku - Mopomoso
Workshop Group (Sebastian Sterkowicz – klarnet basowy, Sam Enthoven -
elektronika, John Eyles – saksofon altowy, Emmanuelle Waeckerle - głos, Martin
Clarke – saksofon altowy, Deborah Chin – saksofon sopranowy, Alan Newcombe –
saksofon tenorowy, Charlotte Keeffe – trąbka, flugelhorn, Phil Durrant -
mandolina, Chris Hill - klarnet, Alec Kronacker – gitara elektryczna). Ponad
półgodzinna, zgrabna, bardzo swobodna improwizacja. Nie znamy ośrodka
decyzyjnego, być może zatem rzecz działa się całkowicie kolektywnie. Bardziej
niż udane użycie elektroniki, nieinwazyjnej, pięknie komentującej żywe incydenty dźwiękowe. Intrygująca
gitara, wyrazista, o głębokim brzmieniu. Aktywna, skupiona i rozbudowana sekcja dęta, niestroniąca od eskalacji.
Po 20 minucie, jakby więcej syntetyki w tembrze orkiestry, w dobrej komitywie z
dęciakami, a na finał udany dialog
klarnetu basowego i głosu kobiecego.
A teraz trio o dynamicznej nazwie Crush! (Mark
Browne- saksofon, Ian McGowan – trąbka, Sonic Pleasure – obiekty). Błyskotliwy, niespełna 20 minutowy set. Dobrze
ułożone proporcje instrumentalne (żywe
w przewadze!). Narracja równocześnie intensywna i subtelna. Zdaje się, iż nie brakuje
tu adekwatnego live processing. Słyszymy
dźwięk fletu, syntetykę perkusyjną, a nawet brzmienia gitary. Saksofonista
potrafi dąć w sopran niczym Trevor Watts w duetowej edycji Spontaneous Music
Ensemble. Całość jawi się jako elektroakustyczna perełka. Brawo!
Czas na kolejny bardziej rozbudowany ansambl, znów rojący
się od zdolnych aspirantów. W ramach South
Leicestershire Improvisers Ensemble na scenie pojawiają się: Lee Boyd
Allatson - drum set, Virginia
Anderson - klarnety, Bruce Coates, - saksofony, Christopher Hobbs - fortepian,
małe instrumenty, Trevor Lines - bas, Rick Nance - flugelhorn, Nilufar Habibian
– qanun oraz David Hackbridge-Johnson
– skrzypce i pozostają z nami na prawie 24 minuty. Początkowo dominacja
dźwięków strunowych (nawet dość nieoczywistych), rodzaj zwinnej kameralistyki,
która szybko znajduje powód do eskalowania napięcia. Parę chwil dobrego call & responce, trochę dętych
ekspozycji w klimatach contemporary, także
kilka galopów wyzwolonego improve.
Znów muzykom należy się słowo pochwały za dobrą organizację przestrzeni
fonicznej (na liście płac nikt nie przyznaje się do dyrygentury).
Teraz na scenie melduje się free jazzowy duet Stefan Keune (saksofon altowy) i Steve Noble (instrumenty perkusyjne).
Syna Albionu znamy doskonale, nie wymaga on rekomendacji. Mniej popularny zdaje się być niemiecki
saksofonista, ale i on z niejednego pieca chleb jadł. No i to właśnie Keune w
trakcie 17 minutowego seta udowadnia, iż pierwszy rząd europejskiego free winien być jego stałym miejscem. Zaczynają na ostro, ale już po paru minutach
saksofonista schodzi niżej i zaczyna szukać ciekawszych dźwięków, głęboko
zaglądając w tubę swego instrumentu. Noble czyta pismo nosem i aplikuje do gry
na pełnych prawach. Bardziej niż błyskotliwe!
Chwila pianistycznego ukojenia, to z dramaturgicznego punktu
widzenia, świetny pomysł. Paul G. Smyth w
wersji solo (niemal 20 minut)! Zaczyna od preparacji, nisko pochylony na pudłem
rezonansowym. Sporo subtelności, które podkreślają dźwięki otoczenia (słychać
miasto w tle!). Minimal piano in deep space! Ciekawe, suche brzmienie. Pasus
bardziej dynamiczny zdaje się być mniej intrygujący, ale finał seta
rekompensuje wszelkie ambiwalencje – bardzo efektowny, niemal demoniczny, z dubową poświatą
Zdaje się, że festiwalowa rozbiegówka już dawno za nami. Oto kwartet o jakże niebanalnej nazwie Lullula (Jim Dvorak - trąbka, Kay Grant - głos, Armorel Weston -
głos, Marcio Mattos - kontrabas). Dwa fragmenty, łącznie 20 minut z sekundami. Efektowna,
bogata instrumentacja – dwa głosy kobiece, trębacz, który nuci pod nosem i
kontrabas ze smyczkiem. Panie zdają się raz za razem szczytować, Panowie
dzielnie akompaniują on full improve.
Gdy szukają ukojenia, intrygująco gaworzą w klimat Julie Tippett i Spontaneous
Music Ensemble. W dogrywce bez chwili zawahania idą w dobrą sonorystykę.
I znów nazwa formacji przyciąga uwagę jeszcze przed
pierwszym dźwiękiem - Compulsive Quintet
(Rick Jensen – saksofon, klarnet, Luisa Tucciariello – głos, flet, efekty, Michele
Paccagnella - gitara, Sebastian Sterkowicz – klarnet basowy, Jordan Muscatello
– kontrabas). Dwa odcinki, ponad 22 minuty. Na starcie jazzowe frazy saksofonu,
okraszone głosem kobiecym. Reszta czeka, a potem wszyscy razem robią duży skok
w wolną improwizację. Nawet hałasują, gitara zwinnie psychodelizuje. Rwana,
zmienna narracja, przyzwolenie na każdy dźwięk, przeto całość trochę nierówna.
Ognisty finał pierwszego odcinka, więcej spokoju w drugim.
Kobiecy duet na skrzypce i fortepian? Why not!? Alison Blunt na
tych pierwszych, Yoko Miura - na drugim. Ponad 20 minut rozwichrzonej kameralistyki. Piano odrobinę
akademickie, często operujące mikrofazami i zatopione w konstruktywnym free
improve skrzypce, z lekko zabrudzonym brzmieniem. Zdecydowanie więcej dzieje
się po 7 minucie, gdy Panie postawiają gorąco podyskutować na argumenty
foniczne. Pod koniec piękne, repetujące frazy skrzypiec, przypominające błysk
Billiany Voutchkovej.
Zdecydowanie dobry to moment na coś prawdziwie bombowego! I
tak dzieje się w istocie, na scenie bowiem melduje się skandynawskie trio Bomb (Ola Paulson – saksofon altowy, Anders
Lindsjö – gitara basowa, Anders Uddeskog - perkusja). Niespełna 16 minutowa
petarda free! Wytrawny saksofon, jurna, zagotowana od startu sekcja (doskonały
bas elektryczny!), pełna swoboda kreacji – czego chcieć więcej? Jakże świeże i
odkrywcze nagranie na tle osiągnięć gwardii uznanych i nadmiernie honorowanych kolegów z tej
części kontynentu. Od eksplozji do konstruktywnego skupienia, zwinnej, małej
gry. Świetna komunikacja, doskonały warsztat. Finał ocieka wysokogatunkową
spermą! Brawo!
Po takiej wolcie, dobrze byłoby, gdyby jacyś inni artyści
sprowadzili nas na ziemię nieco mniej ekscytującą narracją. Mówisz, masz! Enzo Rocco
na gitarze, Veryan Weston na
fortepianie. Set niemal 25 minutowy. Jazzowa, gęsta, trochę przegadana
ekspozycja. Panowie nie żałują energii, tryskają temperamentem, ale po paru
minutach koncert zaczyna trochę nużyć. Być może, tak intensywna gra obu muzyków
dowodzi w tym wypadku problemów w zakresie wzajemnej komunikacji. Cóż, tak
bywa.
Popołudniowa herbatka
w Ye Olde Rose & Crown
zaczyna nabierać mocy. Festiwal wkracza w drugą fazę. Na scenie za moment zaroi
się od postaci pomnikowych gatunku. Bądźcie czujni!
Trio Blurb zdaje
się, że dobrze wpisuje się w powyższy anons. Maggie Nicols użyczy nam głosu,
John Russell gitary, a Mia Zabelka skrzypiec i głosu. Dwa odcinki, każdy równo
9 minut i 39 sekund! Piękny, klasyczny dla free
improve głos, jedyna w swoim rodzaju, akustyczna gitara ze splątanymi
strunami, swarne, lekko psychodelizujące skrzypce, które chowane w klatce,
wciąż uciekają na wolność! Błyskotliwa komunikacja, piękne zadziory akustyczne,
z pewnością jeden ze szczytowych momentów tego popołudnia. Maggie niczym
przekupka na rynku z warzywami, John precyzyjny i zupełnie wyzbyty zahamowań
artystycznych i Mia, czasami filigranowa, także używająca głosu! Doskonałe!
Kolejny koncert znów konfrontuje kobiecy głos z instrumentem
akustycznym. Viv Corringham w parze
z Alex Wardem na klarnecie. Niespełna
14 minut. Na starcie kogucie bulgotanie z obu stron sceny. Tak w gardle, jak w
tubie klarnetu. Niezła imitacja! Kobiecy głos nieco histeryczny, przeładowany
energią, klarnet w dokładnej opozycji. Dużo emocji, sporo hałasu, stabilna
komunikacja. Przed większość czasu recenzent wolałby pójść na solowy koncert
Warda (pięknie gra!), ale ognisty finał pozostawia go w obliczu duetu i nie
czyni rozczarowanym.
Czas na trio, znów damsko-męskie: Lee Boyd Allatson - drum set, Alan
Wilkinson – saksofon altowy, Hannah
Marshall – wiolonczela. 22 minuty i tyleż sekund ciekawej, free jazzowej
opowieści z wiolonczelą, która nie dość, że jest delikatnie amplifikowana, to
od startu wychodzi przed szereg i ustala zasady współpracy. Nie mamy
zastrzeżeń! Saksofon Wilkinsona (sięga też po baryton) dość przewidywalny,
niepozbawiony wszakże ekspresji i dobrego tonu, Allatson dopóki nie zacznie
wydawać dźwięków głosowych, nie budzący wątpliwości. Króluje wszakże Marshall,
która zabiera Panów na ognisty finał, który zdecydowanie podnosi jakość całej
ekspozycji.
Festiwal drobnymi krokami wchodzi na ostatnią prostą. Wejście
jest iście piorunujące: Nigel Coombes
na skrzypcach i Roger Turner na
perkusji! Dwie improwizacje, łącznie prawie 24 minuty. Chciałoby się rzec –
Spontaneous Music Ensemble Revisited! Spotkanie jedynych w swoim rodzaju
improwizujących skrzypiec (ach, ten karkołomny, folkowy zaśpiew!) i drummera, która zjadł zęby na wybitnej free improve. Wirtuozeria, mistrzowska mała gra, maestria filigranowości. Classic of molecular improve! Czy wiecie dlaczego Turner
nigdy nie zagrał w SME? Bo tam było miejsce tylko dla jednego perkusisty. Bez
cienia wątpliwości – najważniejsze wydarzenie tamtej soboty!
Ciąg dalszy artystycznej kulminacji Discovery Festival! Evan Parker
– saksofon tenorowy, John Russell -
gitara, John Edwards – kontrabas.
Ponad 23 minuty. Każde nagranie takiego tria warte jest wszystkich
pieniędzy świata! Wolna
improwizacja, model klasyczny. Bez zaskoczeń, tylko ekstaza! Być może,
przy tej okazji, warto pochylić się nad jakością pracy Edwardsa w tej
konfiguracji personalnej. Dynamika, ekspresja, kompatybilność w każdym
wymiarze. Tu, nawet bardziej dynamicznie niż zazwyczaj. Takie trio, to dowód
rzeczowy na tezę, iż telepatia nie jest pojęciem teoretycznym!
Po artystycznej eksplozji, ponownie czas na duet
fortepian-skrzypce. Tym razem jednak męsko -damska odsłona: odpowiednio Steve Beresford i Satoko Fukuda. Kwadrans z okładem bezbolesnej improwizacji na piano
z klawisza i klasycyzujące skrzypce. Steve, jak zwykle cytuje cały świat
muzyki, jest rubaszny, zabawny, ale bardzo precyzyjny. Narracja jest rwana, ale
wielowątkowa, bogata w naprawę udane momenty. Po stronie Japonki genialna wręcz
technika gry. W ramach chwili relaksu ten pierwszy robi wariacje na temat
ragtime’u, ta druga gra melodię dla powtórnie zakochanych. Dobry finał w
galopie.
Oto i koniec dnia mamy już w zasięgu ręki. W ramach
pierwszego podprowadzenia Dave Tucker
Group (Dave Tucker – kontrabas, Claude Deppa – trąbka, Rachel Musson -
saksofon, Mark Sanders – perkusja). Prawie 20 minut modelowej niemalże free jazzowej ekspozycji. Niebanalny flow, strumień dobrze uporządkowanej
improwizacji. Bardzo śpiewana trąbka, doskonały saksofon (bez zaskoczeń!),
sekcja, która okazjonalnie nawet swinguje. W połowie seta solo lidera, potem start
nowej narracji. Finał wszakże bez nadmiernej ekscytacji.
W ramach drugiego podprowadzenia strunowe trio Barrel (Alison Blunt - skrzypce, Ivor
Kallin - altówka, Hannah Marshall – wiolonczela). Set 16 i pół minutowy.
Narracja pełna przeciągania liny, zwarć i całusów, toczona na pięknym,
zabrudzonym brzmieniu przez każdego z muzyków. Co rusz, któryś z nich wychodzi
przed szereg i stawia stempel mistrzowski. Prawdziwa perła string free improve. Zjazdy i podjazdy, sonorystycznie i
melodycznie. W połowie seta incydenty z gardła, pokrzykiwania, jęki i drobne
ekstazy. Potem chwila hałasu i rozbudowany, epicki finał.
Czas powoli gasić światła. Na ostatni set festiwalowy
wychodzą szefowie Weekertoft, by zwinną improwizacją zakończyć to wielobarwne i
naprawę udane popołudnie (wieczór). Paul
G. Smyth, - fortepian, John Russell
– gitara. Skromny, 9-minutowy rodzaj encore.
Mała gra, preparacje, flażolety. Beauty
in silence! Na ostatniej prostej muzycy trochę jednak rozrabiają! Finał
godny całej imprezy! Brawa dla wszystkich!
Channel kupicie za skromne trzydzieści funciaków pod
tym dokładnie adresem!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz