Muzyka swobodnie improwizowana ze Zjednoczonego Królestwa, to niewyczerpalny ocean dźwiękowych wspaniałości. Znamy tysiące znakomitych muzyków, setki genialnych miejsc do grania i całą masę mniejszych lub większych inicjatyw edytorskich, które nam te wspaniałości permanentnie dostarczają!
Z tym większą radością witamy na pokładzie nowy impro label
z Londynu – Shrike Records! Na starcie dwie pierwsze płyty, dokumentujące
koncerty w stołecznym Café OTO! Ta historia nie mogła zacząć się lepiej!
Najpierw dalece elektroakustyczne trio z udziałem jednego z naszych ulubieńców,
saksofonisty Johna Butchera. Potem dwupłytowa kolekcja fragmentów nagrań koncertowych
(to samo miejsce!), zrealizowana w ostatnich czterech latach pod szyldem Horse Improvisation Music Club. Na
liście podmiotów wykonawczych cała plejada trwale zapisanych w historii gatunku
artystów! Bez zbędnych wstępów zapraszamy na odczyt i odsłuch dźwiękowych
perełek z samego serca Londynu, dostępnych w jakże oldschoolowym formacie CD!
John Butcher/ Sharon Gal/ David Toop Until The Night Melts Away
Połowa kwietnia 2019 roku, rzeczone Café OTO w Londynie, a
na niewielkiej scenie trójka muzyków: John Butcher – saksofony, Sharon Gal –
głos, elektronika, dzwonki i obiekty oraz David Toop – gitara (lap steel), flety, bass recorder, african
chordophone oraz obiekty. Jedna swobodna improwizacja trwa tu 35 minut i 33
sekundy.
W klubie pojawiamy się w momencie, w którym prawdopodobnie zaczyna
się koncert, ale instrumentalnej dokumentacji tej chwili towarzyszy całe
mnóstwo dźwięków scenicznego otoczenia. Trudno w tej sytuacji wskazać, które
fonie możemy uznać już za inicjację koncertu. Instrumentarium przytargane przez
muzyków dostarcza dodatkowych zagadek, albowiem część nich zdaje się wieść
własne życie i produkować fonię niezależnie od woli artysty. Drobne dźwięki pomieszane
są tu z ciszą oczekiwania – choćby szum z tuby, czy gitarowe frazy, na bieżąco
modyfikowane echem elektroniki. W tej fazie nagrania większość dźwięków nie daje
się prosto przypisać do źródła ich pochodzenia.
Improwizacja ma nieco oniryczny posmak, budują ją dalece elektroakustyczne
frazy, wysyłane do publiczności z dużą swobodą, ale póki co, pozbawione osi dramaturgicznej.
Niektóre dźwięki udanie wchodzą w interakcje, inne zdają się szybować po niebie
niezależnie od innych zdarzeń scenicznych. W okolicach dziesiątej minuty
pojawia się głos damski, który od razu przefiltrowany zostaje przez elektroniczne
akcesoria, brzmiący delikatnie, ale jednak dalece złowieszczy. Gitara sprzęga
się, a saksofon pozostaje w pozycji wyczekującej, na boku kreując garść
bystrych, ale leniwych preparacji. W okolicach piętnastej minuty możemy śmiało ogłosić,
iż trio osiąga pewien peak ekspresji,
produkując przy tym małe plejady dość hałaśliwych dźwięków. Przy okazji
słyszymy trochę więcej fraz bardziej typowych dla saksofonu.
W połowie seta muzycy schodzą w pobliże ciszy i rozpoczynają
mały festiwal fake sounds. Dociera do
nas drugi głos, zapewne syntetyczny, a wokół sceny zdaje się krążyć cała masa dźwięków
znikąd, być może także generowanych po stronie publiczności. Całość przez
moment przypomina bystrą sesję field recordings.
Jakby przez nieuwagę muzycy w trakcie tych dźwiękowych onomatopei budują drobną
strukturę rytmiczną (saksofon wsparty na elektronice), ale pomysł – być może całkiem
ciekawy – porzucają w pół zdania. Tym, który szuka prostszych rozwiązań dramaturgicznych
wydaje się być w tym momencie saksofonista, ale nadmiar elektroakustycznych opadów nieco komplikuje mu zadanie. Dopiero
po upływie dwudziestej piątej minuty w żyłach muzyków zaczyna płynąć bardziej
wartka krew. Pojawiają się od dawna oczekiwane emocje, dźwięki lepią się do
siebie niczym plastry miodu, a ekspresja wydaje się hasać po całej scenie. Końcowe
minuty koncertu, to gitarowe kłębowisko zaskakujących fraz, kilka odgłosów
wprost z gardła i dętych zaśpiewów. Podejście pod finał spotkania wydaje się być
dla muzyków niełatwym zadaniem. Garście filigranowych dźwięków, dzwonki i zaskakujące
pojawienie się fletu, dzięki któremu finał koncertu nabiera nieco balladowego
posmaku.
Horse Improvisation Music Club Horse Box 2
Zgodnie z zapowiedzią pozostajemy w londyńskim Cafe Oto, by
zapoznać się z dokumentacją comiesięcznych koncertów, jakie organizowała tam
inicjatywa Horse Improvisation Music Club.
Płyta konsumuje nagrania z lat 2017-2020, prezentując dwadzieścia 5-6 minutowych
ekstraktów koncertowych, łącznie trwających prawie 110 minut. Wszystko w
wykonaniu artystów, których z radością wymieniamy z imienia i nazwiska (wedle
kolejności, w jakiej pojawiają się na krążkach; dodajmy, niektórzy robią to
kilkukrotnie!): Clive Bell – shakuhachi/dear
call, Douglas Benford - melodica,
obiekty, Andrea Pensado - elektronika, Caroline Kraabel - saksofon, Hannah
Marshall - wiolonczela, Yoni Silver – klarnet basowy, Daniel Thompson - gitara,
John Edwards – kontrabas, Ng Chor Guan - theremin,
Jackie Walduck - wibrafon, Neil Metcalfe - flet, Adam Bohman – głos, obiekty,
Alex Maguire - piano, Simon Picard - saksofon, Steve Beresford – piano, obiekty,
Anna Homler – głos, obiekty, Adrian Northover - saksofon, Dave Tucker -
kontrabas, Philipp Wachsmann - skrzypce, Martin Hackett - elektronika, Phil Durrant
- mandolina, Dave Fowler - perkusja, Sue Lynch – saksofon/ klarnet, Hutch
Demouilpied – trąbka, Laura Hills - piano, Ute Kanngeisser - wiolonczela, Steve
Noble – perkusja, Veryan Weston - piano, John Butcher - saksofon, Mark Sanders
- perkusja, Greta Pistaceci - theremin,
Emil Karlsen – perkusja, Mandhira De Saram - skrzypce, Luigi Marino - laptop,
Rachael Finney – głos, obiekty, Kay Grant – głos, Tim Hodgkinson - klarnet,
Saadet Türköz - głos, Crystabel Riley - drums, Mimi Kobayashi – piano oraz Walter
Wright - saksofon.
Końskie koncerty
stawiają na eksperymenty, tego jednego możemy być pewni! Odważne zestawy instrumentalne,
dużo elektroniki, zwłaszcza analogowej, głosy kobiece poddawane elektroakustycznym
torturom, a także cała masa pięknych, akustycznych, powywracanych do góry
nogami fraz! Pośród wspomnianych dwudziestu koncertów znajdujemy też takie,
które pojawiły się w całości na płytach innych wydawców, większość z nich
wszakże, to intrygujące pocztówki dźwiękowe ze spotkań, które nie doczekały się
jak dotąd szerszej prezentacji. Może jedynie szkoda, iż na dwóch kompaktowych dyskach
zawarto tylko niepełne dwie godziny muzyki. Pojemność tego formatu w wersji double, to wszak 160 minut. Edytor był
jednak konsekwentny – każdy koncert to maksimum sześciominutowy ekstrakt.
Poniżej poszukujemy najbardziej ekscytujących nagrań tego boxu.
Po folkowym otwarciu, a potem gęstej chmurze elektroniki, w trzeciej
odsłonie wpadamy na intrygujący kwintet dwóch instrumentów dętych i trzech
strunowych (Kraabel, Marshall, Silver, Edwards i Thompson!). Skupiona, ale
jakże rozwichrzona, swobodna improwizacja, która garściami sięga po kameralne
rozwiązania. Potem znów garść trudniejszej elektroniki, recytacja tekstu oraz całkiem
jazzowe trio. Siódma odsłona, to kolejna perełka w zestawie – kwartet (Beresford,
Northover, Tucker, Homler!) pięknie preparujący dźwięki, a na jego czele doskonały
sopran! Po nim trio z dość inwazyjnym syntezatorem, ale skrzypce i gitara dbają
o nasze nerwy. To dobrze, bo dziewiątka, to kolejny killer w tym zestawie – kwartet (Durrant, Lynch, Fowler, Demouilpied!)
budujący swoją opowieść z drive’em
free jazzu, zmysłowo ucieka w preparacje godne największych mistrzów free
impro! Na koniec pierwszego dysku piano solo, z ciekawym, nieco zabrudzonym
brzmieniem.
Dysk drugi otwiera wiolonczela i mistrzowska perkusja
(Noble!) – oniryczne chamber, które z
woli drummera nabiera rumieńców stając
się jednym z najmocniejszych końskich
ekstraktów. Zaraz potem kolejne piano solo (Weston!) i szybki krok na spotkanie
tria samych osobowości free (Butcher, Edwards, Sanders!). Od emocji free jazzu,
po zmysłowy oddech free chamber! Po
nim czas na drobny przerywnik sklecony z elektroniki analogowej, bo zaraz potem
kolejne trio z najwyższej półki (Karlsen, Northover, Edwards!). Klasyczny post-free
jazz, który łapie ognistą smugę cienia! Doskonałe! Kolejne dwie improwizacje w
duetach wydają się być całkiem intrygujące, ale na tle swych poprzedników dość
szybko idą w zapomnienie. Z kolei dwie kolejne, to znów perły! Najpierw duet głosu
i klarnetu (Grant, Hodgkinson!), który w początkowej fazie improwizacji
preparuje dźwięki, potem zaś bawi się w imitacyjne frazy i czyni to na kosmicznym
poziomie komunikacji. Dziewiątka, to nie pierwszy tu fantastyczny kwartet
(Türköz, Riley, Lynch i niezmordowany Edwards!). Post-free jazz grany z ogromną
swobodą, fermentuje kreatywnością wokalistki, świetnie prowadzony przez kontrabasistę.
Na zakończenie boxu trio z suspensem (Northover ponownie!), zmysłowe, dość
tajemnicze, z efektownym spiętrzeniem na ostatniej prostej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz