piątek, 22 kwietnia 2022

Vasco Trilla, Ostap Mańko, Michał Joniec & Michał Giżycki! Live at SMF #4!


Czwarta edycja Spontanicznego Festiwalu w Poznaniu, wtedy z nazwy i treści, tudzież okoliczności drugiej fali pandemii, miała w podtytule wpisane degenerująca. Jej otwarcie, w piątkowy, październikowy wieczór roku 2020 przypadło w udziale trójce lokalnych muzyków, którym do wspólnej, swobodnej improwizacji doproszono gościa z dalekiej Katalonii. Weszli na scenę Dragona w okolicach godziny 19.30. Mieli ze sobą klarnet basowy (zamiennie z saksofonem tenorowym), skrzypce, perkusję z całą masą dodatkowych przedmiotów wydających dźwięki i wszechświat metalowych śmieci. Zajęli oczy i uszy publiczności przez pół godziny z kilkuminutowym okładem. Już w trakcie występu doskonale wiedzieli, że dobrze idzie. Fonograficzna pamiątka z tamtego spotkania w formie pięknie brzmiących plików elektronicznych, to naturalna konsekwencja ówczesnego ich stanu ducha. Zaglądamy do środka tego frapującego zbioru dźwięków.

 


Muzycy od początku tkają swoją opowieść filigranowymi dźwiękami, nasłuchują się wzajemnie, niczym płocha zwierzyna wystawiona na grozę dużej, otwartej przestrzeni. Są czujni, ekstremalnie skupieni i zdeterminowani, by ich dźwiękowy spektakl wbił się w nasze uszy w sposób nieodwracalny. Pierwsze perkusyjne frazy dwóch jakże różnych zestawów metalowych przedmiotów docierają do nas z głębokiej ciszy, z mglistą poświatą tajemnicy. Obok klarnet wydmuchuje czyste powietrze, a struny skrzypiec pętlą się wzajemnie. Free slowly chamber in mysterious way! Narracja pełna zasupłanej nieskończoności narasta niczym letnia burza bardzo leniwego popołudnia. Jednakże już na początku czwartej minuty pierwsze emocje gasną w czerstwej ciszy. Frazy dziergane przez improwizatorów zdają się być teraz jeszcze bardziej filigranowe – szumy, oddechy, małe dźwięki uderzania metalem o metal, strzępy melodii plecione stojąc na placach, drżące talerze i drobne, elektryczne silniczki, które pracują na werblu perkusji.

Nim upłynie 10 minuta koncertu dostajemy się w wir pierwszego, jakże efektownego spiętrzenia dramaturgicznego. Kolektywna zabawa budowana riffami skrzypiec i gęstym dronem melodii klarnetu, nie bez atrybutów metody call & responce, kończy swój żywot w ciszy kreowanej rezonującymi, metalowymi akcesoriami. Opowieść na kilka długich chwil przepoczwarza się w perkusjonalny duet, który pracuje blisko ciszy, generując niebywałą jakość. Skupienie, celebracja, jak wyniesienie swobodnej improwizacji na ołtarze wiecznego mroku. Klarnet i skrzypce też tu zapewne grają, choć ich działania nie przyjmują postaci dźwiękowej.

Po upływie kwadransa artyści zaczynają budować nową opowieść. Ich działaniom towarzyszy pewna ulotna dynamika, tudzież narracyjna, kolektywna zgoda na zadany kierunek podróży. Są umiarkowanie nerwowi, pobudzeni perspektywą kreowania kolejnych zdarzeń fonicznych. Lubią też zmiany, bowiem raz za razem każdy z nich ciągnie improwizację w coraz ciekawsze rejony. Po 22 minucie znów dostajemy zmysłową porcję perkusjonalnych dialogów na małe, metalowe przedmioty. Rezonans miesza się tu szelestem, tworząc wystudzoną lawę surowych, jakże pięknych akustycznie dźwięków. Tymczasem muzycy zaczynają coraz dotkliwiej preparować swoje narzędzia pracy. Spoglądają ku górze, a nieistniejące światło słoneczne przepala im źrenice. Swoje kilka bezcennych, samotnych chwil dostają tu skrzypce - mantra post-baroku czyniona na bazie coraz mroczniejszego tła. Suspens buduje tu dodatkowe emocje, a splot zdarzeń prowadzi muzyków na kolejny, znów dość drobny szczyt. Zejście z niego odbywa się w ciszy, zdobionej szumem dętej tuby. Obok rezonują powierzchnie płaskie, które nadymają się niczym dmuchawce. Melodia i spirytualny rytuał saksofonu, który niespodziewanie wstąpił w rolę klarnetu, to kolejny atrybut tej dramy. Muzycy w skupieniu zaczynają poszukiwać fazy ostatecznego wydechu. W konsekwencji pewnego dramaturgicznego zaniechania finał improwizacji spoczywa wyłącznie na barkach perkusjonalistów, którzy z przeciwległych krańców sceny ślą nam efektowne gesty pożegnania.

 

Vasco Trilla, Ostap Mańko, Michał Joniec, Michał Giżycki Live at SMF #4 (Torf Records, DL 2022). Ostap Mańko – skrzypce, Michał Giżycki – klarnet basowy, saksofon tenorowy, Michał Joniec - metal rubbish universe oraz Vasco Trilla – perkusja, instrumenty perkusyjne. Nagrane 11 października 2020 roku w trakcie Degenerative 4. Spontaneous Music Festival, Dragon Social Club, Poznań. Jedna improwizacja, 35:55.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz