Czwarta edycja Spontanicznego Festiwalu w Poznaniu, wtedy z nazwy i treści, tudzież okoliczności drugiej fali pandemii, miała w podtytule wpisane degenerująca. Jej otwarcie, w piątkowy, październikowy wieczór roku 2020 przypadło w udziale trójce lokalnych muzyków, którym do wspólnej, swobodnej improwizacji doproszono gościa z dalekiej Katalonii. Weszli na scenę Dragona w okolicach godziny 19.30. Mieli ze sobą klarnet basowy (zamiennie z saksofonem tenorowym), skrzypce, perkusję z całą masą dodatkowych przedmiotów wydających dźwięki i wszechświat metalowych śmieci. Zajęli oczy i uszy publiczności przez pół godziny z kilkuminutowym okładem. Już w trakcie występu doskonale wiedzieli, że dobrze idzie. Fonograficzna pamiątka z tamtego spotkania w formie pięknie brzmiących plików elektronicznych, to naturalna konsekwencja ówczesnego ich stanu ducha. Zaglądamy do środka tego frapującego zbioru dźwięków.
Muzycy od początku tkają swoją opowieść filigranowymi
dźwiękami, nasłuchują się wzajemnie, niczym płocha zwierzyna wystawiona na
grozę dużej, otwartej przestrzeni. Są czujni, ekstremalnie skupieni i
zdeterminowani, by ich dźwiękowy spektakl wbił się w nasze uszy w sposób nieodwracalny.
Pierwsze perkusyjne frazy dwóch jakże różnych zestawów metalowych przedmiotów docierają
do nas z głębokiej ciszy, z mglistą poświatą tajemnicy. Obok klarnet wydmuchuje
czyste powietrze, a struny skrzypiec pętlą się wzajemnie. Free slowly chamber in mysterious way! Narracja pełna zasupłanej nieskończoności
narasta niczym letnia burza bardzo leniwego popołudnia. Jednakże już na
początku czwartej minuty pierwsze emocje gasną w czerstwej ciszy. Frazy dziergane
przez improwizatorów zdają się być teraz jeszcze bardziej filigranowe – szumy,
oddechy, małe dźwięki uderzania metalem o metal, strzępy melodii plecione
stojąc na placach, drżące talerze i drobne, elektryczne silniczki, które
pracują na werblu perkusji.
Nim upłynie 10 minuta koncertu dostajemy się w wir
pierwszego, jakże efektownego spiętrzenia dramaturgicznego. Kolektywna zabawa budowana
riffami skrzypiec i gęstym dronem melodii klarnetu, nie bez atrybutów metody call & responce, kończy swój żywot w
ciszy kreowanej rezonującymi, metalowymi akcesoriami. Opowieść na kilka długich
chwil przepoczwarza się w perkusjonalny duet, który pracuje blisko ciszy,
generując niebywałą jakość. Skupienie, celebracja, jak wyniesienie swobodnej
improwizacji na ołtarze wiecznego mroku. Klarnet i skrzypce też tu zapewne
grają, choć ich działania nie przyjmują postaci dźwiękowej.
Po upływie kwadransa artyści zaczynają budować nową opowieść.
Ich działaniom towarzyszy pewna ulotna dynamika, tudzież narracyjna, kolektywna
zgoda na zadany kierunek podróży. Są umiarkowanie nerwowi, pobudzeni perspektywą
kreowania kolejnych zdarzeń fonicznych. Lubią też zmiany, bowiem raz za razem
każdy z nich ciągnie improwizację w coraz ciekawsze rejony. Po 22 minucie znów
dostajemy zmysłową porcję perkusjonalnych dialogów na małe, metalowe
przedmioty. Rezonans miesza się tu szelestem, tworząc wystudzoną lawę surowych,
jakże pięknych akustycznie dźwięków. Tymczasem muzycy zaczynają coraz dotkliwiej
preparować swoje narzędzia pracy. Spoglądają ku górze, a nieistniejące światło
słoneczne przepala im źrenice. Swoje kilka bezcennych, samotnych chwil dostają
tu skrzypce - mantra post-baroku czyniona na bazie coraz mroczniejszego tła. Suspens
buduje tu dodatkowe emocje, a splot zdarzeń prowadzi muzyków na kolejny, znów
dość drobny szczyt. Zejście z niego odbywa się w ciszy, zdobionej szumem dętej
tuby. Obok rezonują powierzchnie płaskie, które nadymają się niczym dmuchawce. Melodia
i spirytualny rytuał saksofonu, który
niespodziewanie wstąpił w rolę klarnetu, to kolejny atrybut tej dramy. Muzycy w
skupieniu zaczynają poszukiwać fazy ostatecznego wydechu. W konsekwencji
pewnego dramaturgicznego zaniechania finał improwizacji spoczywa wyłącznie na barkach
perkusjonalistów, którzy z przeciwległych krańców sceny ślą nam efektowne gesty
pożegnania.
Vasco Trilla, Ostap Mańko, Michał Joniec, Michał Giżycki Live at SMF #4 (Torf Records, DL 2022).
Ostap Mańko – skrzypce, Michał Giżycki – klarnet basowy, saksofon tenorowy,
Michał Joniec - metal rubbish universe
oraz Vasco Trilla – perkusja, instrumenty perkusyjne. Nagrane 11 października
2020 roku w trakcie Degenerative 4.
Spontaneous Music Festival, Dragon Social Club, Poznań. Jedna improwizacja,
35:55.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz