piątek, 14 października 2022

Maneri, Kalmanovitch, Jacobson & Osgood in the second part of their Variations On No Particular Theme!


Muzyka improwizowana żywi się sprzecznościami, zaskakującymi kolaboracjami, tudzież permanentnym mieszaniem gatunków. To rodzi jakość, to sprawia, iż jest wyjątkową formą aktywności artystycznej, która nikogo nie pozostawia wobec siebie obojętną. Jest też zjawiskiem społecznym, bazuje na wzajemnej interakcji tworzących ją muzyków, nie powstaje bowiem na omszałych kartach papieru, ale w sercach i duszach tych, którzy mają czelność wydawać jakiekolwiek dźwięki.

Ta nieco przydługa introdukcja wydała mi się właściwa w kontekście albumu kwartetu, który nie dość, że łączy dwie altówki, kontrabas i perkusję (zestaw niemal niespotykany we wszechświecie), to jeszcze bystrze miesza lekkie, zwinne i ulotne frazy kameralne z jazzowym drummingiem i basowym pizzicato. Rzeczony kontrabas, w dłoniach prowodyra całego zajścia Tomo Jacobsona, stoi tu zresztą okrakiem, fantastycznie łącząc to, co ogniste w jazzie z tym, co jaskrawe i świetliste w swobodnej kameralistyce.

Muzycy z dwóch stron Wielkiej Wody spotkali się jakiś czas temu i nagrali kilkanaście Wariacji nie na temat. Pierwszy wybór utworów ze studyjnej sesji trafił do nas niemal dokładnie rok temu, teraz dostajemy ciąg dalszy, który nie wydaje się być dogrywką, ale kolejnym ważnym epizodem dźwiękowym na mapie współczesnej Europy. Patrząc na numerację Wariacji, śmiało można wysnuć też wniosek, iż pozostała jeszcze pewna ich porcja, która mogłaby wypełnić ewentualną część trzecią. Czekamy zatem na wieści z Kopenhagi, a teraz zagłębiamy się w improwizacje zawarte w części drugiej.



 

Druga porcja Wariacji zdaje się być jeszcze ciekawiej skonstruowana pod względem dramaturgicznym niż jej poprzedniczka. Pozornie płynie wystudzonym post-jazzem, który mizdrzy się do rozśpiewanych, kameralnych altówek. Z każdym jednak zakrętem, narracyjną komplikacją, jakość improwizacji rośnie, nabiera głębi, syci się coraz gorętszymi emocjami, by w dwóch ostatnich epizodach postawić recenzenckie pióro na sztorc!

Na starcie muzycy jakby wybudzali się z letargu. Powolne frazy pizzicato basu, drobne uderzenia o pudło rezonansowe, rozmarzone porannym słońcem altówki i perkusja w trybie stand-by. Opowieść pęcznieje tu mocą kontrabasowych strun, trwogą altówek i skupionym jazzem perkusji. Wystarczy jednak jeden krok ku górze basu, by całość nabrała niemal baletowej lekkości. W drugiej części tempo improwizacji delikatnie rośnie. Altówki wydają się być jeszcze bardziej rozśpiewane. Synkopujący drumming buduje dynamikę, a basowe strugi rytmu miarowo zagęszczają ścieg. Trzecią odsłonę tyczą nam początkowo perkusja i kontrabas, kreśląc całkiem agresywne frazy. Altówki wydają się być przyczajone i nieskore na tym etapie do rozdawania kart. Rozhuśtana porcja kameralnego jazzu nie potrzebuje tu wiele, by osiągnąć efektowny szczyt, dobrze upakowany zdrowymi emocjami.

Początek czwartej opowieści – dla odmiany - należy do altówek. W tle szeleszczą perkusyjne talerze, a lekko wycofany bas tylko sugeruje pozycje dźwiękowe. Jesienny spleen altówek ciekawie tu kontrastuje z zimową zadumą kontrabasu i perkusji. Tym razem zagęszczenie narracji ma już definitywny charakter, choć jak zawsze jest efektem scenicznego zaskoczenia. Kwartet nabiera mocy niemal freejazzowej, co zostaje zwinnie podsumowane drummerską solówką. Dużo twardych przebiegów i całkowita śmierć kameralnych konotacji, to atrybuty zakończenia tej części albumu.

W piątą improwizację, która stanowi istotny krok ku albumowej doskonałości, wprowadzają nas aż trzy smyczki. Altówki płyną wysokim wzgórzem, kontrabas najpierw syci się mrokiem doliny, potem także unosi wzrok ku niebu. Plejada rozśpiewanych fraz, głębokich westchnień i nieskończone pokłady melancholii kreują opowieść aż do momentu powrotu do świata żywych post-jazzowego drummingu. Kontrabas zaczyna wtedy brudzić flow i perfekcyjnie odnajduje podłogę. Każdy dźwięk nosi tu znamiona szczególnie udanego. Finałowa improwizacja startuje delikatnymi frazami kontrabasowego pizzicato. Altówki tymczasem wzdychają i zasłuchują się w pierwszych dźwiękach perkusji. Narracja wydaje się tu być wyjątkowo swobodna, leniwie akcje dobrze się jednak zazębiają, a stylowe kontrapunkty budują dodatkową jakość. Narracja pozornie gęstnieje, ale dzięki smyczkowi na strunach kontrabasu całość płynie soczystym, post-barokowym strumieniem. Z kolei nerwowość perkusji sprzyja budowaniu napięcia dramaturgicznego. Ostatnia prosta zdaje się pachnieć neo-modernizmem, cokolwiek by to mogło znaczyć po upływie 35 minuty tego smakowitego kąska improwizacji.

 

Maneri / Kalmanovitch / Jacobson / Osgood Variations On No Particular Theme - Part 2 (Gotta Let It Out, LP 2022)

Mat Maneri – altówka, Tanya Kalmanovitch – altówka, Tomo Jacobson – kontrabas oraz Kresten Osgood – perkusja. Nagrane w miejscu zwanym The Village, w bliżej nieokreślonym czasie. Sześć improwizacji, 35:56.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz