wtorek, 18 października 2022

Matthias Müller, Matthias Muche & Jeb Bishop on the trip From A To B!


Istnieją teorie, iż puzon jest instrumentem specyficznym. Z jednej strony niełatwym w obsłudze, z drugiej dającym niebywałe możliwości w zakresie artykulacji dźwięku i posiadającym intrygujące spektrum brzmieniowe. Jak pisze Nate Wooley w liner notes do płyty, nad którą za chwilę się pochylimy, puzon bywa równie dobrze ciężką trąbką, jak i małą tubą. Dla nieco starszych fanów ciekawych brzmień warto też przywołać neo-gotyckie klimaty wczesnych albumów Dead Can Dance, gdzie najpiękniejsze partie instrumentalne, te niebywale uduchowione, ale i mroczne, budzące egzystencjalną trwogę, grała sekcja … puzonów, o czym zapewne nie wszyscy wiedzą lub pamiętają.

Na drugim biegunie naszych dzisiejszych rozważań warto postawić kolejną tezę. Nie ma dobrych czy złych instrumentów, są tylko … słabi muzycy. A że za moment sięgniemy po album, który stworzyli muzycy po prawdzie genialni, wszelkie dyskusje o atrybutach dużego instrumentu blaszanego zdają się być jedynie akademicką grą słów.

Dwóch Niemców i jeden Amerykanin zagrali puzonowe trio już kilka lata temu (a udokumentowali na … polskiej płycie Not Two Records). Teraz powracają, rzec można tryumfalnie! Ich nowa płyta, to kolejny poemat puzonowej improwizacji, świetnie skonstruowanej, fantastycznie wykonanej, do tego genialnie brzmiącej, zupełnie jak w … niemieckiej filharmonii.



Puzonowe podróże zaczynamy – wbrew logice tytułu albumu - od punktu B i jego dwóch podetapów. Na starcie trzy korpulentne niedźwiadki syczą melodyjnymi i dość rytmicznym frazami. Każdy ma tutaj swoje tempo, ale wszystkie dźwięki lepią się w bardzo spójną narrację. Ów nieco taneczny, niemal frywolny step z czasem gubi atrybuty rytmu, jakby muzycy zacierali po sobie ślady w gęstwinie lasu. Szybko schodzą do strefy spokojniejszych zaśpiewów i szumów. Każdy muzyk wnosi tu sto tysięcy pomysłów na sekundę, każdy dba o niuanse, ale też myśli o obrazie całości. Na ogół jeden artysta buduje przednią warstwę narracyjną, dwaj pozostali uciekają w didaskalia i ślą zmyślnie preparowane dźwięki. Na zakończenie pierwszej improwizacji wszyscy podśpiewują niczym strwożone ptaszyny na grzędzie. Druga opowieść rodzi się w głębokich jaskiniach puzonowych tub. Szmery, burczenia, leniwe zawodzenia i drobne dekonstrukcje szybką formują się jednak w rozhuśtany, ale temperowany rytm. Drobiny melodii, mroczne westchnienia i jakże konstruktywne chrobotania. Zdaje się, że w strefie wystudzonych, niezbyt długich fraz muzycy czują się teraz najlepiej. Jakby wbrew opinii recenzenta, w ułamku sekundy wpadają jednak w konwulsje i podnoszą poziom ekspresji do samego nieba. Trójgłowa hydra parska głośnym śpiewem, po czym gaśnie w perfekcyjny sposób.

Tymczasem odnajdujemy muzyków w punkcie A, gdzie pozostaną w trakcie dwóch kolejnych, albumowych epizodów. Puzony prychają tu kolektywnie, ale na trzy tempa. Matowe półśpiewy, rżenia i końskie parskania. Artyści najpierw płyną długimi, dronowym strumieniami, by po chwili zgubić pokrętną dynamikę i uciec w spokojniejsze, krótsze frazowanie. Przez moment gadają ze sobą, jak wiejskie przekupki na targu rybnym, a zaraz potem śpiewają weselne historie. Wszak puzon w dobrych rękach jest w stanie wydać każdy dźwięk! W ramach kreatywnej reasumpcji na koniec wszyscy idą w tango i obnoszą się swoim dobrym humorem. Na początku czwartej części albumu muzycy stają na palcach i ślą ku nam plejady drobnych, wysokich dźwięków. Kameralne lamenty i trwogi, frazy pełne mroku, setki pytań, które nie znajdują odpowiedzi. Narracja uroczo broczy w szumie i ambientowym środowisku. Zdaje się, że przy okazji jeden z puzonów funduje sobie drobną drzemkę. Po chwili definitywnie słyszymy już wszystkie instrumenty, ale każdy z nich frazuje inaczej. Improwizacja przypomina kołysankę, która z czasem nabiera życia, sycona jednak dalece skrywaną dynamiką.

Na koniec szalonej podroży muzycy na dwie minuty z sekundami wracają do … punktu B! Kameralna, niemal post-klasyczna ballada rozmarzonych puzonów, powolna, piękna, szyta naprawdę długimi oddechami skutecznie znajduje ciszę.

 

Matthias Müller, Matthias Muche, Jeb Bishop From A To B (Jazzwerkstatt, CD 2022). Jeb Bishop, Matthias Müller, Matthias Muche – puzony. Nagrania z Summer Bummer Festival, Antwerpia (część A) oraz Jazzkeller 69, Aufsturz, Berlin (część B), przełom sierpnia i września 2019 roku. Łącznie pięć improwizacji, 51:09.

 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz