Istnieją teorie, iż puzon jest instrumentem specyficznym. Z jednej strony niełatwym w obsłudze, z drugiej dającym niebywałe możliwości w zakresie artykulacji dźwięku i posiadającym intrygujące spektrum brzmieniowe. Jak pisze Nate Wooley w liner notes do płyty, nad którą za chwilę się pochylimy, puzon bywa równie dobrze ciężką trąbką, jak i małą tubą. Dla nieco starszych fanów ciekawych brzmień warto też przywołać neo-gotyckie klimaty wczesnych albumów Dead Can Dance, gdzie najpiękniejsze partie instrumentalne, te niebywale uduchowione, ale i mroczne, budzące egzystencjalną trwogę, grała sekcja … puzonów, o czym zapewne nie wszyscy wiedzą lub pamiętają.
Na drugim biegunie naszych dzisiejszych rozważań warto
postawić kolejną tezę. Nie ma dobrych czy złych instrumentów, są tylko … słabi
muzycy. A że za moment sięgniemy po album, który stworzyli muzycy po prawdzie genialni,
wszelkie dyskusje o atrybutach dużego instrumentu blaszanego zdają się być jedynie
akademicką grą słów.
Dwóch Niemców i jeden Amerykanin zagrali puzonowe trio już kilka
lata temu (a udokumentowali na … polskiej płycie Not Two Records). Teraz
powracają, rzec można tryumfalnie! Ich nowa płyta, to kolejny poemat puzonowej improwizacji,
świetnie skonstruowanej, fantastycznie wykonanej, do tego genialnie brzmiącej, zupełnie
jak w … niemieckiej filharmonii.
Puzonowe podróże zaczynamy – wbrew logice tytułu albumu - od punktu B i jego dwóch podetapów. Na starcie trzy korpulentne niedźwiadki syczą melodyjnymi i dość rytmicznym frazami. Każdy ma tutaj swoje tempo, ale wszystkie dźwięki lepią się w bardzo spójną narrację. Ów nieco taneczny, niemal frywolny step z czasem gubi atrybuty rytmu, jakby muzycy zacierali po sobie ślady w gęstwinie lasu. Szybko schodzą do strefy spokojniejszych zaśpiewów i szumów. Każdy muzyk wnosi tu sto tysięcy pomysłów na sekundę, każdy dba o niuanse, ale też myśli o obrazie całości. Na ogół jeden artysta buduje przednią warstwę narracyjną, dwaj pozostali uciekają w didaskalia i ślą zmyślnie preparowane dźwięki. Na zakończenie pierwszej improwizacji wszyscy podśpiewują niczym strwożone ptaszyny na grzędzie. Druga opowieść rodzi się w głębokich jaskiniach puzonowych tub. Szmery, burczenia, leniwe zawodzenia i drobne dekonstrukcje szybką formują się jednak w rozhuśtany, ale temperowany rytm. Drobiny melodii, mroczne westchnienia i jakże konstruktywne chrobotania. Zdaje się, że w strefie wystudzonych, niezbyt długich fraz muzycy czują się teraz najlepiej. Jakby wbrew opinii recenzenta, w ułamku sekundy wpadają jednak w konwulsje i podnoszą poziom ekspresji do samego nieba. Trójgłowa hydra parska głośnym śpiewem, po czym gaśnie w perfekcyjny sposób.
Tymczasem odnajdujemy muzyków w punkcie A, gdzie pozostaną w
trakcie dwóch kolejnych, albumowych epizodów. Puzony prychają tu kolektywnie,
ale na trzy tempa. Matowe półśpiewy, rżenia i końskie parskania. Artyści najpierw
płyną długimi, dronowym strumieniami, by po chwili zgubić pokrętną dynamikę i uciec
w spokojniejsze, krótsze frazowanie. Przez moment gadają ze sobą, jak wiejskie przekupki
na targu rybnym, a zaraz potem śpiewają weselne historie. Wszak puzon w dobrych
rękach jest w stanie wydać każdy dźwięk! W ramach kreatywnej reasumpcji na koniec
wszyscy idą w tango i obnoszą się swoim dobrym humorem. Na początku czwartej
części albumu muzycy stają na palcach i ślą ku nam plejady drobnych, wysokich dźwięków.
Kameralne lamenty i trwogi, frazy pełne mroku, setki pytań, które nie znajdują
odpowiedzi. Narracja uroczo broczy w szumie i ambientowym środowisku. Zdaje
się, że przy okazji jeden z puzonów funduje sobie drobną drzemkę. Po chwili definitywnie
słyszymy już wszystkie instrumenty, ale każdy z nich frazuje inaczej. Improwizacja
przypomina kołysankę, która z czasem nabiera życia, sycona jednak dalece skrywaną
dynamiką.
Na koniec szalonej podroży muzycy na dwie minuty z sekundami
wracają do … punktu B! Kameralna, niemal post-klasyczna ballada rozmarzonych puzonów,
powolna, piękna, szyta naprawdę długimi oddechami skutecznie znajduje ciszę.
Matthias Müller, Matthias Muche, Jeb Bishop From A To B (Jazzwerkstatt, CD 2022). Jeb
Bishop, Matthias Müller, Matthias Muche – puzony. Nagrania z Summer Bummer Festival, Antwerpia (część
A) oraz Jazzkeller 69, Aufsturz,
Berlin (część B), przełom sierpnia i września 2019 roku. Łącznie pięć
improwizacji, 51:09.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz