piątek, 30 czerwca 2023

The Shrike Records’ new outfit: TRIM & TRWST


Londyński Shrike Records wystartował organizacyjnie ledwie dwa lata temu, a już ma w dorobku dwanaście albumów z muzyką improwizowaną. Co do zasady są to ekspozycje z udziałem lokalnych muzyków (na ogół … legend gatunku), zarejestrowane w … legendarnych klubach Londynu (choć od tej zasady są drobne wyjątki).

Nagrania Shrike śledzimy oczywiście z zapartym tchem i z radością donosimy o kolejnych wydawnictwach. Dziś czas na dwa albumy, które światło dzienne ujrzały minionej wiosny. Intrygujący personalnie kwartet z dość świeżą datą rejestracji i duet sprzed dziewięciu lat (nagranie było już dostępne w sieci). Obie płyty z dużą rekomendacją redakcji, choć po prawdzie, ta starsza z odrobinę większą! Welcome!




TRIM

Kwartet złożony ze świetnie znanych artystów, zarówno tych dość jeszcze młodego pokolenia, jak i prawdziwych weteranów, przynosi nam sporo niespodzianek, głównie w zakresie użytego instrumentarium. Kontrabasista Dominic Lash sięga tu bowiem po gitarę elektryczną, a Phil Durrant, najczęściej kojarzony ze skrzypcami, często wspomaganymi elektroniką, bierze na warsztat syntezator modularny. Saksofonistka Rachel Musson i perkusista Steve Noble dla odmiany nie zaskakują i grają na swoich tradycyjnych instrumentach. Album zawiera nagranie koncertowe, na które składa się set główny podzielony dla wygody odsłuchu na trzy części i efektowny encore. Improwizacja prowadzona w dalece kolektywnym stylu często zasadza się tu na wzajemnych interakcjach instrumentów z prądem, ale i te akustyczne mają swoje do udowodnienia, co czynią nad wyraz skutecznie.

Początek koncertu nosi znamiona tzw. improwizacyjnej rozgrzewki, ale artyści prowadzą ją w dość żwawym tempie, o co dba szczególnie drummer. Intro czynione jest tu we trójkę, albowiem saksofonistka dołącza dopiero po upływie dwóch minut. Narracja nabiera cech free jazzowego bujania z jazz-rockowymi zdobieniami. Płynie linearnie (brawo Noble!), choć cechuje ją duża zmienność akcji. W sytuacji incydentalnego zwolnienia tempa swoje trzy błyskotliwe grosze dokłada saksofonistka. Drugą część seta głównego otwiera syntezator, który formuje chmurę elektroniki mając u boku gitarowe i werblowe subtelności. Saksofon znów pojawia się w grze po chwili wytchnienia. Narracja pełna tu jest rezonujących, a także dronowych ekspozycji. Pęcznieje wszerz, toczy się bowiem w dość leniwym tempie, bogacona perkusjonalnymi preparacjami.

Artyści bez zbędnej zwłoki przystępują teraz do najdłuższego odcinka seta. Kontynuują wątki zapoczątkowane w poprzedniej części, nadając im więcej jazzowego feelingu. Syntezator sieje trochę fermentu, saksofon ciągnie kwartet ku free jazzowi, z kolei gitara i perkusja wydają się być pogrążone w nostalgicznym suspensie. Improwizacja nabiera wigoru dzięki gitarze, która frazuje niczym bas i dynamicznemu drummingowi po talerzach. O emocje dba także syntezator. Opowieść wspina się na efektowne, ale dość krótkotrwałe wzniesienie, po czym zanurza się w elektroakustycznej, onirycznej aurze spowolnienia. Całość zaczyna smakować hippisowskim post-fussion. Kolejne emocje znów  płyną z mocy gitary, która odnajduje rockowe pokłady energii. Podobnie rzecz się ma z saksofonem. Narracja znów podlega ciągłym zmianom, przez moment nabiera tanecznego charakteru, przez kilka chwil jest też solową ekspozycją saksofonu. Końcowa faza seta głównego kipi kreatywnością perkusisty, a zgaszona zostaje spokojnym śpiewem saksofonu.

Koncertowy bis początkowo stacjonuje w chmurze dźwięków preparowanych, delikatnych, niekiedy wręcz minimalistycznych. Po kilku pętlach saksofon i jazzowo nastawiona gitara budują wątek, który najpierw zdaje się nosić znamiona pożegnalnej ballady, potem przybiera nieco bardziej ekspresyjne szaty. Syntezator mąci spokój, a gitara efektownie sprzęga. Nerwowy, emocjonujący finał dobrze reasumuje cały koncert.




TRWST

Duet Steve’a Beresforda, legendy sceny free jazzowej i dobrze już utytułowanej skrzypaczki Angharad Davies także stawia na niespodzianki. Znów krążą one wokół użytego przez artystów instrumentarium. Albumowe credits w ogóle nie zabiera w tej kwestii głosu. Jakie instrumenty uczestniczą w grze, możemy jedynie domyślać się bazując na odsłuchu i ewentualnie posiłkować zdjęciami z sesji nagraniowej, jaka miała miejsce w Walii, w małym obiekcie sakralnym. Płyta trwa prawie godzinę zegarową, przynosi całe mnóstwo wyjątkowych dźwięków, bystrych interakcji i zadziornych dyskusji małego strunowca Davies z tajemniczym i rozbudowanym instrumentarium Beresforda. Ten drugi, jak to miewa w zwyczaju, przeładowany jest pomysłami, ale też, znając jego wiele niepianistycznych albumów, nie sposób nie stwierdzić, iż swój artystyczny temperament tym razem trzyma mocno w ryzach. Innym słowy, mimo kilku przegadanych chwil, album śmiało uznać możemy za wyśmienity!

Już pierwsza opowieść stawia poprzeczkę oczekiwań bardzo wysoko. Beresford na wejściu kreuje setki pytań – brzmi niczym masywny, preparujący … perkusista! Davies na stronie wypuszcza drobne, także preparowane frazy i gubi je w pogłosie otoczenia. Akcje dynamiczne, jak i akcje na zaciągniętym ręcznym – dialog Pięknej i Bestii kończy swój żywot w urokliwej chmurze ambientu. Druga ekspozycja jest partią solową na organach, które brzmią matowo, szorstko, jakby filtrowane gęsta kotarą. Trzecia improwizacja znów wynosi nas na szczyty akustycznych wspaniałości. Davies zaczyna w pozycji bezdźwięcznej, potem buduje drony, z kolei Beresford gniecie przedmioty i wydaje tajemnicze, post-akustyczne odgłosy. Narracja balansuje tu między ciszą, a potencjalnym hałasem. Być może w użyciu jest balon, ugniatany na strunach piana. Skrzypce kontrapunktują niemal perkusyjnie. W czwartej odsłonie powraca brzmienie organów, którym bliżej do akustyki akordeonu. Całość pachnie post-klasycyzmem na sterydach. Przez moment wszelkie dźwięki zdają się wzajemnie imitować.

Piąta improwizacja, to kolejna gra w preparowane frazy i wyjątkowo zmyślne interakcje. Trochę mechaniki tarcia, trochę kocich pisków, pojawiają się dźwięki przypominające inside piano, a nawet frazy grane nieśmiało na klawiaturze. Szósta opowieść minimalistycznymi metodami buduje coś na kształt meta ambientu. Małe zgrzytanie zębami, rezonujące dźwięki i kolejna porcja tajemniczych fonii, to elementy naruszające linearny ład opowieści. Swoje dodaje też elektronika, brzmiąca dość analogowo, skrzypce z kolei wyjątkowo urokliwie preparują. W fazie końcowej utworu zdaje się, że Beresford ma w rękach dziecięce zabawki. Finałowa improwizacja ocieka zmysłowym post-barokiem, efektownie tłumiąc emocje. Skrzypce pięknie frazują w estetyce muzyki dawnej, a organy sycą opowieść kolejną porcją melodyki.

 

Dominic Lash, Rachel Musson, Phil Durrant & Steve Noble TRIM (CD 2023). Dominic Lash – gitara elektryczna, Rachel Musson – saksofon tenorowy, Phil Durrant – syntezator modularny oraz Steve Noble – perkusja, talerze, perkusjonalia. Koncert zarejestrowany w Cafe Oto, Londyn, styczeń 2022 roku. Cztery improwizacje, 47:45.

Steve Beresford & Angharad Davies TRWST (CD 2023). Angharad Davies – prawdopodobnie skrzypce oraz Steve Beresford – prawdopodobnie upright piano, organy, obiekty, elektronika. Nagrane w miejscu zwanym Lle Ceif Capel y Graig Artspace, Ffwrnais/ Furnace, Ceredigion, październik 2014 roku. Siedem improwizacji, 54:44.



 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz