Londyński Shrike Records wystartował organizacyjnie ledwie dwa lata temu, a już ma w dorobku dwanaście albumów z muzyką improwizowaną. Co do zasady są to ekspozycje z udziałem lokalnych muzyków (na ogół … legend gatunku), zarejestrowane w … legendarnych klubach Londynu (choć od tej zasady są drobne wyjątki).
Nagrania Shrike śledzimy oczywiście z zapartym tchem i z
radością donosimy o kolejnych wydawnictwach. Dziś czas na dwa albumy, które
światło dzienne ujrzały minionej wiosny. Intrygujący personalnie kwartet z dość
świeżą datą rejestracji i duet sprzed dziewięciu lat (nagranie było już
dostępne w sieci). Obie płyty z dużą rekomendacją redakcji, choć po prawdzie,
ta starsza z odrobinę większą! Welcome!
TRIM
Kwartet złożony ze świetnie znanych artystów, zarówno tych
dość jeszcze młodego pokolenia, jak i prawdziwych weteranów, przynosi nam sporo
niespodzianek, głównie w zakresie użytego instrumentarium. Kontrabasista
Dominic Lash sięga tu bowiem po gitarę elektryczną, a Phil Durrant, najczęściej
kojarzony ze skrzypcami, często wspomaganymi elektroniką, bierze na warsztat
syntezator modularny. Saksofonistka Rachel Musson i perkusista Steve Noble dla
odmiany nie zaskakują i grają na swoich tradycyjnych instrumentach. Album
zawiera nagranie koncertowe, na które składa się set główny podzielony dla
wygody odsłuchu na trzy części i efektowny encore.
Improwizacja prowadzona w dalece kolektywnym stylu często zasadza się tu na
wzajemnych interakcjach instrumentów z prądem, ale i te akustyczne mają swoje
do udowodnienia, co czynią nad wyraz skutecznie.
Początek koncertu nosi znamiona tzw. improwizacyjnej rozgrzewki,
ale artyści prowadzą ją w dość żwawym tempie, o co dba szczególnie drummer. Intro czynione jest tu we trójkę,
albowiem saksofonistka dołącza dopiero po upływie dwóch minut. Narracja nabiera
cech free jazzowego bujania z jazz-rockowymi zdobieniami. Płynie linearnie
(brawo Noble!), choć cechuje ją duża zmienność akcji. W sytuacji incydentalnego
zwolnienia tempa swoje trzy błyskotliwe grosze dokłada saksofonistka. Drugą część
seta głównego otwiera syntezator, który formuje chmurę elektroniki mając u boku
gitarowe i werblowe subtelności. Saksofon znów pojawia się w grze po chwili
wytchnienia. Narracja pełna tu jest rezonujących, a także dronowych ekspozycji.
Pęcznieje wszerz, toczy się bowiem w dość leniwym tempie, bogacona
perkusjonalnymi preparacjami.
Artyści bez zbędnej zwłoki przystępują teraz do najdłuższego
odcinka seta. Kontynuują wątki zapoczątkowane w poprzedniej części, nadając im więcej
jazzowego feelingu. Syntezator sieje trochę
fermentu, saksofon ciągnie kwartet ku free jazzowi, z kolei gitara i perkusja
wydają się być pogrążone w nostalgicznym suspensie. Improwizacja nabiera wigoru
dzięki gitarze, która frazuje niczym bas i dynamicznemu drummingowi po talerzach. O emocje dba także syntezator. Opowieść wspina
się na efektowne, ale dość krótkotrwałe wzniesienie, po czym zanurza się w elektroakustycznej,
onirycznej aurze spowolnienia. Całość zaczyna smakować hippisowskim post-fussion. Kolejne emocje znów płyną z mocy gitary, która odnajduje rockowe
pokłady energii. Podobnie rzecz się ma z saksofonem. Narracja znów podlega ciągłym
zmianom, przez moment nabiera tanecznego charakteru, przez kilka chwil jest też
solową ekspozycją saksofonu. Końcowa faza seta głównego kipi kreatywnością perkusisty,
a zgaszona zostaje spokojnym śpiewem saksofonu.
Koncertowy bis początkowo stacjonuje w chmurze dźwięków preparowanych,
delikatnych, niekiedy wręcz minimalistycznych. Po kilku pętlach saksofon i jazzowo
nastawiona gitara budują wątek, który najpierw zdaje się nosić znamiona pożegnalnej
ballady, potem przybiera nieco bardziej ekspresyjne szaty. Syntezator mąci
spokój, a gitara efektownie sprzęga. Nerwowy, emocjonujący finał dobrze
reasumuje cały koncert.
TRWST
Duet Steve’a Beresforda, legendy sceny free jazzowej i
dobrze już utytułowanej skrzypaczki Angharad Davies także stawia na
niespodzianki. Znów krążą one wokół użytego przez artystów instrumentarium.
Albumowe credits w ogóle nie zabiera
w tej kwestii głosu. Jakie instrumenty uczestniczą w grze, możemy jedynie domyślać
się bazując na odsłuchu i ewentualnie posiłkować zdjęciami z sesji nagraniowej,
jaka miała miejsce w Walii, w małym obiekcie sakralnym. Płyta trwa prawie
godzinę zegarową, przynosi całe mnóstwo wyjątkowych dźwięków, bystrych
interakcji i zadziornych dyskusji małego strunowca Davies z tajemniczym i
rozbudowanym instrumentarium Beresforda. Ten drugi, jak to miewa w zwyczaju, przeładowany
jest pomysłami, ale też, znając jego wiele niepianistycznych albumów, nie sposób
nie stwierdzić, iż swój artystyczny temperament tym razem trzyma mocno w
ryzach. Innym słowy, mimo kilku przegadanych chwil, album śmiało uznać możemy
za wyśmienity!
Już pierwsza opowieść stawia poprzeczkę oczekiwań bardzo wysoko.
Beresford na wejściu kreuje setki pytań – brzmi niczym masywny, preparujący … perkusista!
Davies na stronie wypuszcza drobne, także preparowane frazy i gubi je w pogłosie
otoczenia. Akcje dynamiczne, jak i akcje na zaciągniętym ręcznym – dialog Pięknej i Bestii kończy swój żywot w
urokliwej chmurze ambientu. Druga ekspozycja jest partią solową na organach,
które brzmią matowo, szorstko, jakby filtrowane gęsta kotarą. Trzecia
improwizacja znów wynosi nas na szczyty akustycznych wspaniałości. Davies
zaczyna w pozycji bezdźwięcznej, potem buduje drony, z kolei Beresford gniecie
przedmioty i wydaje tajemnicze, post-akustyczne odgłosy. Narracja balansuje tu
między ciszą, a potencjalnym hałasem. Być może w użyciu jest balon, ugniatany
na strunach piana. Skrzypce kontrapunktują niemal perkusyjnie. W czwartej odsłonie
powraca brzmienie organów, którym bliżej do akustyki akordeonu. Całość pachnie
post-klasycyzmem na sterydach. Przez moment wszelkie dźwięki zdają się wzajemnie
imitować.
Piąta improwizacja, to kolejna gra w preparowane frazy i wyjątkowo
zmyślne interakcje. Trochę mechaniki tarcia, trochę kocich pisków, pojawiają
się dźwięki przypominające inside piano,
a nawet frazy grane nieśmiało na klawiaturze. Szósta opowieść minimalistycznymi
metodami buduje coś na kształt meta
ambientu. Małe zgrzytanie zębami, rezonujące dźwięki i kolejna porcja tajemniczych
fonii, to elementy naruszające linearny ład opowieści. Swoje dodaje też elektronika,
brzmiąca dość analogowo, skrzypce z kolei wyjątkowo urokliwie preparują. W fazie
końcowej utworu zdaje się, że Beresford ma w rękach dziecięce zabawki. Finałowa
improwizacja ocieka zmysłowym post-barokiem, efektownie tłumiąc emocje. Skrzypce
pięknie frazują w estetyce muzyki dawnej, a organy sycą opowieść kolejną porcją
melodyki.
Dominic Lash, Rachel Musson, Phil Durrant & Steve Noble TRIM (CD 2023). Dominic Lash – gitara
elektryczna, Rachel Musson – saksofon tenorowy, Phil Durrant – syntezator
modularny oraz Steve Noble – perkusja, talerze, perkusjonalia. Koncert
zarejestrowany w Cafe Oto, Londyn,
styczeń 2022 roku. Cztery improwizacje, 47:45.
Steve Beresford & Angharad Davies TRWST (CD 2023). Angharad Davies – prawdopodobnie skrzypce oraz
Steve Beresford – prawdopodobnie upright
piano, organy, obiekty, elektronika. Nagrane w miejscu zwanym Lle Ceif Capel y Graig Artspace,
Ffwrnais/ Furnace, Ceredigion, październik 2014 roku. Siedem improwizacji,
54:44.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz