piątek, 21 lutego 2020

Northover, Santana & Thompson! XOO!


Zapraszamy do londyńskiego studia nagraniowego, które zwie się OXO. W jego wnętrzu czekają już na nas nasi dobrzy brytyjscy znajomi – Adrian Northover (saksofon sopranowy) i Daniel Thompson (gitara akustyczna) oraz muzyk, z którym stykamy się chyba po raz pierwszy – perkusjonista Lukax Santana. Na osi czasu lądujemy w połowie maja 2018 roku.

Wariacje na temat nazwy własnej miejsca powstania nagrania dają przy okazji tytuł całej płycie, a także poszczególnym jej fragmentom. Wydawcą XOO jest sieciowy, grecki label Plus Timbre (DL, 2020). Całość trwa 43 minuty i 24 sekundy, a składa się z sześciu nad wyraz swobodnych informacji.




Jesteśmy w miejscu przeznaczonym do profesjonalnego rejestrowania dźwięku, ale czujemy się, jakbyśmy przebywali bardziej w zaciszu domowym niż studiu nagraniowym. Muzycy grają spokojnie, koncentrują się na pojedynczych dźwiękach, niezwykle rzadko efekty ich działań przyjmują formę nieco głośniejszą. Dodatkowo całość materiału zarejestrowana została bardzo cicho, niejako wymuszając na odbiorcy maksymalny poziom skupienia.

Szum powietrza, oddechy muzyków, pojedyncze frazy dźwiękowe, tarcia przedmiotu o przedmiot, szuranie nogami, mikrokosmos aury otwarcia improwizacji. Muzycy stawiają na dużą swobodę, niejako także na pewną dramaturgiczną nonszalancję, dając sobie wzajemnie przyzwolenie na niemal każde zachowanie, byleby nie skutkowało ono dźwiękiem znacząco przewyższającym szeroko rozumianą strefę ciszy. Gitara stawia na minimalizm, często repetuje, w początkowej fazie nagrania rzadko wchodzi w bardziej zdecydowane interakcje z saksofonem i instrumentami perkusyjnymi. Thompson często sięga po swoją ulubioną technikę gry na suchym akustyku – piłuje struny, buduje metaliczną przestrzeń dla pozostałych uczestników spektaklu. Northover delikatnie pośpiewuje pod nosem, choć potrafi także wydać z siebie bardziej dosadne dźwięki. Tuż nad tą skupioną parą unoszą się perkusjonalne błyskotki, generowane przez Santanę. Pod koniec pierwszej części, jakby na przekór stosowanej do tego momentu metody twórczej, muzycy jednoczą się w kolektywnej masie bardziej dźwięcznego powietrza.

Druga improwizacja znów budowana jest  wokół repetującej gitary. Saksofon wycofany, raczej czeka na przebieg wydarzeń. Mechanika akustyki stosowanej, rodzaj zabawy w dźwięki, jakby muzycy zamiast prawdziwych instrumentów, dzierżyli w dłoniach przedszkolne zabawki. Słyszymy akcenty elektroakustyczne, ale nie mamy pojęcia, co może być ich źródłem. Przy okazji tuba saksofonu niezobowiązująco skowycze. Temperaturę emocji na wyimaginowanej scenie można określić, jako dalece wychłodzoną. Kolejny odcinek otwiera niezwykle subtelne w brzmieniu percussion. Czy to dzieło Santany, czy raczej Thompsona, który miarowo uderza cienkimi pałeczkami po gryfie gitary? Sopran na boku zdaje się szukać rytmu, ale nie jest w swoim dziele nadmiernie skuteczny. Czwarta opowieść jest jeszcze krótsza – narracja nabiera jednak odrobiny zadziorności, a dźwięki każdego z instrumentów zaczynają nieznacznie przybliżać się do siebie w sensie dramaturgicznym. Znów słyszymy akcenty prądu, a saksofon wydaje się tanecznie podrygiwać.

Piąta improwizacja – któryś z muzyków prawdopodobnie ma w dłoni metalowe kulki i ociera jedną o drugą. Szmery, szumy, piłowanie strun, pojedyncze podmuchy z wąskiej tuby saksofonu. Po 4 minucie garść nostalgii przemyka pomiędzy dźwiękami, a całość narracji zdają się zdobić rozległe porcje ciszy. Pod koniec bodaj najdłuższej improwizacji odrobina ognia – gitara skutecznie szuka zadziorów na gryfie, a sopran melodyjnie prycha z zadowolenia. Perkusjonalista konsekwentnie stawia zaś na dźwięczne zabawki. Niepostrzeżenie docieramy do ostatniej części tego studyjnego koncertu – muzycy oddychają suchym powietrzem, przestrzeń szepcze, przedmioty szemrają, a całość niespodziewanie nabiera dronowej tekstury. Thompson ciekawie preparuje dźwięki, Santana znów bawi się w małego elektryka, Northover bucha nieco gęstszym powietrzem. Intrygujący finał płyty, która nie ekscytowała nas jednak każdym swoim dźwiękiem.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz