poniedziałek, 17 lutego 2020

Pricto, Caicedo & Trilla as Hung Mung in a horror sound show called An Offshot Of A Whirlwind!


Armia zuchwałych talerzy, które drżą z nadmiaru świeżego powietrza, saksofon, który u wylotu tuby spięty jest zasiekami elektromagnetycznymi, wreszcie gitara, która tonie w mgławych obłokach prądu zmiennego – oto, w jakich okolicznościach przyrody akustycznej, trzech bezczelnych wojowników wyrusza w podróż, która może nie mieć drogi powrotnej.




Quite gently, so slowly and not clearly, komentując językiem Szekspira, narracja swobodnej improwizacji szuka swojego toru właściwego. Małe frazy z syntezatora, który też jest na scenie, chwilami pozostając nawet poza sferą jurysdykcji muzyków, czasami rozrastając się aż do trzech postaci, saksofon altowy, który sieje ferment, bo w tym właśnie celu znalazł się na deskach Soda Acustic, w końcu aktywna perkusja, która wchodzi w ciekawe relacje z algorytmami syntezatora, tudzież syntezatorów, które choć swobodne, szukają jednak partnera na czas podróży. Narracja, która raz za razem dostarcza sporo, równie rozważnych, co tajemniczych fonii, budzi się do życia mając do pomocy kanciasty jazz saksofonu, rytm i tempo gitary, a wokół wszystkiego bystry circle drumming. Bez zbędnej zwłoki muzycy wpadają w galop post-fussion, wygląda na to, że czują się w nim, jak ryby w wodzie. Stemple jakości stawia szczególnie Pricto, budując zmysłowe free z syntezatorem, w roli niebanalnej katarynki.

Drugi etap podroży zaczynamy w towarzystwie spokojnej, post-psychodelicznej gitary. Saksofon dorzuca półdrony, talerze perkusji rezonują całą przestrzenią koncertu. Trilla drży i szeleści, Pricto i Caicedo skraplają wilgotne powietrze, a bezimienne syntezatory somnabulizują. Abstrakcyjny moment fake sounds przy wtórze puszczonych w ruch, wibrujących przedmiotów perkusisty, preparacjach gitarzysty i zalotnych westchnieniach alcisty – piękna symfonia onirycznej psychodelii. W połowie najdłuższego odcinka koncertu Vasco włącza drugi bieg, a potem zaraz trzeci i czwarty. Ogniste post-fussion wstaje z kolan i rusza przed siebie. Temperament muzyków czyni tu wiele, emocje rosną, gitara i alt płyną wysokim wzgórzem, a jedynym łącznikiem tria z podłożem wydaje się być stopa na bębnie basowym. W oparach post-metalowych szaleństw gitary, narracja dystyngowanie wyhamowuje. Syntetyzatory sprzęgają się, a wszystko wokół nich zdaje się skwierczeć na potęgę.

Cisza z samego dna tuby saksofonu, głuchy pomruk strun, rezonans nieznanych przedmiotów, martwe preparacje syntezatorów – oto obraz praktyki improwizacji, zdobionej garścią fałszywych dźwięków, czynionej w obliczu tajemnicy pokalanego poczęcia. W ślamazarnym tempie, rwąc metalicznie struny, dudniąc blachą dzwonków, skowytem saksofonowych dysz i mgławym swędem syntezatorów, Hung Mung rusza w ostatnią podróż. Po upływie ósmej minuty, miast szukać okazji do półgalopu, niespodziewanie trójka homo sapiens i uczłowieczone syntezatory lepią się w jedną, lepką magmę nieco ulotnej psychodelii, która szuka znaku z napisem the end. Szczęście wszystkich wydaje się być pełne, zwłaszcza jednego z syntezatorów, który kwili niczym niemowlę po przebudzeniu.


Hung Mung  An Offshot Of A Whirlwind  (Multikulti Project/ Spontaneous Music Tribune, CD 2020)
El Pricto – saksofon altowy i syntezatory, Diego Caicedo – gitara elektryczna, Vasco Trilla- perkusja, instrumenty perkusyjne. Nagrane w październiku 2019 roku, w trakcie 225 odcinka cyklu koncertowego Nocturna Discordia, w klubie Soda Acustic, Barcelona. Czas trwania – 40:04.

Uwaga! Autor recenzji jest współwydawcą tej płyty!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz