Trybuna Muzyki Spontanicznej melduje się po gorących, katalońskich wakacjach, w pełnej gotowości do pracy twórczej, ale jeszcze z dalece zaawansowanym rozwichrzeniem, typowym dla okresów adaptacyjnych. Zatem dziś bez tekstów opisujących świeżutkie nowości na scenie muzyki improwizowanej, ale z ważnymi informacjami dotyczącymi jednej z najznamienitszych (jednej z dwóch!) formacji gatunku, jedynej w swoim rodzaju, czyli AMM!
Psychofani grupy zapewne doskonale wiedzą, iż w czerwcu
bieżącego roku jeden z ojców założycieli formacji – Eddie Prevost – obchodził
80. urodziny. Same obchody w stolicy Zjednoczonego Królestwa Improwizacji nie
były specjalne huczne, ale jeden epizod skutecznie przykuł naszą uwagę. W minioną
bowiem sobotę, w niepowtarzalnej Cafe Oto, odbył się koncert grupy, który w
komentarzach podawanych nie wprost, określony został jako … ostatni koncert
grupy (dodajmy, iż AMM w tym roku świętuje swoje … 56 urodziny!). Nie wiemy do
końca, czy to prawda (bo jakoś nie chce się wierzyć), a przy nadziei trzyma nas
fakt, iż koncert odbył się jedynie w składzie dwuosobowym (był Keith Rowe,
zabrakło Johna Tilbury’ego, który się pochorował, mamy nadzieję, iż nienazbyt
poważnie). Zatem niewątpliwie znajdzie się jeszcze powód, by ów naprawdę ostatni koncert zagrać pełnym,
trzyosobowym składem. Niemniej tekst, do którego link zamieszczamy na końcu
tekstu nazwany został The Last Of AMM
*). Dodajmy jeszcze jeden istotny fakt do naszego dzisiejszego update’u. Jeden z wiosennych numerów
magazynu The Wire poświęca aż osiem
stron rozmowie z trójką współczesnych muzyków AMM, kreśląc ciekawie view i przypominając przy tej okazji
najbardziej współczesne nagrania muzyków, nie tylko pod szyldem AMM.
Wspomniany wyżej pełny
skład, jak doskonale wiemy, to określenie dalece nieprecyzyjne na przestrzeni
ponad półwiecznej działalności formacji. Zatem dla przypomnienia, dumną historię
AMM na ogół dzielimy na tzw. okres intelektualnej burzy i naporu, tudzież ciągłych zmian personalnych (lata 1966-1981;
długo odkładany opis tej części obiecujemy pod koniec bieżącego roku!), bujne ćwierćwiecze w składzie trzyosobowym
(1981-2004; Tilbury, Rowe & Prevost - opisane i zapieczętowane na tych
łamach dwa lata temu**), wreszcie okres duetowy, który przypada na lata nam
najwspółcześniejsze (Tilbury & Prevost - z tekstem z roku 2017 ***). Wiemy
też doskonale, iż w okresie ostatnich 6-7 lat Rowe raz za razem powraca do grupy
i ta znów koncertuje w składzie trzyosobowym ****). Zauważmy jednak, iż
ostatnia jak do tej pory płyta AMM nagrana została w duecie *****). Linkowy
podręcznik na końcu tekstu.
Opisując dwa lata temu owe trzyosobowe ćwierćwiecze na samym końcu tekstu zaznaczyliśmy kilka płyt, do których nie dało nam się wówczas dotrzeć. Pośród nich był pewien japoński koncert z samego środka zabawnych lat 90. ubiegłego stulecia. Z radością pragniemy donieść, iż redakcja jest wreszcie w posiadaniu tego albumu (podziękowania dla Krzysztofa!) i teraz z jeszcze większą radością podzieli się wrażeniami z jego odsłuchu.
Koncert w Fukayi, jak to zwykle w przypadku AMM, zaczyna się i kończy w zupełnej ciszy. Pomiędzy jednak głuchym początkiem, a długotrwałą ciszą oczekiwania na oklaski dzieje się naprawdę dużo, zwłaszcza, jak na kanony grupy. Po prawdzie już na wstępie uznać należałoby, iż From A Strange Place, to jedna z najlepszych produkcji pod szyldem AMM. Muzycy definitywnie dobrze czują się na scenie, świetnie ze sobą kooperują (co jak wiemy, nie jest regułą żadnego okresu w dziejach AMM), a nade wszystko wydają się być tego październikowego wieczoru 27 lat temu wyjątkowo aktywni, generujący doprawdy dużo dźwięków w jednostce czasu. Już w okolicach 10 minuty mamy pierwsze istotne spiętrzenie dramaturgiczne. Tilbury snuje efektowne, gęste, usiane zaczepkami pasaże post-classic, Prevost zdaje się używać nie tylko percussion, ale także bardziej rozbudowanego zestawu perkusyjnego (słyszymy moc talerzy, tomy, bęben basowy i wyjątkowo wygimnastykowany werbel!), wreszcie Rowe, który z jednej strony sięga po gitarową moc silnie naelektryzowanych preparacji (aż po granice noise), z drugiej strony pławi się w subtelnościach post-ambientu, tudzież korzysta z nieskończonych zasobów sampli, w których doborze jest tego wieczoru nad wyraz subtelny i strukturalnie poukładany. Podobne spiętrzenie czeka nas w okolicach 50 minuty. Sama zaś środkowa część koncertu jest umiarkowanie spokojna, wręcz oniryczna, usiana mikro zdarzeniami, bystrymi reakcjami i wzajemnymi prowokacjami artystycznymi. Muzycy bardzo chętnie eksperymentują tu z ciszą, w samym środku koncertu osiągając nawet jej pełnię. Wracają do gry plejadami mikro preparacji (także Tilbury!), budują nowe narracje pełni skrupulatności i pieczołowitości.
Jeśli w tej ekstremalnie demokratycznej grze mielibyśmy
szukać przodownika stada, to byłby nim dość niespodziewanie pianista, który
często przyjmuje na siebie rolę siejącego intrygi i prowokującego kolegów do
interakcji. Po drugiej stronie tej barykady Rowe, który zdaje się jak zwykle żyć
swoim życiem, ale mimo wszystko wyjątkowo czujnie reagujący na to, co dzieje
się na scenie. Z kolei niezwykle aktywny Prevost nie koncertuje się na rezonansie
wielkiego talerza, ale buduje rozbudowane, chwilami free jazzowe narracje. So, suprice by suprice!
Zgodnie z tym, co napisaliśmy na początku, końcówka koncertu
tonie w ciszy, stąpa po jej gęstym błocie. Prevost już tylko drży, Tilbury
snuje filigranowe frazy, a Rowe minimalistycznie tańczy na radiowej skali.
Długie frazy oczekujące na ostatni dźwięk. I jak zwykle po nim, długa cisza oczekiwania
na oklaski. Wszak początek i koniec koncertu w przypadku AMM, to pojęcia niezwykle
ulotne.
AMM From A Strange
Place (Dedicated To The Tokuoka Family). John Tilbury – fortepian, Keith
Rowe – gitara preparowana, elektronika, Eddie Prevost – instrumenty perkusyjne.
Koncert zarejestrowany w miejscu zwanym The
Egg Farm (Fukaya, Japonia), 22 października 1995 roku. Wydawcą albumu jest
P.S.F. Records (CD, 1996) - jedna improwizacja, czas trwania - 68:20.
**) http://spontaneousmusictribune.blogspot.com/2020/09/amm-amazing-mostly-magnificent-from.html
***) https://spontaneousmusictribune.blogspot.com/2017/02/amm-dekada-dwuosobowa-tylko-do-uzytku.html
****) https://spontaneousmusictribune.blogspot.com/2018/08/amm-unintented-trio-legacy.html
https://spontaneousmusictribune.blogspot.com/2020/07/amm-so-until-next-time.html
*****) https://spontaneousmusictribune.blogspot.com/2021/04/amm-in-museu-industrial-da-baia-do-tejo.html
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz