Free jazzowa grupa wyszehradzka? No, prawie! Polak, Czech, Ukrainiec i Węgier zebrali się ubiegłej jesieni na dwa dni w czeskich Pardubicach i zgodnie z tamtejszą tradycją końskich gonitw nieźle sobie pokłusowali!
Muzycy nagrali całe mnóstwo bystrych dźwięków (zapewne więcej
niż dwie godziny!), a potem do dzieła przystąpił dzielny wydawca krajowy, który
z tego obszernego materiału wykroił (czasami dosłownie!) ponadgodzinny dysk
kompaktowy, regularnego, dwunastocalowego winyla, a dla szczególnie potrzebujących
także singla siedmiocalowego i pięciocalowego!
Dziś skupimy się na edycji kompaktowej, ale podkreślamy już
na wejściu, iż z całą pewnością warto posiadać wszystko, co powstało w trakcie sesji
nagraniowej! Powodów jest wiele, nie są one bynajmniej geopolityczne, tudzież antywojenne.
Malá Pardubická, to nade wszystko
wyśmienite, free jazzowe mięcho, do
tego w wielu fragmentach bardziej niż oryginalnie podane.
Pardubickie dokonania kwartetu można śmiało podzielić na pewne
podgrupy stylistyczne. Mamy zatem pakiet ognistego free jazzu na saksofon,
trąbkę i masywną, tłustą sekcję rytmu, mamy niemniej obfity worek muzyki nieco
stonowanej, poszukującej innych emocji, bazującej na brzmieniu temperamentnego
klarnetu basowego i rozsądnie dawkowanej elektroniki, nierzadko z ambientowym posmakiem
(także popartej fantastyczną robotą kontrabasu i perkusji), wreszcie utwory
łączące wspomniane wyżej wątki, wyjątkowo udanie asymilujące akustyczne frazy z
delikatnym, elektronicznym tłem. Innymi słowy – dla każdego coś miłego!
Pierwsze utwory albumu zdają się łagodnie wprowadzać nas do
obiecanego piekła. Soczysty, twardy kontrabas, mglista perkusja, preparująca trąbka
i podekscytowany klarnet basowy. Muzyka przypomina chłodny wiatr od północy, który
dobrze wentyluje upalne powietrze środka lata. Mała elektronika kreuje strugi post-oniryzmu, a rozśpiewany alt nieśmiało
zaprasza do zabawy. Ta ostatnia na dobre zaczyna się w drugiej fazie trzeciej
improwizacji. Narracja wydaje się leniwa i ulotna, by w ułamku sekundy stać się
gęstą i niezwykle masywną. Z jednej strony subtelności elektroniki i kontrabasowego
smyczka, z drugiej siła wyrazu drummingu
i gotowych na wszystko dęciaków. Czwarta
historia, to urokliwe small talks, znów
z klarnetem i wyjątkowo wesołą trąbką. Sekcja rytmu stawia zasieki i dobrze dba
o nasze emocje. W kolejnej części masywności działań kontrabasu i perkusji sprzyja
ognisty alt, który ciągnie narrację wysokim wzgórzem. Z kolei szósta część
przypomina pokraczną balladę, pełną niuansów brzmieniowych i niemal modelowej koegzystencji
saksofonu i smyczka.
Począwszy od siódmej historii mamy wrażenie, iż muzycy włączają
free jazzowy tryb. Oczywiście znów nie robią tego od razu, trochę się z nami
droczą, preparują dźwięki, grają leniwe introdukcje, ale jak już dają sygnał do
ataku, z pewnością nie planują brać jeńców. W kolejnej części scenariusz wydaje
się podobny. Trochę brudnych fraz i sygnał do dynamicznej akcji wprost z
żelaznego gryfu kontrabsu i metalowej glazury werbla. Kwartet płynie free
jazzem na alt, trąbkę, zamaszyste pizzicato
i huraganowy drumming.
Sytuacja zmienia się dość zasadniczo począwszy od
dziesiątego epizodu. Dwie kolejne improwizacje brzmią niczym dwa tejki tej samej narracji. Elektroniczny ambient,
basowe drony i flażolety. W obu przypadkach narracja intrygująco zagęszcza
ścieg i śle nam efektowne pozdrowienia, a zadania (milczącej) trąbki przyjmuje coraz
aktywniejsza elektronika. Druga z bliźniaczych improwizacji ma tzw. ciąg
dalszy. Po ułamku sekundy zawahania kwartet rusza w bój niesiony altowym
zaśpiewem. Nie bez winy są tu także rozkołysane bębny! Kolejne dwie
improwizacje kontynuują wątki dęto-elektroniczne. Trąbka obrasta kurzem, a
muzycy raz za razem zaskakują nas fakturą dźwięków, czy też zmianami dramaturgii.
Swoje dokłada tu dawno niesłyszany klarnet basowy. W trzynastej improwizacji
dużo dysonansu - smyczek i saksofon, ale i masywne uderzenia po gryfie kontrabasu,
werblu i tomach.
Przedostatnia improwizacja znów zaczyna się ambientem i
basowymi zdobieniami, ale rozwija się inaczej niż jej poprzedniczki. Przede
wszystkim wraca trąbka i to jest powrót niemalże tryumfalny! Gada z klarnetem i
wiedzie opowieść intrygującymi zakamarkami. Finałowa część nie wycisza naszych emocji,
ale wręcz je stymuluje. Kwartet wraca na free jazzowe ścieżki, które zdążyliśmy
polubić w środkowej części płyty. Nim jednak nastąpi eksplozja, na starcie znów
dostajemy porcję wykwintnych preparacji altu i trąbki. W tle snuje się elektronika,
passing perkusji koncentruje się na
talerzach, a dół basu łypie okiem, po
czym bez zbędnej zwłoki podrywa wszystkich do tanga. Free Jazz Quartet still lives!
Mikołaj Trzaska, Petr Vrba, Mark Tokar, Balázs Pándi Malá Pardubická Vol. 4 (Gusstaff
Records, CD 2022). Mikołaj Trzaska – saksofon altowy, klarnet basowy, Petr Vrba
– trąbka, elektronika, Mark Tokar – kontrabas oraz Balázs Pándi – perkusja,
instrumenty perkusyjne *). Nagrania zarejestrowano pod adresem Divadlo 29, w
czeskich Pardubicach, w dniach 26 i 27 listopada 2021 roku. Płyta CD zawiera 15
improwizacji, które trwają łącznie 66 minut i 8 sekund. Na trzech edycjach
winylowych (Vol. 1 - 12”, Vol. 2 - 5” oraz Vol. 3 - 7”) opublikowano kolejnych
14 improwizacji, nie były one jednak przedmiotem niniejszej recenzji.
*) opis instrumentalny
został poszerzony w stosunku do albumowego credits, gdyż wedle tego, co słyszy recenzent, do generowania dźwięków w
trakcie dwóch dni nagraniowych użyto większej liczby akcesoriów muzycznych niż
wskazano na okładce płyty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz