"A" Trio, pierwszy improwizujący skład pochodzący z Libanu, skończył w tym roku 20 lat! Muzyków go tworzących znamy na tych łamach doskonale, podobnie jak ich bejrucki label Al Maslakh Records. Dla odświeżenia naszej pamięci na końcu tekstu zamieszczamy ważny link.
Czas pandemii nie wpłynął zbyt dobrze na edytorską aktywność
Libańczyków, ale już rok bieżący dostarczył nam trzy albumy, w tym jubileuszowe
dokonanie rzeczonego składu i to właśnie jemu poświęcimy dziś nasz bezcenny czas.
Zresztą Mazen Kerbaj, Sharif Sehnaoui i Raed Yassin swoją dotychczasową aktywnością
muzyczną udowadniają, iż każda chwila spędzona z nimi należy do tych najprzyjemniejszych
i zawsze nad wyraz wartościowych w ujęciu artystycznym.
Nowa płyta tria nagrana została prawie pięć lat temu, ale nic
nie straciła ze swej obezwładniającej świeżości. Nim zagłębimy się w jej
wspaniałą zawartość, powinniśmy wiedzieć, iż każdy dźwięk tam zamieszczony jest
dziełem instrumentów akustycznych, a albumowe credits z tekstem no cuts, no
overdubbing, no use of electronics nabierają w tym wypadku szczególnego znaczenia.
Innym słowy, w języku bardziej nam ojczystym – to, co słyszymy jest dokładnie
tym, co muzycy wygenerowali ze swoich instrumentów w tzw. czasie rzeczywistym.
Początek nagrania przypomina Different Trains Steve’a Reicha – wszystko ma tu swój obsesyjny, podskórny rytm! Gitarzysta pracuje na gryfie perkusyjnymi pałeczkami, kontrabasista ryje smyczkiem bruzdy w ziemi, intrygująco kołysząc się na wietrze, trębacz zaś wentylami swego instrumentu formuje powietrze w linearny strumień narracji. Potok dźwięków zdaje się tu narastać, ale w tempie dalece umiarkowanym, a towarzyszące mu tło, budowane zapewne echem akustycznych fraz, kreuje dodatkowe napięcie dramaturgiczne. Poszczególne wątki opowieści także pęcznieją, jakby dostawały drugie życie, niezależne od swej podstawowej roli dramaturgicznej. Z czasem flow stabilizuje swoją dynamikę, a w drugiej części improwizacji istotnie przygasa. Wtedy do tzw. gry właściwej przystępuje trębacz, którego frazowanie zaczyna przypominać brzmienie … trąbki. Narracja nadyma się teraz inaczej – preparowanymi dźwiękami wprost z rozgrzanych wentyli, tudzież garściami niezidentyfikowanych szumów i mechanicznych tarć. Raczej rozlewa się w szersze koryto niż szuka dynamiki. Po kilku chwilach umiera sprowadzona niemal do pojedynczych dźwięków.
Druga improwizacja wydaje się mieć zbliżoną strukturę, ale
wszystkie elementy ją tworzące wydają się pracować bardziej intensywnie. Gryf gitary
jest traktowany nieco cięższymi przedmiotami, trąbka furczy niczym mały
helikopter, a struny kontrabsu drżą rytmicznie, niczym stado bawołów w galopie.
Narracja nabiera tu post-industrialnego posmaku, słyszymy też dużo dodatkowych fonii,
choćby paradę dzwonków. Tymczasem gitarzysta zaczyna wychodzić z roli perkusisty
i skłania się ku bardziej standardowym metodom pracy. Buduje połamany, taneczny
rytm, który dobrze koreluje z polirytmią pozostałych instrumentów, zwłaszcza
kontrabasu. W drugiej części improwizacji intensywność przekazu nieco słabnie
(mimo plejady preparowanych fraz), dzięki czemu brzmienie każdego z instrumentów
wydaje się być bardziej selektywnie. Na zakończenie narracja znów hamuje,
nabiera celebracyjnego charakteru, przypomina powolną śmierć pogodzonym z losem
piechurów.
Trzecia opowieść sprawia wrażenie nieco lżejszej. Smyczek
kontrabasu generuje wprawdzie swój dron niskich mocy, ale trąbka delikatnie świszcze,
a na gryfie gitary prawdopodobnie pojawia się także smyczek, które pracuje w
dość wysokich rejestrach. Piłowanie strun i trębackie, głębokie oddechy nie potrzebują
tu jednak wiele czasu, by przyoblec się w ulubioną, meta rytmiczną powłokę. Narracja nie stawia tu na dynamikę, ale na
eskalację wewnętrznych emocji. Trąbka zaczyna krzyczeć, smyczek maltretować
struny gitary, a kontrabas produkować dźwięki z definitywnie horyzontalnej
pozycji przy samej podłodze. Czwarta opowieść też zaskakuje. Tym razem urokliwej
akustyce trzech żywych instrumentów towarzyszy smukły, nienachalny, ale trwale obecny
rezonans. Trąbka kipi od emocji, z kolei gitara szuka czystych, kojących fraz.
Narracja podlega tu nieustannej fluktuacji – szuka hałasu w wysokich rejestrach,
piszczy, skrzypi, a na sam finał serwuje nam niebywałe emocje, szczególnie ze
strony trębacza. Ostatnia improwizacja zdaje się mieć strukturę … piosenki.
Post-barokową melodię podaje tu kontrabasowy smyczek, gitarzysta wybija
delikatny rytm na strunach, a trębacz oddycha w spokojnym tempie, też sycąc opowieść
porcją melodyki. Narracja ma tu drobną kulminację, ale jako całość koi nerwy i urokliwie
wita nas z ciszą po wybrzmieniu końcowej frazy.
"A" Trio Folk
(Al Maslakh Records, LP/ DL 2022). Mazen Kerbaj – trąbka, Sharif Sehnaoui –
gitara akustyczna oraz Raed Yassin – kontrabas. Nagrane w Audio Cue Studio, Berlin, w marcu 2018 roku. Pięć improwizacji, 39
minut.
Zapowiadany ważny link:
http://spontaneousmusictribune.blogspot.com/2018/08/kerbaj-sehnaoui-at-al-maslakh-best-on.html
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz