wtorek, 2 maja 2023

Colin Webster, Mark Holub, Sofia Salvo & Jan Roder in Sowieso!


Dziś opowieść z naszego ulubionego cyklu – najpierw werbalnie na Trybunie, a zaraz potem, tu akurat w najbliższą niedzielę, w poznańskim Dragonie z dźwiękiem i obrazem!

Międzynarodowy kwartet soczystego, prawdziwie krwawego free jazzu niemal dokładnie rok temu zagrał ze sobą po raz pierwszy (niech żyją składy ad hoc!), a dziś ma już w dorobku kasetę (z nagraniem rzeczonego spotkania) i rusza w europejską trasę, by ów fakt efektownie świętować. Oczywiście nie mogą w jej trakcie nie trafić do Dragona! Innym słowy – dziś pozachwycamy się zawartością ich debiutanckiej kasety, w niedzielę zaś wystawimy nasze narządy słuchu na działanie huraganu definitywnie ekspresyjnych dźwięków – dwa saksofony, altowy Webstera i barytonowy Salvo, mocny kontrabas Rodera i nadaktywna perkusja Holuba. What a game! Nie trzeba dodawać, iż niedzielny koncert w Poznaniu, to ich jedyny występ w Polsce. Zatem teraz, albo nigdy!



Muzycy od pierwszej sekundy działają w berlińskim Sowieso kolektywnie, z siłą wodospadu cisną na gaz i z tego stanu wzmożonej, kreatywnej aktywności nie będą się wytrącać przez 50 minut z sekundami, serwując nam wszystko w dwóch wielominutowych porcjach samoodnawiającej się energii. Saksofony z miejsca startują na bliźniaczej intensywności, zaśmiewają się wzajemnie, a gęsta sekcja rytmu gna przed siebie, piękny znaczy teren i nie bawi się w gotyckie ornamenty. Po kilku głębszych pętlach, kontrabas i perkusja nieznacznie zwalniają, dając nanosekundowe chwile wytchnienia saksofonom, które mogą teraz frazować nieco dłuższymi strumieniami dźwięków. Narracja pozostaje wszakże w stadium wzmożonej intensywności, incydentalnie dzieląc się na podgrupy – najpierw to baryton i perkusja, potem trio bez tejże perkusji, wreszcie efektowna sekwencja drum’n’bass, do której po chwili dołącza baryton. Powrót do formuły kwartetowej zdaje się być wyjątkowo śpiewny, melodyjny, acz czupurny i bardzo niebezpieczny. Po niedługim czasie improwizacja zwalnia już naprawdę, a do roli głównego kreatora tej części koncertu pretenduje kontrabasowy smyczek. Tymczasem oba saksofony szczebioczą, tną powietrze niczym ostrze skalpela, a perkusja zaczyna budować nowy wątek na krawędziach werbla i szeleszczących talerzy. Muzycy biorą teraz głęboki oddech, po czym ruszają w finałowy galop pierwszego seta – urokliwie krzyczą na siebie i namiętnie okładają pięściami.

Początek drugiego seta sprawia wrażenie, jakby artyści puszczali do nas oko i mieli ochotę na odrobinę spokojnego spaceru. Na gryfie kontrabasu pojawia się smyczek, ale to tylko pozory. Bo to właśnie z tego miejsca, na soczystym gryfie ogromnego strunowca, rodzi się nowa siła kwartetowego rażenia. Stan ognistego upojenia osiągnięty tu zostaje w ułamku sekundy. Krew, pot i łzy! Czyżby reinkarnacja Machine Gun? Miejsce się zgadza, kompetencje muzyków także, a siła ekspresji zdecydowanie godna pierwowzoru sprzed ponad pięćdziesięciu lat! Po kilku minutach wytężonego półgalopu muzycy zdają się mieć krótkotrwałą chwilę zawahania, ale bez zbędnej zwłoki przystępują do wytyczania nowego szlaku opowieści. Początek zasadza się na miłości barytonu i smyczka, ciąg dalszy klei z potu perkusyjnego drive’u. Alt przebudza się tu jako ostatni, a że kontrabas przechodzi w stan pizzicato, orszak straceńców może już ruszać w kolejną galopadę. Saksofony drą się w niebogłosy, kontrabas i perkusja tną po kantach, a energia kinetyczna kwartetu osiąga ekstremum lokalne. Dość niespodziewanie w rękach kontrabasisty znów pojawia się smyczek, ale narracja nabiera dzięki temu jeszcze większego ognia. Tempo rośnie do monstrualnych rozmiarów i po nanosekundowej eksplozji ląduje w chmurze klubowych oklasków.

Bis trwa tu ponad dziesięć minut i znów jest piękną, free jazzową histerią! Na początku wszyscy artyści frazują bardzo wysoko. Piszczą jak koty, syczą jak napuszone lisy, rżą jak niedźwiedzie na rykowisku. Sex, drugs and rock’n’roll! Po kilku gęstych, acz nie ekstremalnie dynamicznych pętlach narracja zdaje się przechodzić w fazę finalizacji, ale ta trwać będzie dłużej niż sama faza podprowadzająca! Serie wzajemnych okrzyków, rwane stemple kontrabasu i perkusji, dron smyczka, który zdaje się nieść oba dęciaki do samego nieba, wreszcie repeta barytonu, która doprowadza kwartet do finałowego spazmu!

 

Colin Webster/ Mark Holub/ Sofia Salvo/ Jan Roder Sowieso (Raw Tonk Records, Kaseta/ DL 2023). Colin Webster – saksofon altowy, Mark Holub – perkusja, Sofia Salvo – saksofon barytonowy oraz Jan Roder – kontrabas. Nagranie koncertowe, Sowieso, Berlin, 21 maja 2022 roku. Dwie improwizacje, 50:15.



 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz