King Übü Örchestrü, jedna z najważniejszych europejskich orkiestr muzyki improwizowanej, funkcjonowała artystycznie od początku lat 80. ubiegłego stulecia do pierwszych lat nowego millenium, a uciekła w niebyt po śmierci jednego z założycieli, saksofonisty i klarnecisty Wolfganga Fuchsa. Stanowiła ciekawą przeciwwagę dla innych tego typu przedsięwzięć na Starym Kontynencie, zawsze pozostawała w cieni Globe Unity Orchestra, ale była też innego rodzaju tworem artystycznym. Estetycznie śmiało porównać ją można do London Improvisers Orchestra, choć ta druga powstała prawie dwie dekady później. Daleki zatem od free jazzu, KUO to ansambl, który czuł się w oceanie kolektywnych, bardzo swobodnych improwizacji jak ryba w wodzie, sycił swoje narracje niebanalnymi brzmieniami, lubił także flirtować z innymi dziedzinami sztuki, choćby z teatrem (wszak nazwa orkiestry zobowiązuje). Pozostawił po sobie ledwie kilka płyt, a każdą z nich warto znać i delektować się każdym jej dźwiękiem.
Ku naszej wielkiej radości King Übü wraca i to niemalże w oryginalnym
składzie, w którym odnajdujemy muzyków z Niemiec, Anglii i Szwajcarii, w tym dwóch
nowych załogantów, świetnie nam znanych mistrzów swobodnej improwizacji – saksofonistę
Stefana Keune’a i puzonistę Matthiasa Muche. Skład orkiestry uzupełnia
znamienity gość – wokalista Phil Minton. Ich nowe nagranie pochodzi z roku
2021, zarejestrowane zostało na koncercie, a wydane (w niełatwym procesie edytorskim)
przez brytyjskie FMR Records, teoretycznie z datą 2022, faktycznie wystawione
na publiczny poklask dopiero w roku bieżącym. Zapraszamy do świata cudownych, jedynych
w swoim rodzaju dźwięków, generowanych przez kilkunastoosobowy skład, który muzykuje
bez udziału dyrygenta, a skala predefinicji jego improwizacji pozostaje ukryta
w mroku tajemnicy.
Na scenie dużej sali koncertowej odnajdujemy jedenastu muzyków – wokalistę oraz dziesięciu instrumentalistów, którzy dzierżą w dłoniach (tudzież ustach) pięć narzędzi dętych (w tym aż cztery blaszane), cztery strunowe (niektóre wspomagane elektroniką) oraz zestaw perkusjonalny, doposażony w akcesoria zdolne generować tajemnicze, post-akustyczne dźwięki. Koncertowa opowieść składa się z dwóch rozbudowanych improwizacji.
Pierwsza z nich rodzi się w ekstremalnym skupieniu – plamy
drobnych, rwanych fraz, głównie strunowych i głosowych, incydentalnie dętych płyną
po dywanie pulsującego, ambientowego tła z posmakiem elektroakustyki. Dźwiękowe
rozmowy, bystre interakcje, szeroki bukiet dalece kontrolowanej intensywności i
dramaturgicznego ładu. Muzycy frazują na ogół stosując niekonwencjonalne metody
artykulacji, które zwykliśmy nazywać dźwiękami preparowanymi. Pracują z dużą swobodą,
pełni meta teatralnej podniosłości, perfekcyjnie
nasłuchają, co w trawie piszczy, kreują interakcje na bazie brzmieniowych
podobieństw, ale także starają się naśladować dźwięki natury, co zawsze było
jedną z konstytucji KUO. Podobnie, jak budowanie narracji stymulowanej ciągłą
zmianą. Także sam proces przeprowadzania zmian, praca w podgrupach i sposoby
reagowania zdają się tu być świetnie przemyślane i nieskore do jakichkolwiek błędów,
czy działań niekontrolowanych. Narracja incydentalnie potrafi tu gęstnieć i
nabierać pewnej pokrętnej hałaśliwości, ale takie fragmenty koncertu, to raczej
interludia, nie zaś krew improwizacji. Najważniejszy jest kolektyw, praca w grupie,
wzajemne interakcje, niekoniecznie zaś ekspozycje solowe. Po upływie kwadransa
muzycy zdają się konstruować nieco dłuższe strumienie dźwiękowe, jakby głęboko
oddychali i sycili się wonią natury. Sami finał pierwszej części jest wyjątkowo
urokliwy fonicznie – odrobinę melodyjny, budowany wszakże z półdźwięków i szumów.
Drugą odsłonę spektaklu anonsuje gong i głosowe lamenty
Mintona. Wokół kłębią się nerwowe, dęte westchnienia, które przybierają postać
dronów. Druga improwizacja zdaje się być jeszcze bardziej poddana dyktatowi ciągłej
zmiany. Przez moment flow ciągnie tu
mrocznie brzmiący kontrabas, potem dostajemy się w chmurę szumów i
instrumentalnego gadulstwa, napotykamy także na momenty onirycznej ciszy. Z
kolei faza dłuższych artykulacji zdobiona jest przez efektowne burknięcia tuby,
wsparte na strunowych zdobieniach. Kameralne pociągnięcia pędzlem melodyjnych
strunowców i dęte pokrzykiwania pięknie ścielą nam przestrzeń pod kilka
duetowych akcji – głosu i wspomnianej tuby, potem zaplątanej w elektronikę gitary
i puzonu, wreszcie saksofonu i skrzypiec. Intrygująca jest także krótka faza
dętych, niemal ptasich dyskusji półsłówkami. Po upływie 20 minuty orkiestra na
moment efektownie rozkwita wiedziona aktywnością perkusjonalisty, po czym staje
po kolana w gęstej ciszy. Zaczyna się budowanie finałowego, niezwykle zmysłowego,
acz bardzo cierpliwego, temperowanego crescendo.
Od leniwych oddechów, przez plejadę shots-cuts
kreowane już na pewnej rytmicznej bazie, po eksplozję instrumentów dętych, niesioną
ku górze ekspresją wokalisty. Ognisty finał zostaje tu perfekcyjnie doprowadzony
do śmiertelnej ciszy, która ewokuje burzę oklasków.
King Übü Örchestrü Roi
(FMR Records, CD 2022/23). Mark Charig – kornet, Hans Schneider –
kontrabas, Erhard Hirt – gitara, elektronika, Paul Lytton – instrumenty perkusyjne,
akcesoria akustyczne, Stefan Keune – saksofon sopranowy, Matthias Muche –
puzon, Axel Dörner – trąbka, Melvyn Poore – tuba, Phillipp Wachsmann –
skrzypce, elektronika, Alfred Zimmerlin – violincello
oraz w roli gościa Phil Minton - głos. Nagranie koncertowe, Dialograum Kreuzung, St. Helena, Bonn,
wrzesień 2021 roku. Dwa utwory, 62:10.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz