Duet dark ambientowych gitarzystów – Dirk Serries i Hellmut Neidhardt, artysta ukrywający się pod enigmatycznym szyldem N – świat gatunku, i nie tylko, zna od lat i ceni szczególnie mocno. Panowie pracują od zawsze pod szyldem Scatterwound i cyklicznie raczą nas wspaniałymi, mrocznymi opowieściami, które nie mają początku, ani tym bardziej zakończenia.
Najczęstszym wydawcą duetu jest niemiecka Midira Records,
która u progu nowego roku uraczyła nas zbiorem trzech występów Belga i Niemca, zarejestrowanych
w trakcie różnych ważnych okolicznościach koncertowych. Dwa z nich są
nagraniami pure duetowymi, a w trzecim
pojawia się gość z bardzo nietypowym, jak na kanony gatunku, instrumentarium w
postaci fortepianu. Zatem powodów, by nad tym umiarkowanie długim (jak na
trójpak) albumem pochylić się z należytą pieczołowitością znajdziemy całe
mnóstwo.
Panowie S i N startują z poziomu ciszy niemal zupełnej.
Snują leniwe strugi mrocznego półdźwięku, które z jednej strony przypominają
wartki, górski strumień, z drugiej szmer nadlatujących śmigłowców. W tej mozaice
fonicznych płynów możemy także usłyszeć delikatny chrobot gitarowych
amplifikatorów. Muzycy z każdą pętlą nabierają wiatru w żagle, sycąc narrację
zgrzytającym piaskiem i skowytem głuchej, niekończącej się przestrzeni
koncertowej lokalizacji. W magmę ambientu utykają także pojedyncze plamy
post-gitarowego zgiełku.
W połowie nagrania improwizacja dość niespodziewanie tłumi
się do poziomu szumów i delikatnych skwierczeń. Muzycy z mozołem budują zatem
nową opowieść. Siłę i moc twórczą zdają się czerpać z pomruku otoczenia i szumiącej
ciszy. Lewa flanka nieznacznie trzeszczy, prawa frazuje bardziej czystym
dźwiękiem. Po niedługiej chwili obie strony zaczynają charczeć i inicjować
marsz w kierunku finałowej ściany dźwięku, która zdaje się być naturalnym
punktem docelowym dla każdej improwizowanej porcji dark ambientu. Kończą w krzyku, broczą w trudzie zakończenia. Te ostatnie
trwa tu wyjątkowo długo, jest definitywnie urokliwe i precyzyjnie skonstruowane.
Roadburn 2018
Tym razem nasi bohaterowie lądują na dużym festiwalu, który
lubi soczystego porcje zmutowanego rocka. Zatem od startu pokazują, iż nie
znaleźli się tu przez przypadek. Przypominają dwa chroboczące i skwierczące
rockowym fuzzem zwierzęta, czające się na brzegu puszczy. Nawet syntetyczne w brzmieniu
tło ich pieśni otwarcia dalekie jest od ambientowej smukłości. Z czasem melodia
backgroundu przejmuje jednak ster, a
rockowe gitary na kilka chwil chowają się w zatęchłych garażach. Improwizacja jest
gęsta i intensywna, ale nieco lżejsza od koncertowej introdukcji. Po kilku nawrotach
obie gitary chwytają jednak sfuzzowanego bakcyla i idą ku ścianie zagłady.
Po jej pokonaniu muzycy nieznacznie tracą moc, ale budowanie
nowego znów zaczynają od rockowego samowyzwalacza. Tym razem ich droga dojścia
do celu wiedzie innymi, bardziej krętymi ścieżkami. Najpierw zdają się ginąć w
mrocznym echu, potem łapią nowe porcje prądu, tudzież strzępy mocy z gitarowych
przetworników i po chwili namysłu kierują się na szczyt. Finałowa faza koncertu
przypomina już nalot dywanowy, pełna jest efektownych fajerwerków, ale samo
zakończenie wydaje się szybkie, nieco enigmatyczne.
Moving Noises 2019
Koncert otwiera pianistka, która buduje efektowną, niemal
demoniczną introdukcję inside piano. Perkusjonalne
szelesty i drobne dźwięki z samego dna pudła rezonansowego ścielą się
narastającą chmurą delikatnego, gitarowego ambientu. Ten ostatni zdaje się tu płynąć
na wyraźne zawołanie pianistki, która pociera struny w pewnej rytmicznej
sekwencji. Z czasem gitary przejmują strumień narracji i systematycznie kreują
opowieść wedle kanonów ambientowego rytuału. Jeden wątek wydaje się być nad
wyraz syntetyczny, drugi bazuje na mantrycznie powtarzanej sekwencji dość
dynamicznie rysowanych riffów.
Wraz z upływem czasu fale ambientu stają się coraz potężniejsze,
przy czym pierwszy wątek śpiewa, drugi nurza się w mrocznym błocie. Piękny uploading przypomina teraz chmury
rozwrzeszczanego post-hałasu, które wzajemnie się przenikają. Po osiągnięciu
szczytu strumień gitarowej narracji przechodzi w fazę wygaszania, a na froncie
pojawia się nieco zapomniane piano, znów sycące improwizację dźwiękami
preparowanymi, tym razem wszakże silnie ustrukturyzowanymi rytmicznie. Z
klawiatury i dna fortepianu płyną frazy, które gaszą koncert umierającym beatem.
Scatterwound TL
(Trilogy Live) (Midira Records, 3CD 2023). CD1: P.H/ Platzhirsch 2017, Dirk Serries – gitara oraz N – gitara, St. Joseph Church (Duisburg/Niemcy).
CD2: R.B/ Roadburn 2018, Dirk Serries
- gitara oraz N – gitara, 013
(Tilburg/ Holandia). CD3: M.N/ Moving
Noises 2019, Dirk Serries – gitara, N – gitara oraz Martina Verhoeven – piano, Christuskirche (Bochum/Niemcy). Trzy
improwizacje, łącznie 122 minuty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz