Ta opowieść zaczyna się w punkcie XXS. Pokonuje kolejne szczeble śmiertelności, potyka się o M, łamie kark na L, aż osiąga boskie stadium XXL. Stawia pytania o istotę dźwięku i pozostawia je ogołocone ze złudzeń, bez szans na jakąkolwiek odpowiedź.
XXS. Czarny
klawisz fortepianu wydaje pierwszy, wyjątkowo głęboko skrywany dźwięk. Obok
rezonuje metalowy przedmiot, który może okazać się brakującym elementem zestawu
perkusyjnego. Mikrofoniczne zdarzenia idą równym krokiem, formując się w post-industrialną
balladę, w stabilną strugę post-hałasu. Struny piana drżą głuchym, matowym
wrzaskiem. Na perkusyjnym werblu dewastowane są kolejne przedmioty. Egzystencjalne
pytania o źródło dźwięku.
XS. Na struny
piana upuszczane są przedmioty, które skaczą niczym ołowiane, polne koniki. Na
werblu gotuje się woda, dzieje się tysiąc akcji jednocześnie. Post-akustyczne
tortury, masywny oddech plajtującego zakładu mechaniki pojazdowej.
S. Klawisze
fortepianu pracują z echem, na potencjometrze mocy stadium minimalistyczne. Na
glazurze talerzy skaczą małe, perkusyjne pałeczki. Krok taneczny, doposażony w
ćwierć melodie piana. Perkusjonalne akcesoria metalicznie szeleszczą. Strumień
narracji gęstnieje, niektóre przedmioty zaczynają śpiewać. Przed oczyma artystów
staje ściana hałasu.
M. Szeleszczący,
na poły dźwięczny korowód zdarzeń fonicznych płynie z nieokreślonego kosmosu
martwej przestrzeni. Przypomina strugę wody, która gasi żar metalowych przedmiotów.
Jego małe kawałki zaczynają tańczyć jak opętane. Atakują w postępie
geometrycznym. Część z nich brzmi niczym zdewastowany klawesyn, część zdaje się
być efektem boleści, jakie rodzą się na ledwo żywej glazurze werbla. A może to gitara
zapętlona w chmurze meta rockowych riffów.
Wszystko zdaje się teraz piszczeć, polerowane na matowy połysk.
ML. Smutne pieśni,
metaliczne, rezonujące post-dźwięki, zabawny efekt maltretowania fortepianowych
strun i perkusyjnych naciągów. Ta akurat opowieść ma swój rytm i drobiny
słonecznych promieni. Psychodeliczny ragtime
piana wsparty na perkusji, która uprawia bezczelny drumming. A wszystko przeciśnięte przez złamane filtry nieistniejącego
amplifikatora.
L. Wielkie szumowisko
wprost z werbla, głuche oddechy klawiszy. Ta historia toczy się przy huku
armatnich wystrzałów, jest gęsta jak błoto w bucie martwego żołnierza, ale pełna
nostalgii, dynamicznie serwowanej nam przez wybudzonego z koszmarnego snu pianistę.
XL. Niektóre przedmioty
drżą, inne szeleszczą ułamkiem dźwięku. Na strunach piana pracują perkusyjne pałeczki,
na werblu moszczą się dźwięczne przedmioty domowego nieużytku. Wolne, minimalistyczne
spazmy, z odrobiną życia pomiędzy palcami, kaleczące się każdym wydarzeniem. Potem
szczypta ogłady, gdy struny śpiewają, a werbel drży, zgrzyta i łamie kości. Industrialny
taniec, który najpierw nabiera mocy, potem minimalistycznym trybem osiąga
wieczne uspokojenie.
XXL. Finałowe śmiertelności
na werblu, wyrywanie strun z trzewi pudła rezonansowego. Ta opowieść zdaje się
mieć post-klasyczną melodykę. Przypomina balladę zabłąkanych terrorystów. Tuż
przed upływem czterdziestej dziewiątej minuty improwizacja dwóch szaleńców kona
w bezmiarze post-akustyki. Świat fortepianu, z jego białymi i czarnymi klawiszami,
perkusja doprowadzona do stadium agonii – istota niektórych dźwięków nigdy nie
będzie już taka sama.
Adam Gołębiewski & Witold Oleszak Unisex (Antenna Non Grata, CD 2023).
Adam Gołębiewski – perkusja, obiekty oraz Witold Oleszak – fortepian
preparowany. Data i miejsce nagrania do wiadomości wydawcy. Osiem improwizacji,
48:49.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz