Londyn to miasto-galaktyka - wielkie, pełne kontrastów, przenikliwie piękne niczym najlepsze obrazy surrealistów w Tate Gallery, niebywale szalone i równie zagadkowe. Jednak centrum współczesnego świata muzyki improwizowanej umiejscowione jest dość daleko od zacnego Big Bena czy intrygująco przereklamowanego Tower Bridge.
Półgodzinna jazda dowolnym środkiem komunikacji z The City prowadzi
nas do rejonu zwanego Dalston, który dwie dekady ścielił się porzuconymi
strzykawkami i powszechnym brudem, dziś zdaje się być centrum naszej ukochanej
muzyki i definitywnie nie tylko jej. W promieniu kilkuminutowego spaceru
znajdziemy tu kilka najważniejszych przybytków kultury free impro/ free jazz, w
tym cel naszego wczesnokwietniowego wypadu do Londynu – Cafe OTO.
W rzeczonym zaś klubie od progu wita nas Evan Parker,
najważniejszy artysta muzyki swobodnie improwizowanej w stanie czynnej aktywności
zawodowej i zaprasza na osiemdziesiąte urodziny. Dwudniowy festiwal, trzy sesje
koncertowe, siedem setów - wszystko wykoncypowane i skompilowane przez zacnego
Jubilata. Nie mogło nas tam nie być.
Na dobry początek, u progu sobotniego wieczoru, duet Spring Heel Jack, czyli Ashley Wales i John Coxon – jeden na odtwarzaczach kompaktowych, drugi na
gramofonach, a pośród nich Evan Parker,
który w okolicznościach syntetycznych brzmień zawsze sięga po saksofon
sopranowy, bo jak sam twierdzi, tenor w takich sytuacjach przypomina słonia w
składzie porcelany. SHJ dostarczają nam spokojną, niekiedy wręcz oniryczną
powłokę dźwiękową, która niesie soczysty sopran od bram mroku po niebieskie
sklepienia. Zdaje się, że idealny pomysł na poły relaksacyjne otwarcie
uroczystości urodzinowych.
Po smakowitej przystawce czas na danie główne. Jubilat
przesiada się na saksofon tenorowy, a u jego boku sadowią się Barry Guy na kontrabasie i Paul Lytton na perkusji. Najlepsze od
czterdziestu lat trio swobodnej improwizacji nie szczędziło nam wrażeń.
Nieforsujący tempa, ale bardzo precyzyjny w dozowaniu ekspresji saksofonista,
mistrz stawiania perkusyjny zasieków, drummer pracujący głównie na werblu, ale
masą perkusjonalnych przedmiotów, no i kontrabasista, tu w roli naczelnego
kreatora, muzyczny erudyta, ciągle w mistrzowskiej formie, także pod względem
fizycznym. Panowie na scenie mieli łącznie 234 lata i wszystko wskazuje na to,
iż pozostaną na niej po wsze czasy.
Niepozbawiona słońca i definitywnie niedeszczowa niedziela proponowała dwa urodzinowe torty. Pierwszy z nich we wczesnych godzinach popołudniowych przyniósł aż trzy sety. Najpierw Mark Sanders Percussion Quartet z udziałem lidera, Milesa Lewina, Jima Bashforta i Tymka Jóźwiaka. Standardowy zestaw perkusyjny, small drum kit, wielki talerz i perkusjonalia z bongosami tworzyły tu poważny aparat wykonawczy, który budował spokojną, czują na niuanse brzmieniowe polirytmię. Muzycy w trakcie występu zamieniali się instrumentami, co kreowało dodatkową dramaturgię. Niedługo potem miała miejsce kolejna urodzinowa smakowitość – solowy występ Johna Edwardsa na kontrabasie. To przykład muzyka, który nigdy nie przestaje zaskakiwać, tu dodatkowo zdawał się być wyposażony w niekończącą się energię kreacji. Wspaniały set!
Podsumowanie popołudniowego koncertu, to występ wszystkich
muzyków, który tego dnia już zagrali oraz Parkera, tu dzierżącego w dłoniach
saksofon tenorowy. Kolejny spektakularny występ, który klasyczne, free jazzowe
trio Parker/Edwards/Sanders przyniósł
w świat perkusjonalnej, wielowymiarowej polirytmii. Całość przypominała
zjawiskowy okręt niesiony wielkimi, tenorowymi podmuchami powietrza, a wsparty
na rozhuśtanej bazie rytmicznej Percussion Quartet.
Urodzinowy capstrzyk zwieńczył wieczorny koncert, który przy
okazji był też celebracją urodzin innej legendy muzyki improwizowanej, czyli Alexa von Schlippenbacha, kończącego
tego dnia 86 lat. Muzyk zagrał w towarzystwie swojej żony, niemniej legendarnej
pianistki Aki Takase. Para używała
wszakże jednej klawiatury, udanie nawiązując do jednej z ich ostatnich
koncepcji artystycznych, czyli koncertu
na cztery ręce. Ów performance wywołał u publiczności spazmy emocji i
euforii, ale płynęła ona zapewne głównie z faktu obecności na scenie tych,
jakże wiekowych już muzyków, nie zaś z artystycznego punktu widzenia.
Na zakończenie urodzin Evan przygotował danie specjalnie – silnie eksplorowany w ostatnich latach, elektroakustyczny duet Trance Map z Mattem Wrightem, dźwiękowym designerem, na potrzeby koncertu został rozszerzony do oktetu. Na scenie OTO pojawili się goście dnia poprzedniego – Barry Guy na kontrabasie i Paul Lytton, tym razem perkusjonalia i elektronika, a także grupa nowych postaci imprezy – Pat Thomas na elektronice, Hannah Marshall na wiolonczeli, Ned Rothenberg na klarnecie i Peter van Bergen na klarnecie basowym. Parker, co oczywiste, zabrał teraz na scenę saksofon sopranowy. Muzycy zbudowali nam dzieło niemal epickie, gęste od dźwięków, pełne emocji, niebywale intensywne, choć prowadzone w spokojnym tempie, nastawione na brzmieniowe smaczki, świetną kooperację i stylowe akcje w podgrupach. Świetną robotę realizowała tu cała załoga elektroników, ale najpiękniejsze frazy płynęły ze strony instrumentów akustycznych, szczególnie klarnecisty, wiolonczelistki i kontrabasisty. Uff, jakiż to był spektakl!
Happy Birthday Dear Evan, see you at 90’ Celebration!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz