Czas na kolejny suplement do stosunkowo bogatego już zbioru
opowieści Trybuny o Johnie Stevensie,
a także jego znamienitej formacji muzyki swobodnie improwizowanej – Spontaneous
Music Ensemble.
Jeśli za najwybitniejsze dokonanie w/w formacji uznamy wydawnictwo
Quintessence (Eighty Five Minutes) – i raczej nie ma, co do tego faktu, specjalnej
dyskusji wśród garstki szaleńców, których ostro kręci free improvisation – to
śmiało za najciekawszy, poniekąd muzycznie najwspanialszy przykład edycji SME,
która funkcjonowała dłużej i pozostawiła po sobie więcej niż jedną genialną
płytę, uznać należy kwartet Stevens – Watts – Herman - Tippetts, koncertujący i
nagrywający przez kilka miesięcy roku 1971.
Zarys tejże edycji SME i jej główną spuściznę wydawniczą,
wylistowałem w drugiej części monografii grupy (dostępnej oczywiście na Trybunie). Teraz czas najwyższy wgryźć
się nieco w szczegóły i uszeregować fakty historyczne, a także dorzucić garść
refleksji, uzasadniających tezę postawioną w poprzednim akapicie.
U progu roku 1971, John Stevens i Trevor Watts mieli już za
sobą kilka lat istotnych eksperymentów w ramach muzyki swobodnie
improwizowanej. W roku bezpośrednio poprzedzającym okres nas interesujący, m.in.
rozsiali spory artystyczny ferment nagrywając dość szczególną płytę, do
nagrania której zaprosili zarówno młodych, niedoświadczonych muzyków, jak i …
samą publiczność zgromadzoną w londyńskim The Crypt (maj ’70). Na tę
okoliczność Stevens postanowił przetrenować po raz kolejny swój pomysł na
kolektywną improwizację, mianowicie ideę Click
Piece and Sustained Piece (po opis tej metody twórczej odsyłam do
monografii SME). Warsztat z udziałem młodych muzyków i wciągniętej do zabawy
publiczności przerodził się w prawdziwie rytualny taniec wolnej improwizacji.
Jakże wspaniały był efekt końcowy, możemy posłuchać na krążku For You To Share (Emanem, wersja CD – 1998).
W parę miesięcy później, John zaprasza do gry w swym zespole
kolejnych dwóch młodych muzyków, kontrabasistę Rona Hermana i wokalistkę, a także
gitarzystkę Julie Driscoll (po mężu – Tippetts). Co ciekawe, ta druga ma za
sobą karierę wokalistki muzyki pop (stopień jej ówczesnej popularności trudno
mi dziś ocenić, ale drobna awantura o umieszczenie jej nazwiska panieńskiego przez francuskiego wydawcę, na okładce płyty SME, dowodzi, iż była dość…
popularna). Julie incydentalnie wzięła już udział w jednym z koncertów SME w roku 1969, ale epizod ten z dzisiejszej perspektywy trudno uznać za
istotny. Albowiem – wedle notatek Trevora Wattsa z tamtych czasów - dopiero drobne spotkanie „odsłuchowe” w Tangent Studios w Londynie, pod koniec marca
’71, było pierwszym poważnym liźnięciem wolnej improwizacji przez młodą
Angielkę. I to ten moment możemy śmiało uznać także za premierowe spotkanie Kwartetu,
który jest przedmiotem naszego dzisiejszego zainteresowania.
Trzymając się dalej faktów już bezspornych, potwierdzonych
diabelnie precyzyjną dyskografią Stevensa, autorstwa Phila Wilsona, zauważmy,
iż w dniu 25 kwietnia tamtegoż roku w Camden Theatre, w Londynie, Kwartet SME
dokonuje dwóch rejestracji na potrzeby tamtejszego radia publicznego. Jedna dla BBC 1 i audycji Sounds Of The Seventies, druga dla BBC 3
- audycja Jazz in Britain. Ta
pierwsza okoliczność skutkuje niespełna 15 minutowym zestawem pięciu utworów. Wśród
nich m.in. kompozycje Stevensa Rhythm Is
i Nothing, które będą w przyszłości
inspiracją dla wielu rejestracji, a także swobodny fragment opisany jako Sustained Piece. Druga sesja przynosi
blisko półgodzinną, dość swobodną improwizację w jednym odcinku, zawierającą fragmenty,
które możemy potraktować jako swoiste szkice bazowe dla działań improwizacyjnych zespołu. Szkice te będą podstawą wszelkich działań artystycznych Kwartetu w kolejnych miesiącach – One. Two. Albert Ayler, Birds Of A Feather, Chains, a także Click Piece. Sesja dla radiowej trójki od 2007 roku
dostępna jest na krążku Frameworks, fragment Quartet Sequence (Emanem Records).
Niespełna dwa tygodnie po sesjach radiowych, Kwartet SME, a
także jego rozbudowana wersja bigbandowa,
koncertuje w Notre Dame Hall, w Londynie. Jest 7 maja 1971r. – Orkiestra
rejestruje marszowy Let’s Sing For Him (a
march for Albert Ayler), a zaraz po niej na scenie pozostaje Kwartet,
który improwizuje przez blisko 25 minut (szkice: One. Two. Albert Ayler, Birds Of A Feather, Nothing). Zarejestrowany incydent
koncertowy szczęśliwie ląduje na czarnym krążku Live Big Band and Quartet,
jakkolwiek fizycznie ma to miejsce dopiero…. w roku 1979 (Vinyl Records). Po
dwudziestu latach od nagrania, niemiecki Konnex wznowi obie części winyla, ale
na dwóch osobnych CD (o fanaberiach tego labelu pisałem już przy okazji
opowieści o formacji Away Johna Stevensa).
Znów ledwie dwa tygodnie i kolejne wydarzenie w krótkiej,
ale jakże intensywnej historii Kwartetu. Czwórka naszych bohaterów ląduje na
tygodniowych feriach w dalekiej Norwegii. Koncert z 20 maja zostaje stosunkowo
udanie (pod względem akustycznym) zarejestrowany, a po latach (dokładnie
jedenastu) wydany na czarnej płycie przez Affinity Records. Zawiera długą,
blisko 45 minutową rejestrację szkicu znanego z poprzednich koncertów - 1.2. Albert Ayler, co przy okazji
stanie się nazwą całego wydawnictwa (do dziś bez edycji cyfrowej). Zabawne, sam
tytuł utworu jest roboczym określeniem, używanym przez muzyków w trakcie prób.
„Jeden-dwa” to po prostu wybicie rytmu przez perkusistę, a nazwisko wielkiego
saksofonisty określeniem stylu, w jakim będzie prowadzona improwizacja. Dzień
później Kwartet nagrywa program dla norweskiej telewizji. Do dziś nie udało się
ustalić, czy zarejestrowany materiał gdziekolwiek fizycznie przetrwał.
Następne udokumentowane spotkanie Kwartetu ma miejsce w
londyńskich studiach Polydor, 9 lipca 1971r. Być może fakt spotkania akurat tam, wskazywałby na możliwość wydania płyty w tej dużej wytworni, ale ostatecznie do tego nie dochodzi. W spotkaniu i rejestracji blisko 90-minutowego materiału
uczestniczą także goście z Ameryki – free jazzowy trębacz Bobby Bradford oraz
puzonista Bob Norden. Na pulpicie sterowniczym sekstetu i jego licznych podgrup
lądują zarówno gotowe kompozycje Bradforda, jak i skromne szkice pod improwizacje Stevensa, choć tym
razem nie napotykamy na tytuły, z jakimi mieliśmy do czynienia przy okazji
poprzednich spotkań. Te nagrania, zapewne, najdobitniej dowodzą bardzo
jazzowych korzeni samego Kwartetu SME, ale o szczegółach w dalszej części
naszej rozprawki. Koleje wydawnicze tej sesji też są niezwykle ciekawe. Po
trzech latach trzy z ośmiu zarejestrowanych fragmentów lądują na winylach
wydanym we Włoszech, Niemczech i Japonii, a tytuł płyta przybiera następujący – Bobby
Bradford
with John Stevens and The Spontaneous Music Ensemble. Na całość sesji
musimy poczekać kilka lat – prawa do nagrań przejmuje amerykańska Nessa Records
i wydaje dwa winyle (Volume One z
białą okładką,1980 i Volume Two z
czarną okładką,1981), a w roku 2009 dwupłytowy dysk, jak sądzę, z całym
materiałem z sesji lipcowej ’71.
Przy okazji mamy już pełnię lata 1971r. Kwartet postanawia
spędzić wakacje (oczywiście bardzo pracowite) we Francji. Między 25 a 30 lipca w Herouville
czwórka muzyków ciężko pracuje w okolicznościach studyjnych. Improwizowany materiał
z 27 lipca, na który składa się typowy dla Kwartetu zestaw naszkicowanych
inspiracji (One. Two. Albert Ayler, Birds
Of A Feather, Nothing i Chains),
wyjątkowo szczęśliwie udaje się francuskiemu wydawcy BYG przenieść na czarną
masę winylową i pokazać światu już w kolejnym roku. Mam na myśli krążek Birds
Of A Feather. Efekty pracy Kwartetu tegoż gorącego lipca, to jednak nie tylko niespełna 38 minut genialnej muzyki z w/w płyty. Kompetentne śledztwo
Phila Wilsona wykazało, iż gotowych do wydania było jeszcze osiem kolejnych fragmentów
muzycznych (m.in. znane już nam Rhythm Is,
a także improwizacje Click Piece i Sustained Piece), w tym trzy z gościnnym
udziałem Bob Nordena (puzon), którego poznaliśmy na poprzedniej sesji Kwartetu.
Niestety po drodze wytwórnia plajtuje, taśmy matki giną bezpowrotnie, a same krążki (źle wytłoczone, dodajmy)
zalegają magazyny na francuskiej prowincji (Stevens wyrusza po nie osobiście,
by odzyskać część pieniędzy). Po szczegóły tej karkołomnej wyprawy odsyłam do
monografii SME. Nie muszę już chyba dodawać, że nagrania francuskie nie
doczekały się wersji cyfrowej.
By efektownie zwieńczyć historię Kwartetu, sięgnąć musimy po
… notatki Trevora Wattsa (albowiem brak już danych o jakichkolwiek kolejnych zarejestrowanych nagraniach). Na początku września Kwartet pojawia się na
Festiwalu Muzyki Pop (sic!) w Palermo, a koncert kończy się awanturą z
nieprzygotowaną na trudniejsze
dźwięki publicznością. Wedle relacji świadka część publiki domaga się piosenek
Julie Driscoll (zatem była jednak dość popularna, nie tylko na Wyspach), druga
część krzyczy i rzuca na scenę śmieci zawinięte w gazety (uff!). I jeszcze
jeden epizod. Jeśli pamięć nie zawodzi Trevora, grupa w tym składzie, w tymże
samym wrześniu, koncertuje w Paryżu, na Festiwalu Humanite.
Tyle historii. Brak danych o kolejnych incydentach Kwartetu.
Julie pojawi się jeszcze na scenie wraz z rozbudowanym składem SME, na
londyńskim koncercie w pierwszych dniach października i to będzie ten ostatni
raz.
Reasumując, historia kwartetu Stevens – Watts – Herman - Tippetts, to
pięć zarejestrowanych spotkań koncertowych lub studyjnych, dwa i pół winyla,
podwójny kompakt i niespełna pół godziny muzyki na kolejnym. Plus kilka
koncertów w trakcie tych kilku miesięcy, gdy Julie Tippetts brała udział w
szalonej improwizacyjnej zabawie w ramach Spontaneous Music Ensemble.
Jak już wyżej zasugerowałem, ta edycja SME wyjątkowo głęboko
tkwi korzeniami w muzyce jazzowej, wręcz free jazzowej. Oczywistym zdaje się
fakt, iż osoba Alberta Aylera jest tu główną inspiracją. Roboczy tytuł jednego
ze szkiców, z jego nazwiskiem, stał się znakiem rozpoznawalnym formacji. Sam
Ayler zresztą był od zawsze prawdziwym muzycznym przewodnikiem Stevensa. Jak
donoszą jego rówieśnicy, gdy w trudnym dla siebie finansowo okresie perkusista
był zmuszony sprzedać całą swoją kolekcję płyt, pozbył się wszystkich, za
wyjątkiem krążków Aylera.
Cechy charakterystyczne Kwartetu, uzasadniające powyższe
inspiracje, to choćby wyraźnie zarysowana linia kontrabasu, który często utrzymuje stanowczy rytm improwizacji, użycie gitary i głosu ludzkiego (by dobrze
uchwycić hymniczność muzyki
aylerowskiej), a także oszczędna, kontrapunktująca praca perkusisty i niezwykle śpiewny
sopran Wattsa (co zresztą zawsze było jego silną stroną).
Dorobek Kwartetu podzielić można na dwa skromne podzbiory. W
pierwszym z nich odnajdujemy owe szkice dla
improwizacji, penetrowane przez Kwartet w ścisłym składzie, wedle kilku
kierunkowskazów. Na początek motyw przewodni, czyli One. Two. Albert Ayler (wyliczanka Stevensa), który płynnie zamienia się
w szkic Birds Of A Feather (ang. określenie
idiomatyczne: ciągnie swój do swego),
a ten z kolei łagodnie uruchamia Nothing
(…is really Something) z dużą rolą wokalistki, by na koniec płynnie dotrzeć
do wieńczącego dzieło Chains Of Freedom.
Każdorazowo w w/w szkice wplatane są stałe elementy kolektywnej improwizacji, zarówno
„klikające” (Click Piece), jak i „trwające/zawieszające”
(Sustained Piece). Na przestrzeni
kilku miesięcy i czterech płyt prześledzić możemy, jak buduje się w Kwartecie
jakość improwizacji, rośnie synergia wewnątrz grupy i wzajemna empatia muzyków.
Niesamowicie dojrzewa wokalistyka Julie, która początkowo po prostu śpiewa, w
trakcie kolejnych spotkać już krzyczy (Nothing
Is Really Something!!!), by pod koniec tej historii genialnie improwizować,
pokazując przy okazji niebywałe możliwości głosowe. Julie intensywnie rośnie w
naszych uszach także jako gitarzystka. Początkowo gra gdzieś w tle cichymi
akordami, by we francuskiej edycji już wytrwanie improwizować, wspaniale łącząc
się w tym trudzie ze swoim głosem i saksofonem sopranowym Wattsa. To właśnie ta
kooperacja, to niemalże fizyczne zjednoczenie głosu, gitary i sopranu jest
największą wartością Kwartetu.
Druga część dorobku Kwartetu sprowadza się do sesji z 9
lipca, czyli wersji sekstetowej z Bobby Bradfordem i Bobem Nordenem. To tu
szczególnie silnie słyszymy jazzowe korzenie SME. Pierwsze trzy utwory, to
zresztą dynamiczne kompozycje trębacza (uwaga, Watts sięga po alt!), które
śmiało możemy przypisać do kanonu wybitnych dzieł free jazzu. Potem dzieją się
już prawdziwe cuda. Wszelkie dostępne źródła wiedzy o sesji nie wskazują, którzy dokładnie muzycy uczestniczą w poszczególnych utworach, zatem zdać się
musimy na własny słuch. Kluczowe wydają się tu dwa najdłuższe fragmenty,
trwające po blisko 20 minut. Tolerance/
To Bob to Kwartetowa eksplozja swobodniej improwizacji, delikatnie
zdobiona trąbką Bradforda, zaś Rhythm
Piece, to prawdziwy popis Julie, która szczytuje artystycznie, mając do
pomocy skromny background ze strony
Stevensa i silne wsparcie kontrabasu Hermana, który wchodzi z nią w piękną
kooperację. Jeśli dodamy do tego zestawu uroczą zabawę w trio (Norway), gdzie Julie śpiewa pod pięknie
rozwichrzone harmonie trąbki i altu, to obraz wyjątkowego spektaklu wolnej
improwizacji - silnie wszakże osadzonej w estetyce jazzowej - będzie już pełen. Gdzieś pomiędzy tymi szaleństwami buszuje puzon Nordena,
który choć na płycie gra najmniej, zawsze wie, co w danym momencie dopowiedzieć.
Paru szczęśliwców posiada czarne krążki, które wyżej przywołałem,
paru kolejnych jest w posiadaniu ich rip-ów winylowych (w tym niżej podpisany).
Reszcie pozostaje eksploracja CD Frameworks
i 2 CD Bobby Bradford With John Stevens… Nie sądzę, by wejście w ich posiadanie było
nadmiernie trudne.
Zazdroszczę wszystkim tym, którzy jeszcze tej muzyki nie
pochłonęli. Ile wspaniałych przeżyć przed Wami!
Ps. Reprodukcje okładek winylowych płyt, omówionych w tej opowieści, znajdziecie w części 2 monografii SME, dostępnej na Trybunie.
Hello : I have written a study - essay on the SME & John Stevens in 2007 issued in the Improjazz Magazine
OdpowiedzUsuńPlease tell me if you need it (the text)
OdpowiedzUsuń