Każdy dzień obcowania z muzyką improwizowaną, w jakimkolwiek
zresztą wymiarze gatunkowym, utwierdza mnie w przekonaniu, iż podtytuł tego
bloga – Improwizowany Przewodnik w
Czasach Nadprodukcji Dźwięków – ma pełne uzasadnienie merytoryczne. Każdy tydzień przynosi bowiem nowe tytuły
wydawnicze, a Wasz autor w pocie czoła słucha, słucha i słucha, a potem kreśli
mniej lub bardziej niezgrabne opowieści na ich temat.
Być może bardziej wnikliwi Czytelnicy Trybuny Muzyki Spontanicznej dostrzegli w prawym jej rogu nową
rubrykę „Odsłuchy Premierowe – wstępne rekomendacje” (uwaga! wersja telefonowa bloga nie daje do niej
dostępu). To właśnie tam dzielę się z siecią globalną swoimi pierwszymi
wrażeniami po przesłuchaniu nagrania, arbitralnie orbitując pomiędzy
poszczególnymi odczuciami, sprowadzonymi do prostego podziału low-middle-high
(których ekspresyjność podkreślam odpowiednio kolorem czerwonym, żółtym i
zielonym).
Dziś zatem czas na drobne resume ostatnich kilku tygodni w
zakresie wydawnictw, jakie w różnym formacie, wylądowały w moich urządzeniach
służących do odbioru muzyki. Na ogół są to rzeczywiście prawdziwe świeżynki (a zatem wyedytowane w roku
bieżącym lub bezpośrednio go poprzedzającym), ale w ramach wartościowych
(jakkolwiek) dodatków, pojawią się poniżej także płyty z datą o 3-4 starszą od
wyżej przywołanych.
BodaBoda
Duo & Peter Brötzmann Modern
Persuasion (Tyrfing Music, LP 2015)
Starszyzna na dobry początek. Peter Brötzman (rożki), nasz
tegoroczny jubilat (75 wiosen dzwon już wybił), w ciekawym i niezwykle
dynamicznym spotkaniu z duńskim BodaBoda Duo, którego personalnymi elementami
składowymi są Jakob Thorkild (gitara elektryczna) i Bjřrn Heebřll (perkusja).
Krótkie i zwarte spotkanie koncertowe z kopenhaskiego The Village. Całość,
wydana na winylu przez zupełnie mi nie znany podmiot wydawniczy, trwa mniej
więcej 35 minut, zatem nie jesteśmy narażeni na jakiekolwiek dłużyzny. Gitara z
prądem nie męczy, Peter dmie jak zwykle konkretnie i na temat, perkusista nie
przeszkadza. Zatem płyta udana po każdym względem. Brak tu rzecz jasna
szczególnej maści nowatorstwa, ale zdecydowanie podsumowujemy Nowoczesną Perswazję skromnym high!
Peter
Brötzmann/ Steve Swell/ Paal Nilssen-Love
Krakow
Nights (Not Two Records, 2015)
Luty roku ubiegłego, krakowska Alchemia, a na scenie obok
niestrudzonego Brötzmanna i jego dużo młodszego kompana niejednej muzycznej
przygody Nilssena-Love, starszy Pan zza Wielkiej Wody z kompetentnym puzonem,
czyli równie doskonale nam znany Steve Swell. Być może to właśnie jego
delikatnie wyciszenie, szczypta melancholii w tonie instrumentu, czy dalece tu
programowa nieśpieszność, sprawiają, że opowieści snute przez trio w wymiarze
blisko 75 minut długimi fragmentami nie tryskają free erupcją, do której – mimo zaawansowanego wieku – ciągle zwykł
nas zapraszać Brötzmann. Oczywiście mamy tu kolektywne zwarcia w półdystansie,
a odpowiednia dawka hałasu jest nam dana, jednakże w Krakowskich Nocach śmiało możemy doszukać się luźnej wymiany myśli
i kilku udanych solowych popisów (brawo Swell!). Paal w tym całym ambarasie toczy
zmyślne pętle, a ja mogę się jeszcze pozastanowiać nad krótką notką, bo ciągle
nie wiem, czy to middle, czy już jednak
high.
Borah
Bergman/ Peter Brötzmann/ Frode Gjerstad Left (Not Two Records, 2016)
Ostatnie już w tej opowieści spotkanie z rurami Petera
Brötzmanna. Tym razem – choć płyta datowana jest na rok bieżący – mamy jednak
do czynienia ze starszym nagraniem, bo sprzed 20 lat (rejestracja z Festiwalu
Jazzowego w norweskim Molde, z lipca 1996r.). Peterowi towarzyszy jego dobry
znajomy, poniekąd gospodarz przedsięwzięcia, Frode Gjerstad i w tym gronie prawdziwy
weteran (rówieśnik Milesa Davida i Johna Coltrane’a, przy tej okazji
koncertowej już 70-latek), amerykański pianista Borah Bergman. Ten ostatni to
prawdziwy freejazzowy zakapior i pianista naznaczony dużym arsenałem natręctw,
typowych dla tego sortu muzyków (innym słowy, gra na ogół dużo i nie zawsze
dopuszcza go głosu współpartnerów). Jego koncertowe zderzenie z takimi
saksofonowymi petardami, jak Frode i Peter, mogło skutkować eksplozją hałasu o
skutkach trudnych do oszacowania. Na szczęście w ogóle tego nie doświadczamy. Co
prawda sama okładka sugeruje (wielkością czcionki, jaką podane są nazwiska
muzyków), iż postacią główną koncertu jest jednak Borah (a w konsekwencji –
jego natręctwa), to i w tym aspekcie spotyka nas miłe zaskoczenie. Hałas w
edycji free jak najbardziej, ale w dawkach absolutnie przyswajalnych. Do tego
sporo udanej kolektywnej pogadanki na temat, a także wiele momentów, gdy
Bergman niespodziewanie milczy, a dwa czupurne saksofony pięknie interferują w
ciekawych rejestrach, co podnosi jakość całości koncertu w stopniu znaczącym.
Reasumując – zdecydowanie pozostajemy przy rekomendacji high.
Frode
Gjerstad/ Luis Conte Mirror
Edges (FMR Records, 2013)
Monkey Plot & Frode Gjerstad Monkey Plot & Frode Gjerstad (FMR Records, 2015)
Pozostańmy przez chwilę przy norweskim saksofoniście i
przywołajmy dwie jego płyty, poczynione z muzykami, których z pewnością nie
znacie, są to bowiem osoby, których koleje muzycznego życia są jeszcze
zdecydowanie niezbadane (co więcej, także w wielkiej sieci próżno szukać
rozbudowanych informacji).
Najpierw niespodziewane spotkanie Frode’ego z argentyńskim
klarnecistą Luisem Conte. Niespodziewane, bo poczynione w dopołudniowej porze
pewnego dnia w roku 2013, w Buenos Aires, w trakcie gdy Norweg miał przerwę w
podróży i czekał na…. samolot (rzecz miała miejsce dokładnie od 9.30 do 12.00
!). Czytając liner notes Latynosa,
mamy wrażenie, że było to dla niego niezwykłe przeżycie, tak w aspekcie czysto
artystycznym, jak i w wymiarze jego całkowitej przypadkowości. Trzy kwadranse
ciekawych studyjnych opowieści, nie rzadko w głośnych rejestrach, choć
zdecydowanie w umiarkowanych tempach. Określenie sonorystyka winno tu paść i zdecydowanie pada, wieńcząc zabawę na
poziomie high, jednakże z delikatną
podpórką middle.
Drugie spotkanie to rejestracja studyjna z Oslo, gdzie
Gjerstadowi towarzyszy trio Monkey Plot (Christian Winther, gitara, Magnus S.
Nergaard, bas i Jan M. Gismervik, perkusja). W toku dociekań odautorskich udało
się ustalić, iż muzycy ci wywodzą się prawdopodobnie z młodej, norweskiej sceny
rockowej, a ich spotkanie z Frode’em w roku 2014 było być może pierwszym
spotkaniem z muzyką improwizowaną. No i to – niestety – słychać. Wszyscy –
wbrew proweniencjom młodych Norwegów, o których wspomniałem w poprzednim zdaniu
– grają tu akustycznie i zdecydowanie w konwencji free improvisation. Mam
jednak wrażenie, że na tym etapie ich muzycznego rozwoju, progi okazały odrobinę
za wysokie. Frode stara się nieść muzyków w świat swobodnych improwizacji
naprawdę nieśpiesznie i bez przedawkowania skali trudności, ale i tak efekt
końcowy nie jest szczególnie frapujący. Mam tylko nadzieję, że ta lekcja free
improv nie poszła w las. Będziemy
śledzić uważnie dalsze losy Monkey Plot. A rekomendacja? Zdecydowanie i tylko middle.
Goat's
Notes Cosmic Circus (Leo Records, 2016)
Naprawdę miło jest czasami odpalić dysk stworzony przez
muzyków, których nazwiska nic ci nie mówią, a potem odebrać, dzięki
nieskomplikowanemu procesowi odsłuchu, zdecydowanie dużą porcję przyjemności. Taka
rzecz spotkała mnie w przypadku dziewięcioosobowej formacji Notatki Kozła i jej krążka Kosmiczny Cyrk. Ansambl jest personalnie
ciekawą kooperatywą rosyjsko-francuską (nagrania z francuskiego Tore la Rochelle i Moskwy, nomen omen). W zestawie instrumentów -
trzy dęciaki, pełna sekcja rytmiczna, zatem z fortepianem, no i aż trzy
instrumenty smyczkowe, niczym wisienka na torcie. Muzycy improwizują w
oparciu o gotowe kompozycje zdecydowanie jazzowej proweniencji, a smaczku tej
naprawdę udanej zabawie dodają rzeczone skrzypce, wiola i wiolonczela. To w
zasadzie dzięki nim, ich pazerności na przejmowanie inicjatywy w trakcie aż
piętnastu niedługich opowieści, ta płyta bezwzględnie mi się podoba i po więcej
niż premierowym odsłuchu spokojnie stawiam przy Cosmic Circus grupy Goat’s
Notes jakże adekwatne high.
Mats
Gustafsson This Is From The Mouth (Utech
Records, LP 2016)
Czas najwyższy zapodać konsekwentnie czerwone low. Ofiarą niech będzie kolejna próba
zaistnienia na niwie rockowo-noise’owej znakomitego szwedzkiego saksofonisty
Matsa Gustafssona i krótka – dzięki Bogu!!! – winylowa płyta To idzie prosto z paszczy. Dwóch perkusistów, podających nieskomplikowany
rytm (sam pewnie dałbym radę) i generator szumów i zgiełków, z którego w
drugiej części 17-minutowej, jedynej „kompozycji” na tym jednostronicowym
winylu, wyłania się ostro zmutowany pisk saksofonu (a jednak!). Jedyną zaletą
tej płyty jest długość jej trwania.
Przy okazji przywołania w tej opowieści postaci Matsa Gustafssona,
winien Wam jestem kilka zdań o krążku Melt
Tria Gustafsson/ Pupillo/Chippendale (Trost Records, 2016). Ale szkoda mi
czasu.
Oczywiście żyjemy w wolnym świecie (jakkolwiek trudne jest to
określenie w dzisiejszej rzeczywistości geopolitycznej), zatem każdy muzyk niech
gra, co mu na myśl tylko przyjdzie, ale mnie po prawdzie po prostu szkoda
energii doskonałego improwizatora na te jego szaleństwa rockowe (Fire!, spora
dawka płyt z Thurstonem Moorem, czy pozycje przywołane w tym bloku recenzji,
etc.). Co więcej, słuchając co raz rzadszych free improv produkcji Matsa (choćby ubiegłoroczne spotkania z
Agusti Fernandezem), mam wrażenie, że cierpi na tym jakość jego improwizacji. I to tyle w tym temacie.
Premature
Burial (Peter Evans/ Matt Nelson/ Dan Peck) The Conjuring (New
Atlantis Records, LP 2015)
Kolejny winyl w naszym dzisiejszym przeglądzie – Przedwczesny Pogrzeb (Premature Burial),
to bardzo interesujące trio, sformowane przez doskonale nam znanego
nowojorskiego trębacza Petera Evansa i mniej mi osobiście znanych – Mattsa
Nelsona (sax) i Dana Pecka (tuba). W żmudnym procesie stosunkowo swobodnych
improwizacji dwaj ostatni panowie korzystają niezobowiązująco z elektroniki i
efektów specjalnych, osiąganych na kilometrach kabli. Conjuring (Sztuczki Magiczne),
to ich pierwsze dziecię i to wcale nie przedwczesne.
Ledwie 35 minut muzyki (winyl ma swoje prawa!), podzielonej na cztery tytuły.
Zdecydowanie zyskuje przy częstym poznaniu (jak pięknie brzmi ta zmutowana
tuba!) – zatem z przyjemnością zmieniam pierwotne middle na docelowe high. I
liczę, że tytułowy Pogrzeb nie
dotyczy dalszych perspektyw współpracy tej trójki muzyków.
Purusha
(Postaremczak/ Traczyk/ Szpura) Cosmic
Friction (ForTune Records, 2015)
Czas na wątek krajowy w naszej opowieści. Pawła
Postaremczaka większość kojarzy zapewne z formacją Hera, Wacława Zimpela.
Rodzimy saksofonista tenorowy, o bardzo konkretnym i zdecydowanym soundzie, czerpiący pełnym garściami,
dodajmy umiejętnie, ze spuścizny po Johnie Coltrane’ie, realizuje się
artystycznie także bez udziału przywołanego wyżej klarnecisty. Pamiętam onegdaj
bardzo udany jego koncert w duecie z perkusistą Pawłem Szpurą w poznańskim
Dragonie (tak przy okazji – podjąłem całkowicie daremny trud spisania
wszystkich koncertów, na jakich byłem w
swym dość długim już życiu. Zapraszam do działu Pokrewne Namiętności i inne archiwalia, podstrona: Moje koncerty – Tu Byłem!!!).
A tu formacja Purusha, w składzie której, obok imiennika
perkusisty z w/w koncertu, odnajdujemy także kontrabasistę Wojtka Traczyka.
Cała trójka ma rodowód zdecydowanie poznański, ale nagranie Kosmicznego Nieporozumienia powstało w
Warszawie i jest rejestracją studyjną. Dysk trwa ponad pięćdziesiąt minut, a
Postaremczak, na ułamek sekundy nie wyjmujący instrumentu z ust, potrafi
perfekcyjnie utrzymać zainteresowanie słuchacza. Sekcja nie chce być tu gorsza,
brzmienie jest perfekcyjne (lekki brud na saksie – miód, malina!), a opowieści
skomponowane (tu szczególnie aktywny jest Traczyk), ale dające dużo przestrzeni
dla wyjątkowo kompetentnych improwizacji. Doskonała płyta i nie chce być
inaczej. Totalne high!
Ziv
Taubenfeld/ Shay Hazan/ Nir Sabag Bones
(Leo Records, 2016)
Brzmienie nazwisk muzyków
odpowiedzialnych za powstanie Kości
nie budzi wątpliwości, co do ich semickich korzeni. Młodzi Izraelczycy śmiało wkraczają
w mroczny świat muzyki improwizowanej i czynią to nad wyraz zgrabnie. Klarnet
basowy, bas, perkusja, kilka kompozycji Ziva, który robi tu w pewnym stopniu za lidera, sprawnie wyimprowizowanych i
czego chcieć więcej. Rekomendacja na razie middle,
ale z wyraźną tendecją w kierunku high.
Będziemy się bacznie przyglądać tej trójce.
Akira
Sakata/ Giovanni Di Domenico/ Roger Turner/ John Edwards 15.01.14 (OTOroku, 2016)
Jeśli OTOroku, to londyńskie Café Oto. Jeśli ten fajny
klub, to i kolejna (po Roscoe Mitchellu i Charlesie Gaylu) konfrontacja
weterana spoza Europy z wyjątkową kompetencją sekcją brytyjską – John Edwards/
Roger Turner. W roli zaproszonego japoński saksofonista Akira Sakata (tuż po 70
urodzinach), którego wspiera także włoski pianista Giovanni Di Domenico (tuż
przed 40 urodzinami, dla odmiany). Co ciekawe, to już druga kwartetowa przygoda
Sakaty w Cafe Oto (wcześniej za bębnami zasiadł Steve Noble). Rejestracja z
klubowego koncertu, krótsza niż trzy kwadranse, dostępna jest na razie tylko w
plikach elektronicznych, a zawiera bardzo jazzową muzykę, choć po prawdzie
improwizowaną bez specjalnych wskazówek przednagraniowych.
Sakata – jak wiemy z historii free jazzu – potrafi pohałasować, ale tu nie
czyni tego zbyt często. Sekcja gra jak Bóg przykazał, równo wedle miedzy, a na
tym tle ciekawie odnajduję pianistykę Włocha, którego przy okazji koncertu z Oto mam okazję słyszeć po raz pierwszy.
Mimo zadowolenia z odsłuchu, jedynie kategoria middle, głównie z uwagi na dużą wtórność tej muzyki. Choć wcale nie
narzekam.
Common
Objects (John Butcher/ Rhodri Davies/ Lee Patterson) Live In Morden Tower
(Mikroton Recordings, 2013)
Ładnie wydane, limitowane wydawnictwo Mikroton Recordings z
muzyką trójki, tak improwizatorów, jak i wytrawnych preparatorów dźwięku. Na
początek cztery minuty rozgrzewki dla Rhodri Daviesa i jego elektrycznej harfy,
potem niecałe pięć dla Johna Butchera, kilku saksofonów i drobnych urządzeń
wzmacniających dźwięk, a następnie ponad siedem dla Lee Pattersona oraz zestawu
kabli i skrzynek wzmacniających procesy
(cokolwiek byśmy tym mianem określili). Po
tak udanych przedbiegach, cała trójka melduje się na scenie Morden Tower w
Newcastle, by przez blisko 32 minuty realizować improwizację grupową. Jak
grupowo, to poniekąd wzniośle i konkretnie, i śmiało, i zdecydowanie wspólnie.
W dorobku wybitnego saksofonisty Butchera nie jest to z pewnością opus magnum, ale śmiało rekomendujemy na
high!
2° étage (Christine
Wodrascka/ Jean-Luc Cappozzo/ Gerry Hemingway) Grey Matter (NoBusiness Records, 2013)
Carlos
Alves Zingaro/ Jean-Luc Cappozzo/ Jérôme Bourdellon/ Nicolas Leličvre Live At Total Meeting (NoBusiness
Records, 2012)
Na sam już koniec dzisiejszej dość obszernej opowieści,
chciałabym definitywnie zarekomendować dwa nieco starsze krążki. Oba wydane
przez litewski NoBusiness Records, oba z udziałem francuskiego trębacza
Jean-Luca Cappozzo (z którym zresztą, nie dalej jak jesienią ubiegłego roku,
spotkałem się koncertowo przy okazji występu Globe Unity Orchestra na
warszawskim Ad Libitum).
Pierwszy krążek to bardzo swobodne improwizacje w wersji
studyjnej na trąbkę, piano i perkusjonalia. A te ostatnie w rękach znamienitego
Gerry'ego Hemingwaya (lata spędzone w kwartecie Braxtona nie będą mu zapomniane!).
Przyznam, że w tak rozwichrzonym improwizacyjnie zestawie jeszcze go nie
słyszałem. A wypada, tak jak cała trójka, znakomicie. Bezwzględnie high.
Drugi incydent litewski z udziałem Cappozzo, to kwartet z
Carlosem Zingaro (skrzypce) i dwójką mniej mi znanych francuskich
improwizatorów (flecista-klarnecista i perkusjonalista). Tym razem opowieść
koncertowa ze znanego niemieckiego festiwalu free improv. Też bardzo na temat i
z dużą dawką bardzo zmyślnych kooperacji na cztery głowy i ośmioro rąk. Tu
także, po pewnych wątpliwościach przy okazji odsłuchu premierowego, stawiam
wyraźne high.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz