Końcówka sierpnia ubiegłego roku, holenderska miejscowość
Neeritter, a na scenie tamtejszego klubu Jazzblazzt nasi ulubieńcy – Rodrigo
Amado na saksofonie tenorowym i Dirk Serries na gitarze, najpierw elektrycznej,
potem zaś akustycznej. Muzycy zagrają dwa sety, które po roku udostępni
brytyjski Raw Tonk Records na kasecie zatytułowanej… Jazzblazzt. Odsłuch całości zajmie nam 55 minut i 17 sekund.
Skromne podmuchy wiatru, wprost z chłodnej jeszcze tuby
saksofonu tenorowego, w zabawie w pytania i odpowiedzi z gitarą, która kreuje
małe fonie o brzmieniu, które może być zarówno efektem szarpania za struny
gitary elektrycznej, jak i akustycznej. Uprzedźmy przebieg wypadków – w
pierwszym secie, to jednak gitara z prądem. Już po kilkudziesięciu sekundach
portugalski saksofonista nabiera w usta pełną garść soczystej ekspresji i rozpoczyna
taniec na linie, wszystko czyniąc ze zwinnością baletnicy. W tubie free jazzowy
posmak, który z pewnością nie stanowi tu dla nikogo zaskoczenia. Gitara
świetnie komentuje ten stan rzeczy. W 5 minucie w owej tubie pojawia się drobna
ekspozycja solo, w którą gitara wgryza się sprawdzoną metodą call & responce. W 8 minucie muzycy wchodzą
w obszar dark silence – ciepłe
oddechy tuby i dyskretne piłowanie strun. Po kolejnych trzech minutach muzycy
ponownie są już w pełnym gazie, nawet skorzy do hałasowania w ramach małego
konkursu piękności. Free Jazz Blast as
well! W 16 minucie muzycy realizują udany pomysł na join stream, by po chwili ponownie zejść do obszaru ciszy – pogłos
gitary, slow flow saksofonu, improvised post dark ambient. Kolejny
etap, to cool jazzowa, balladyzująca
ekspozycja Amado, aż Serries milknie z wrażenia. Ten drugi powraca z kolejną porcją
ambientu, potem zaś, za obopólną zgodą, muzycy wspólnie gaszą płomień nie bez
drobnego, samoeskalującego się interludium. Brawo!
Drugi set rozpoczynają pojedyncze uderzenia saksofonu o nieistniejący
pulpit sterowniczy. Gitara prycha suchymi strunami akustycznymi, wchodzi wprost
do tuby saksofonu i plecie z nim niemal klasyczne, stevensowskie search & reflect! Surowa akustyka aż
lśni od wewnętrznego ognia. W 6 minucie Amado zaczyna miłośnie zawodzić, niczym
kojot na rykowisku, wskutek czego obaj muzycy bez chwili zawahania skaczą w …
jazzowy tygiel powściągliwości. W 10 minucie znów są w fazie ballady, która
nabiera wszakże mocy i rośnie niczym grzyby po deszczu. Po kolejnych minutach
jest już żywiołowym tańcem nad uroczą przepaścią. Równie dynamiczny jest …
powrót do stanu ballady, czyniony na suchych nozdrzach i gładkich strunach pod
zwinnymi palcami. Muzycy zdecydowanie nie śpieszą się z podejmowaniem
jakichkolwiek decyzji dramaturgicznych – Rodrigo gra ciszą, Dirk repetuje
jednym dźwiękiem. Po chwili jego solowa, w pełni minimalistyczna ekspozycja
zdaje się otwierać finałową fazę koncertu. Saksofon powraca oddechowymi para frazami i świetnie wgryza się w
gitarowy flow. Całość gęstnieje i
nabiera mocy – bystry taniec na rozgrzanym dachu. Koniec ostateczny osiągany
jest długimi podmuchami powietrza i filigranowym stepem gitary.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz