Post-rockowy, gitarowy zgiełk, noise’owy background rozgrzanego wzmacniacza,
aktywna, rozszalała perkusja, tańczące tomy i talerze – gęsta magma
improwizacji, która zdaje się zakleszczać dźwięki do wewnątrz. Narracja, która
rozpaczliwie krzyczy ołowiem strun i siłą gitarowego gryfu, jednomasztowca na
wzburzonym oceanie.
Tytaniczna narracja dwóch bohaterskich Katalończyków już po
kilku minutach, niemal niepostrzeżenie wytraca początkową moc, traci impet i
wydaje się rozpadać na mniejsze elementy składowe. Strumień hałasu leje się w
szczeliny skały i rozsadza ją od wewnątrz. Stemple drummingu są dotkliwe i z każdą sekundą coraz bardziej precyzyjne. Step by step till death of music.
W dziesiątej minucie tej szalonej opowieści gitara Ferrana
zdaje się wkraczać już w specyficzny dla tego muzyka świat post-rocka,
post-awangardy, post … wszystkiego. Gitarzysta plecie pajęczynę metalicznych
kryształków czegoś, co jeszcze parę chwil temu nazwać mogliśmy dźwiękiem. Vasco
tańczy na talerzach, wbija kolana w glazurę werbla, a posuwisty marsz ku
wiecznemu zakończeniu toczy się na naszych oczach. Osłuchany meloman odnajduje
w głowie kawalkadę stylistycznych skojarzeń, recenzentowi w tej kwestii najbliżej
jest chyba do wczesnych nagrań Sonic Youth. W jedenastej minucie muzycy
osiągają pierwsze stadium konsekwentnego minimalizmu. Gitara wręcz milknie, talerze
pozostają zaś w meta rezonansie
pełnym czegoś, co jeszcze parę chwil temu moglibyśmy nazwać rytmem. Po pewnym
czasie gitara powraca sykiem lodowatego contemporary,
jakże charakterystycznego dla wielu odłamów twórczości Fagesa – konsekwentne
liczenie strun, badanie ich grubości i poziomu szorstkości. Matowe gongi metalowych
przedmiotów tworzą aurę postępującego oniryzmu, a precyzyjne wskazanie źródła
poszczególnych dźwięków wydaje się być coraz trudniejszym przedsięwzięciem.
Muzycy bujają w obłokach, gubią wzrok, ale wewnętrzny meta rytm narracji toczy swój żywot pod stopami Trilli. Gitara –
bijący zegar wszechświata, który liczy sekundy zapomnienia, perkusja – powłoka
talerzowego bezkresu. W osiemnastej minucie akcenty para psychodelii na gryfie
i perkusyjna cisza, która głęboko oddycha.
Oto, jak opowieść tria Phicus w wersji minus jeden wspaniale toczy się od ogółu do szczegółu. From small noise to big silence – tak
nazywać by się mogła niesamowita droga, jaką przebywają dźwięki od pierwszej do
ostatniej, trzydziestej siódmej minuty tego nagrania. Brzmienie gitary jedyne w
swoim rodzaju i perkusja, która drży głuchym bębnieniem. Modulowany post-guitaring. Kreatywny minimal, gdzie
znów każda struna traktowana jest z należytą pieczołowitością. Powolny,
krystaliczny taniec degresywny. Nieustająca podróż w poszukiwania ostatniego
dźwięku, po którym jest już jedynie pusta przestrzeń. Pierwsze jej stadium
muzycy osiągają już w trakcie dwudziestej drugiej minuty. Instrumenty wydają z
siebie pojedyncze dźwięki – talerz, miska, struna i duże porcje czerstwej
ciszy. Metaliczny transcendentalizm umierających dźwięków. Ferran i Vasco
dostarczają niemal identyczne porcje fonii, stają się niemal jednym dźwiękiem. Jeden
akord, jedno uderzenie w talerz, dźwięk za dźwięk. Imitacyjna msza pogrzebowa,
echo, rezonans, blask ciszy, który nie ma już koloru. To podróż do jądra muzyki.
Rytualna inicjacja regresywna. Gdy cisza staje się muzyką, zegar odtwarzacza
pokazuje ciąg zer.
Gestell, Raw Tonk Records (CD 2019). Ferran
Fages – gitara elektryczna, Vasco Trilla – perkusja, instrumenty perkusyjne. Nagrane
w Golden Apple Studio, Barcelona, 20
kwietnia 2018 roku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz