czwartek, 30 stycznia 2020

Henrik Olsson & Ola Rubin! About how the guitar and the trombone dance and sing!


Skandynawia wydaje się być naturalnym dostarczycielem ciekawych dźwięków na polu swobodnej improwizacji. Ta hipoteza nie wymaga specjalnie rozbudowanych uzasadnień. A zatem dziś, składająca się z kilku krótkich, żołnierskich słów, recenzencka epistoła, która stanowić może kolejny dowód rzeczowy w sprawie.

Z intrygującym szwedzkim gitarzystą Henrikiem Olssonem, na ogół rezydującym w Kopenhadze, zetknęliśmy już na tych łamach przy okazji świetnej płyty jego tria Hand Of Benediction. Z jego rodakiem, puzonistą Olą Rubinem spotykamy się bezwzględnie po raz pierwszy. Ich duetowy winyl bez tytułu dostarcza duński Barefoot Records. Nagranie z Kopenhagi (Panalama Recording Studio) składa się z 14 miniatur free improv, pozbawionych tytułów, a trwa 37 minut bez kilku sekund. Płyta miała swoją premierę ostatniej jesieni.




Opiłki rytmu na gryfie gitary, zgrzytającej z nadmiaru zasilania i parskający puzon tworzą gęstą sieć dźwięków, które z dynamiczną częstotliwością będą nam towarzyszyć – w swoich przeróżnych mutacjach - przez całe nagranie. Gitara zdaje się być nieustannie plądrowana pokrętną elektroniką, brzmi bardzo szeroką paletą barw i mocą nadkreatywności muzyka. Świetnie radzi sobie także bez syntetycznego wsparcia, wyposażona jedynie w prąd dobrej jakości. Muzycy budują narrację na ogół krótkimi, urywanymi frazami – gitara wypluwa fonię niczym rozgryzione ziarna pieprzu, puzon szumi, nadyma się i parska abstrakcyjnym humorem. Bywa, jak w utworze drugim, że oba instrumenty imitują się na poziomie szumu, bywa, że brzmią, jak zdewastowane zębem czasu, post-akustyczne dęciaki. Narracja pełna jest zaskoczeń, czasami zupełnie nieprzewidywalnych wydarzeń. Oto na scenie dwa stwory, które są zdolne wydać każdy dźwięk.

W tym morzu niemal wyłącznie intrygujących miniatur, utwór trzeci – choćby z racji długości – jawi się niczym grecka epopeja, pogorzelisko antycznej tragedii. Wielka pieczara preparacji, która stęka ledwie tlącym się ogniem. Elektroakustyka stosowana – szumy i zgrzyty, tu każdy dźwięk można śmiało wyposażyć w przedrostek post. Muzycy budują masywną opowieść, nie stroniąc od naszej ulubionej metody swobodnej improwizacji, zwanej call & responce. W czwartym utworze – dla przeciwwagi, żywe instrumenty zdają się dominować w pokoiku studyjnym – kawalkada hałaśliwych parsknięć, zarówno bardzo ekspresyjnych, jak i tych, skupionych na pojedynczym dźwięku. Akcja goni tu akcję, reakcja cierpi na reakcję. W piątej części, to puzon brzmi jak gitara, żywa soczysta magma dźwięków. Oba zresztą instrumenty wydają się tańczyć na swoich przetwornikach. Henrik i Ola – prestigitatorzy tajemniczych fonii.

W szóstym utworze puzon po prostu krzyczy, gitara obudowuje się elektroniką, a po chwili ów niebanalny dialog  przeistacza się w bitwę na post-elektroniczne śnieżki. W siódmym puzon znów krzyczy, ale ma drastycznie zapchaną tubę. Gitara plądruje mikrofrazy na gryfie. Raz grzmi hałas, innym razem brzęczy cisza. W ósmym – gitara znów zaplątana w kable, puzon zaś rwie frazy z pozycji akustycznej. Henrik ma tysiąc pomysłów na sekundę i ocean nadaktywnych pick-up’ów, podczepionych pod schizoidalną gitarę, Ola walczy z puzonem, który nie znajduje umiaru w zakresie preparowania dźwięków.

W trakcie dziewiątego epizodu mamy wrażenie, że słyszymy gołe struny gitary, postawione tuż przed ścianą martwej syntetyki. Obok puzon próbuje wtłoczyć się w wąskie kable. Całość spowija cisza post-elektroniki, która zgrzyta zębami. Fonicznych zaskoczeń ciąg dalszy - muzycy wydają się zapalać i gasić masywne świece olejowe! W dziesiątym – gitara pulsuje żywymi dźwiękami, puzon syczy i prycha na poły melodycznie, a wszystko dzieje się niezłym tempie. W kolejnym – znów prymat żywego nad syntetycznym – małe frazy, mikrodialogi w oślej ławce. W dwunastym – to tu gitara syczy jak spalony dęciak! Obok rży skonfudowany amplifikator. Puzon na boku zgłasza zdanie odrębne, niczym komentator liryczny ironizuje pojedynczymi zadziorami. W trzynastym obaj muzycy giną w otchłani wystudzonej elektroakustyki – żywe fonie klejone drobnymi przepięciami energetycznymi. W czternastym, czyli ostatnim – preparowane, żywe dźwięki, które z niepokojem szukają podłączonych do komputera kabli. Milkną w stadium zaniechania.

What a game!


*****


Henrik Olsson i Ola Rubin zagrają 15 marca 2020 roku w poznańskim klubie Dragon! Koncert odbędzie się w ramach wiosennej edycji Spontaneous Live Series – Live in Dragon 2020.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz