Saksofonista Belorukov i perkusista Ferrandini debiutowali w formule duetu cztery lata temu błyskotliwą realizacją Disqueit, której niewątpliwe uroki zostały na tych łamach szczegółowo odnotowane.
Zapewne z powodu powyższego wydarzenia muzycy zagrali
wówczas kilka koncertów, także w Sankt Petersburgu, mieście dla alcisty
rodzimym. Spotkali się w ogromnej sali koncertowej, której sufit zawieszony
jest na wysokości piętnastu metrów, a wszędzie panoszą się wielkie okna. Występ
w takiej przestrzeni była dla artystów wyposażonych wyłącznie w akustyczne
instrumenty wyzwaniem nie lada, ale dawał też niebywałe możliwości foniczne,
dzięki czemu najdrobniejszy dźwięk mógł być tu doskonale słyszalny.
Muzycy ze wszelkimi wyzwaniami poradzili sobie po
mistrzowsku. Zagrali niedługi, jakże konkretny i emocjonalny występ, swobodnie
improwizowany, ale dość mocno osadzony w estetyce post-freejazzowej. Nasza
radość z odsłuchu jest zatem kompletna!
Koncert jest nieprzerwanym ciągiem zdarzeń fonicznych, który
podzielony został na trzy części. Momenty zmiany traku zdają się tu być wyjątkowo trafnie dobrane, adekwatnie do dramaturgii
wydarzeń na scenie.
Gabriel zaczyna na talerzach i gongach, Ilia wydaje z tuby szeleszczące, powabne frazy. Narracja na wstępnym etapie koncertu prowadzona jest w nieśpiesznym, niemalże majestatycznym tempie. Lepi się z subtelnych, dętych oddechów i stylowego mikro drummingu. Płynie na ogół krótkimi frazami saksofonu i takimiż uderzaniami w elementy zestawu perkusyjnego. Improwizacja prowadzona w dość spokojnym trybie nabiera tu jednak rumieńców – muzycy bez trudu łapią wspólny oddech. Perkusja jest delikatnie stonowana, alt z kolei bardziej kompulsywny, ale bardzo precyzyjny w ruchach. Muzycy budują emocje, ale nie eskalują tempa, ich flow przypomina leniwe fale wielkiego oceanu.
W drugą część koncertu wchodzą dyktując sobie pierwsze znaczące
spowolnienie, jakby postanowili powrócić na moment do początku koncertu i drobnych,
smukłych dźwięków. Narracja znów ma nieco ceremonialny charakter, ale jej faza
rozwoju skrzy się innymi emocjami. Saksofonista zaczyna wznosić melodyjne modły,
a perkusista nerwowymi ruchami kreśli kolejne etapy opowiadania. Muzycy kręcą
się teraz wokół własnej osi, jak w pijanym tańcu, ale ich incydentalne chwile zadumy
pełne są coraz bardziej mrocznych emocji. Po serii zwinnych przebiegów, narracja
zaczyna zbliżać się do ciszy, a ster okrętu przejmuje drummer, który kreuje dość leniwą ekspozycję solową. W jej trakcie
zupełnie niepostrzeżenie odnajdujemy się w trzeciej części koncertu.
Reakcją saksofonisty na samotną ekspozycję perkusisty są łagodne,
rezonujące frazy. Artyści świetnie na siebie reagują i snują zmysłową, ale
bardzo minimalistyczną opowieść. Każdy z nich zdaje się teraz budować nieco odmienną
dynamikę. Ilia rozhuśtany, rozśpiewany, gotowy na każde wyzwanie, Gabriel
bardziej ceremonialny, choć nieunikający tanecznego kroku. Z czasem dostajemy
się w wir prawdziwie ognistych podmuchów, ale w tym tyglu ekspresji nie brakuje
przestrzeni i oddechu wielkiej sali koncertowej. Alcista kroi nam teraz niebywale
atrakcyjne frazy, z kolei perkusista stawia zasieki i dba o adekwatny poziom
ekspresji. Narracja ma kilka błyskotliwych spiętrzeń i zdaje się sięgać artystycznego
nieba, choćby w momencie, gdy alcista zaczyna kwiczeć, a perkusista oplata go
strumieniem circle drumming. Ale najpiękniejszy
fragment koncertu dopiero przed nami! Zdaje się nim być niebywale precyzyjne
stłumienie ekspresji i zejście w nerwową, subtelnie szytą balladę. Znów dużo tu
minimalizmu - trochę perkusyjnych szczoteczek i garść preparowanych fraz
dętych. Końcowe trzy minuty koncertu, to kolejne wspinanie się na szczyt.
Artyści gwarantują nam niebywałe emocje do ostatniej sekundy koncertu.
Ilia Belorukov & Gabriel Ferrandini Sculptor (Tripticks Tapes, CD 2023). Ilia Belorukov – saksofon
altowy oraz Gabriel Ferrandini – perkusja. Nagranie koncertowe, Masterskaya Anikushina, Petersburg, maj
2019. Jedna improwizacja podzielona na trzy części, 33 minuty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz