Francuski label Circum Disc śledzimy na tych łamach wyjątkowo skrupulatnie i nie tracimy jakiejkolwiek okazji, by o jego albumach pisać wyczerpująco i prawie zawsze z dużą dozą recenzenckiego entuzjazmu.
W wypadku późnozimowych premier jest nam o tyle łatwiej, iż
obie prezentują to, co najlepsze w artystycznym portfolio wydawnictwa. Zatem
kolejny już album japońsko-francuskiego kwartetu Kaze, który od pewnego czasu
pracuje już w kwintecie z istotną, nowojorską podpórką oraz terenowy duet najważniejszych postaci
labelu, perkusisty Petera Orinsa i gitarzysty Ivanna Cruza.
Oba albumy powstały w okolicznościach dalece nietypowych, z
jednej strony pachną krypto-sytuacjonizmem, z drugiej noszą znamiona działań
dalece konceptualnych. Nagrania kwintetu powstały w trzech różnych miejscach
wszechświata (pandemic rules!), druga
płyta jest zaś efektem …. spaceru dwójki improwizatorów po bezdrożach bodaj
największego we Francji parku krajobrazowego. Innymi słowy – Circum Disc nie
przestaje zaskakiwać, i bardzo nam z tym faktem po drodze!
Crustal Movement
Nowy album Kaze powstał równocześnie
w Kobe, Nowym Jorku i Lille. Fakt ów nie determinuje jednak naszej percepcji całości
- być możne odsłuch albumu bez świadomości tego faktu byłby jeszcze bardziej
udany! Kompozycje, które śmiało uznać winniśmy na scenariusze improwizacji,
dobrze sobie radzą z ową ponadprzestrzenną charakterystyką nagrania i bez trudu
pokazują to, co na dotychczasowych płytach było podstawowymi atrybutami Kaze.
Zatem istotny rozstrzał stylistyczny (japoński post-jazz, który lubi
porządkować dramaturgię i francuska doza szaleństwa, która pcha formację ku
intrygującym rozdrożom swobodnej improwizacji, do tego nowojorska, elektroakustyczna
ornamentyka), a także, i nade wszystko, niebywale rozbudowany bagaż pomysłów
narracyjnych płynący od każdego z artystów. Gdzieby wszakże ucha nie przyłożyć,
artystyczna jakość ściele nam odsłuch – równie intensywnie od pierwszej do ostatniej
sekundy nagrania.
Pierwsza kompozycja, przygotowana przez front francuski,
wydaje się być najciekawszą odsłoną Crustal
Movement. Budowana skrupulatnie dętymi preparacjami, perkusjonalnymi
szelestami, elektroakustyczną aurą tajemniczości i zmysłowymi zdobieniami inside piano. Ów piękny, improwizowany
rozgardiasz lepi się tu w zwartą opowieść, której emocje falują niczym wzburzony
ocean, a niemal free jazzowe wybuchy furii udanie koegzystują z
post-romantycznym minimalizmem. Druga kompozycja płynie wedle scenariusza
nowojorskiego – kolektywny strumień akustycznych dźwięków osnuty tu jest gęstą
strugą niebanalnej elektroniki. Japonia śle post-jazzowe sygnały, z kolei
Francja dyktuje niezwykle zróżnicowane tempa. Trzecia narracja budowana jest na
jazzowym szkielecie fortepianu. Trąbki idą z nim w parze, z kolei perkusja i elektronika
w kontrze snują rezonujące plamy nieoczywistych sytuacji dramaturgicznych.
Narracja dzieli się tu na akcje w podgrupach, a najwięcej jakości i emocji dostarcza
duet trąbek.
W kolejnej części otwarcie spoczywa na barkach elektroniki,
a akustyczne wyczyny foniczne ciekawie łapią post-kameralny sznyt. Rozedrganą opowieść
znów szczególnie upiększa duet trąbek. Te ostatnie introdukują także piątą kompozycję.
Z odsieczą idzie tu głęboko osadzony drumming,
który dobrze wplata się w dęte wydechy. Opowieść dzieli się na duety i tria,
zyskuje ciekawą dynamikę, a sfera elektroniki wchodzi w magmę narracji po dłuższej
chwili. Muzycy nie idą na jakikolwiek szczyt, broczą po kolana w inteligentnych
didaskaliach. Każda zmiana implikuje tu kolejną zmianę, a emocje zdają się nie
mieć kresu. Finałowa kompozycja inicjowana jest dynamicznym fortepianem, który
sugeruje temat i perkusją w roli udanego supportera. Nie pierwszy raz na tym
albumie jazzowy taste napotyka na
elektroakustyczne onomatopeje i urokliwe, preparowane frazy trąbek. Świetny
moment odnotowuje drummer, dla
którego znajduje się tu miejsce na krótką ekspozycję solową. Narracja znów dzieli
się na incydenty w podgrupach, a na zakończenie funduje nam kwintetowy
post-jazz z dużą dawką zdrowych emocji.
Des pieds et des mains
Latem ubiegłego roku Orins i Cruz spędzili tydzień na
wielokilometrowych spacerach po Parc des
Écrins. Zabrali ze sobą rekordery, którymi rejestrowali dźwięki przyrody
(od owadzich pląsów, po gęste, niemalże górskie wichury), a także zestaw
perkusyjny, gitarę elektryczną i wzmacniacz. Zatrzymywali się w różnych
miejscach i rejestrowali dźwięki. Na cyfrowym albumie pomieścili ostatecznie
dziewięć odcinków dźwiękowych, z których trzy to zapisy życia fonicznego
przyrody, pozostałe zaś to efektowne, duetowe improwizacje, dla których
rzeczona przyroda stanowiła jedynie intrygujące tło. Zatem album Petera i
Ivanna nie należy traktować jako dźwiękowej pamiątki po konceptualnej podróży
parkowej, ale jako pełnoprawny, chwilami doskonały przykład ich
improwizatorskich talentów, kreatorskiej wyobraźni i umiejętności budowania
fantastycznej dramaturgii.
Otwarcie albumu sugeruje akustyczną równowagę pomiędzy
dźwiękami otoczenia (owady) i swobodnymi, delikatnymi pląsami instrumentalnymi.
Gitara zyskuje przestrzeń wyważonym pogłosem, perkusja znaczy teren subtelnym
mikro drummingiem. Druga opowieść ma
już kilkanaście minut, a budowana jest niezwykle skrupulatnie z drobnych hałasów
z werbla, dźwięków fauny i flory otoczenia, gitarowych preparacji i … odgłosu
przelatującego samolotu. Narracja z czasem formuje się w zwarty szyk gitarowej
post-psychodelii i rytmicznych perkusjonalii, finiszuje się zaś w obłoku ambientu
i owadzich szelestów. W kolejnej opowieści minimalistycznie nastawieni muzycy
zdają się szukać kontaktu ze stabilnymi dźwiękami otoczenia. Perkusista znów
kluczy wokół rytmicznych struktur, gitarzysta odnajduje zaś w sobie głęboko
skrywane pokłady liryzmu. W ramach komentarza szczeka pies.
Po krótkim epizodzie środowiskowym
narracja (już piąta) rodzi się głęboko zaszytym w podłożu dudnieniem perkusji. Gitara
buduje flow ze strzępów dźwięku. Dużo
suspensu, kreatywnej nerwowości, jakby wyczekiwania na to, co zafunduje nam tegoż
dnia pogoda. Dodatkowe emocje, to dubowe echo gitary, wcześniej ledwie sugerowane,
tu wyniesione do rangi współkreatora dramaturgii. A na koniec leje się woda. W siódmej
opowieści mamy wrażenie, że artyści muzykują w zamkniętej przestrzeni. Głosy
ludzkie, tykający zegar i filigranowa ekspozycja na perkusyjnych pałeczkach,
wsparta niemal gotyckim ambientem gitary. Slow
motion of acoustic enviroument! Muzycy rozbudowują ekspozycję, szukają
wystudzonej, ale emocjonalnej psychodelii, stawiają na pulsacyjną dynamikę, nie
stronią od rockowych inkrustacji i tworzą bodaj najwspanialszy moment tej wielogodzinnej
podróży. Finałowa opowieść jest najdłuższa na płycie i ma wiele faz. Początek
budowany jest z mikroskopijnych dźwięków, nieistniejących fraz i gęstej ciszy. Akcenty
rytmiczne i drony gitary kreują niemal orientalną mantrę dając asumpt do
odnotowania kolejnego niezapomnianego moment albumu. Samo zakończenie płynie na
delikatnej dynamice, piękne, niczym pierwszy, poranny promień słońca.
Kaze & Ikue Mori Crustal Movement (CD, 2023). Satoko Fujii – fortepian, kompozycja 6, Natsuki Tamura – trąbka, kompozycja 3, Christian Pruvost – trąbka, kompozycje 1 i 5, Peter Orins - perkusja, kompozycje 1 i 5, Ikue Mori – elektronika, kompozycje 2 i 4. Nagrane między październikiem 2021, a majem 2022: Kobe (Fujii i Tamura), Nowy Jork (Mori) oraz Lille (Pruvost i Orins). Całość zmiksowana i ułożona w sześć utworów przez Petera Orinsa, 51 minut.
Ivann Cruz & Peter Orins Des pieds et des mains (DL, 2023). Ivann Cruz – gitara elektryczna,
nagrania terenowe oraz Peter Orins – perkusja, nagrania terenowe.
Zarejestrowane w sierpniu 2022 roku, wewnątrz lub wokół Parc des Écrins (Francja). Dziewięć utworów, 95 minut.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz