wtorek, 16 stycznia 2024

Jacek Chmiel in three bodies: The Schumann Resonance! Uncool! Grüm!


Wraz z Jackiem Chmielem, polskim multiinstrumentalistą silnie związanym z eksperymentalną sceną szwajcarską, zapraszamy na trzy niebanalne spotkania ze swobodnie improwizowaną elektroakustyką.

Na dobry początek trio, które stawia na dźwięki akustyczne, ale subtelnie dawkowana elektronika Chmiela sprawia, iż nagranie nabiera walorów, które pozwalają zaliczyć je do kategorii estetycznej wskazanej w poprzednim akapicie. W drugiej kolejności czeka duet, który nie stroni od instrumentarium akustycznego, ale nieco większą wagę przykłada do brzmień elektronicznych i bodaj największą do frapujących dźwięków field recordings. Na koniec tego drobnego festiwalu najnowszych dokonań Chmiela sięgniemy po kwartet Grüm, który do akcji fonicznych charakterystycznych dla dwóch pierwszych albumów dokłada się jeszcze eksperymenty wokalne.



 

Bertheau/ Chmiel/ Monchocé The Schumann Resonance (Antenna Non Grata, CD 2023)

Miejsce i czas akcji nieznane: Romain Bertheau – organy, Jacek Chmiel – elektronika, cytra, dzwony tybetańskie oraz Sylvain Monchocé – flety, saksofon altowy. Dwie improwizacje, 45 minut.

Trójka artystów z różnych stron świata zaczyna swój nieco rytualny spektakl od pokaźnej dawki szumów. Na tym tle swe życie rozpoczynają akustyczne frazy fletu i dzwonów. Wszystko zdaje się wpadać w dalece rozdygotany rezonans. Pojawiają się basowe pulsacje o zdecydowanie syntetycznej proweniencji. Z czasem narracja formuje się w dron, niesiony tu nade wszystko wysokim, stojącym skowytem organów, tudzież nerwowym, post-ambientowym tłem. W owej magmie nieco rozmytej elektroakustyki pojawiają się strzępy samplowanych głosów. Improwizacja ma swój dramaturgiczny szczyt (na granicy hałasu), po czym efektownie przygasa, głównie przy frazach tybetańskich dzwonów.

Druga improwizacja zdaje się lepić z jeszcze bardziej tajemniczych fonii – saksofonowych preparacji, drżących strun cytry, echa dzwonów, tudzież kolejnej porcji organowego dronu. Narracja ponownie lepi się w mroczny, okazjonalnie dość masywny strumień dźwiękowy, który zdobią akustyczne wtręty z nie do końca rozpoznanych źródeł. Między dziesiątą a piętnastą minutą improwizacja, wspierana basową bazą syntetyki, wspina się na efektowne wzniesienie, po czym przygasa i zaczyna lewitować. Końcowe minuty, to rodzaj post-akustycznej medytacji, z basowym backgroundem, który czai się za rogiem.



 

Jacek Chmiel & Thomas Rohrer Uncool (Scatter Archive, DL 2023)

Uncool, Poschiavo, Szwajcaria: Jacek Chmiel – elektronika, cytra, śpiewające dzwony, obiekty, field recordings oraz Thomas Rohrer – rabeca, obiekty, field recordings. Cztery improwizacje, 41 minut.

Album składa się z trzech kilkunastominutowych opowieści i trzyminutowej kody. Narracja zdaje się tu być równie gęsta, jak ulotna, bywa subtelna w brzmieniu, nie stroni jednak od bardziej dosadnych incydentów elektroakustycznych. Dźwięki bardzo urozmaiconego otoczenia udanie koegzystują z frazami żywych instrumentów i tajemniczych obiektów, tudzież nieinwazyjnymi, syntetycznymi zdobieniami. 

Pierwsza część przynosi dużo zdarzeń – do naszych uszu dociera szum morza, akcenty perkusjonalne, damsko-męskie głosy, elektroniczne plamy i smoliste smugi. Także urokliwe frazy strunowe i bijące dzwony kościelne. Druga odsłona najpierw zdaje się skupiać wyłącznie na dźwiękach akustycznych, by w dalszej fazie improwizacji osiągnąć niemal post-industrialną intensywność. Wszystko zdaje się teraz drgać, szeleścić i unosić się w powietrzu lub dla kontrastu żłobić dziurę w ubitej ziemi. Przez moment słyszymy nawet frazy przypominajcie inside piano. Z kolei część trzecia albumu wydaje się nieść ze sobą pewną wewnętrzną melodykę. Dużo w niej dźwięków otoczenia w ciekawym towarzystwie rozśpiewanych obiektów. Także odrobina zabawy z ciszą i elektronika, która sieje dramaturgiczny niepokój. Finałowa koda klei się z drobnych epizodów dźwiękowych - ptaków w locie wnoszącym, rozkołysanych dzwonów i piosenkowych sampli. W tle mości się szeleszczący ambient. Ulotne, wystudzone zakończenie jakże udanej podróży w post-akustyczne nieznane.



 

Grüm Un Altro Tring Trang (Synergetic Sonance, DL 2023)

Miralago, Szwajcaria, maj 2023: Jacek Chmiel - elektronika, cytra, śpiewające dzwony, Lara Süss – głos, sampler, Thomas Rohrer - rabeca, saksofon, obiekty oraz Christian Moser - çümbüş, elektronika. Dwa koncerty, łącznie 95 minut.

Ostatni z dziś omawianych albumów, to elektroakustyka zgrabnie uformowana w niekończące się, ziejące złem drony. Akcesoria i przedmioty wydające dźwięki zbliżone są tu do oprzyrządowania duetu, który grał dla nas kilka akapitów wyżej (to wszak ci sami artyści, choć bez akcentów field recordings), a towarzyszy im damski głos, sample, dodatkowa porcja elektroniki oraz tajemniczy przedmiotu o turecko brzmiącej nazwie. Dwa ponad czterdziestominutowe koncerty godne naszej pogłębionej uwagi, choć być może do odsłuchu z drobną przerwą dla złapania równowagi psychosomatycznej.

Pierwszy koncert rozpoczyna się w mroku pełnym szumów i elektroakustycznych zdobień, z wyraźną wszakże przewagą brzmień akustycznych. Swoiste dirty chamber niepozbawione wtrętów post-mechanicznej obróbki przedmiotów, urokliwie doposażone głosem, który szepce, gada, a czasami wznosi post-operowe okrzyki. Plejada najprzeróżniejszych fonii szybko znajduje tu wspólny język i lepi się w strumień swobodnej, ale zwartej narracji, która zwykliśmy określać mianem dronu. W jego obrębie dzieje się dużo, a muzycy chętnie wchodzą w drobiazgowe interakcje. Całość nabiera z czasem post-industrialnego posmaku, gubi oniryczny ambient i ewidentnie zaczyna przypominać stare, jakże wspaniałe nagrania brytyjskiego AMM. Pierwszy koncert ma efektowną kulminację w okolicach 30 minuty. Drugi spektakl, grany zapewne kilka dni potem, zdaje się być jeszcze ciekawszy. Częściej pojawiają się akcenty dęte i perkusjonalne, sporo nerwowego dzieje się także w przestrzeni drżących strun i latających obiektów. Zapach AMM pozostaje z artystami na różnym poziomie intensywności. Nie brakuje intrygujących sampli, które także nawiązują do estetyki legendy gatunku. Drugi koncert nabiera pewnego ożywienia po 20 minucie. Słyszymy lewitujące frazy przypominające gitarę, woda leje się gęstymi strumieniami, coś trzeszczy i mechanicznie kona, biją dzwony.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz