Muzyków, których album za moment odczytamy, znamy dobrze lub bardzo dobrze. Francuski saksofonista nie stroni od free jazzu (choćby The Ames Room), ale zdaje się, że jego prawdziwą bajką jest eksperymentalna elektronika, tudzież zaawansowane techniki wydobywania dźwięków z instrumentu dętego, blaszanego. Z kolei francuski perkusjonalista o wietnamskich korzeniach, krążący po obrzeżach świata swobodnej improwizacji od kilkudziesięciu lat, nagrywa na tyle rzadko, iż być może nie mieliśmy zbyt wielu okazji, by przekonać się, jak wspaniałym jest artystą. To samo możemy zresztą powiedzieć o jego partnerze, który równie rzadko improwizuje wyłącznie na akustycznym instrumentarium.
Wiele wskazuje na to, iż spotkanie we francuskim Nancy, dwa
lata temu, jest pierwszą wspólną rejestracją tych artystów w duecie. Dodajmy
już na samym wstępie – niezwykle zmysłową, poczynioną w dalece zjawiskowej
akustyce, po części medytacyjną, wreszcie perfekcyjnie zbudowaną pod względem dramaturgicznym.
Jakakolwiek chwila z tego dość długiego nagrania nie wydaje się być zbyteczna, a
całości winniśmy słuchać w maksymalnym skupieniu, bo w obszernych fragmentach wypełniona
jest dźwiękami posadowionymi tak blisko ciszy, jak tylko jest to możliwe.
Panie i Panowie, Jean-Luc Guionnet & Lê Quan Ninh!
Pierwsza i czwarta opowieść trwają po kilka minut, druga i trzecia
po kilkanaście, zaś finałowa ekspozycja, to ponad dwadzieścia pięć minut
dźwiękowego rytuału o niepoliczalnych zasobach piękna. Artyści startują tu z
poziomu ciszy zupełnej i tamże kończą swą podróż po upływie ponad godziny
zegarowej. Oddech matowego saksofonu i delikatne drżenie metalowych akcesoriów
perkusjonalnych, to aura pierwszej improwizacji - filigranowej, minimalistycznej,
nasyconej ceremoniałem oczekiwania na to, co być może nigdy nie nadejdzie.
Druga opowieść snuje się wokół fraz preparowanych, wydzielonych dramaturgicznie
porcjami gęstej ciszy. Drżący werbel i saksofonowe parchanie lepi się tu w
mgławice rezonansu i szumu, z czasem zaś formuje w zwarte, dronowe, niekiedy
delikatnie pulsujące strumienie dźwięków. Muzycy coraz częściej powtarzają
wykreowane frazy, wpadając w wielominutową medytację. Po pewnym czasie flow zdaje się narastać, potem równie
efektownie przygasać.
Trzecia część w swym początkowym stadium, to plejady drobnych,
niekiedy preparowanych dźwięków, które wchodzą w całkiem bystre interakcje. Nie
brakuje wszechobecnej ciszy, ale improwizacja okazjonalnie potrafi nabrać sporej
intensywności, niesiona saksofonowymi świdrami i nad wyraz aktywnymi
perkusjonaliami. Bywa wypełniona pełnymi dźwiękami, bywa tkana jedynie z dętego
szumu i rytmicznych mikrozdarzeń na werblu i talerzach. Czwarta odsłona sprawia
wrażenie precyzyjnie zaplanowanej. Budowana jest krótkotrwałymi akcjami,
dzielonymi dużymi plastrami ciszy. Perkusjonalia drżą i szeleszczą, okazjonalnie
przyjmując formę drummingu, saksofon oddycha
wyjątkowo szerokim pasmem - od gęstego szumu do dętego pisku. Jakkolwiek cała
historia wydaje się być wyjątkowo filigranowa.
Ostatnia opowieść ma kilka faz – skupione otwarcie, intrygujące
rozwinięcie i niebywałą, wielominutową finalizację. Początek tkany jest z drobiazgów,
ale nasycony podskórnym rytmem. Incydentalnie frazy saksofonu wydają się być
dość mocne, ale ich brzmienie łagodzi cisza wypełniająca swoją obecnością każdy
etap narracji. Obłoki rezonansu w rytuale medytacyjnego spowolnienia bywają tu kontrapunktowane
drobnymi, dynamicznymi akcjami, które wcale nie są posadowione zbyt daleko od
estetyki free jazzu. Improwizacja, wciąż sycona rytmem, systematycznie obniża
jednak poziom intensywności, zdaje się zamierać w szumiącej ciszy. W połowie utworu
muzycy zaczynają niespodziewanie pogwizdywać, po czym zanurzają się na wiele
minut w medytacji lepionej z drżących, rezonujących fraz. Całość formuje się w dość
mroczny, ale na poły melodyjny dron. Improwizacja zastyga w ruchu. Trwa i zdaje
się nie mieć końca.
Jean-Luc Guionnet & Lê Quan Ninh Those whose fathers never met (Bandcamp’ self-released, DL 2023).
Jean-Luc Guionnet – saksofon altowy oraz Lê Quan Ninh – instrumenty perkusyjne.
Nagrane w CCAM, Vandœuvre-lès-Nancy,
wrzesień 2022. Pięć improwizacji, 66 minut.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz