Londyński saksofonista Colin Webster śmiało wkroczył w roku ubiegłym w piątą dziesiątkę życia i niejako przy okazji, w przededniu tej zacnej rocznicy, powołał do artystycznego bytu swój pierwszy Duży Skład. Otoczył się w nim grupą muzycznych przyjaciół, do tego bodaj najczęstszych współpracowników i postanowił koncertować tylko raz w roku, jesienią w londyńskim Dalston, w niepowtarzalnej z wielu względów Cafe Oto.
Koncepcja Large
Ensemble by Colin Webster jest niebywale prosta. Świetnie znający się
muzycy wychodzą na scenę i improwizują. Oktet bazuje na brzmieniu aż czterech
instrumentów dętych, które wspiera soczysta, rozbudowana o elektronikę sekcja
rytmu, zatem każdy wie, czego możemy spodziewać się po takiej załodze –
soczystego free jazzu!
Przed nami epizod drugi, nagrany dokładnie rok temu. W
ujęciu personalnym drobna zmiana na kontrabasie, poza tym jak zawsze cudownie! Welcome!
Pierwszy set, trwający podobnie jak drugi dwa kwadranse z
drobnym okładem, otwarty zostaje kolektywnym spazmem trzech saksofonów, trąbki,
elektroniki, gitary, kontrabasu (ze smyczkiem) i perkusji. Oktet płynie szeroką
ławą, jest masywny w brzmieniu, ale nie eskaluje tempa. Instrumenty dęte oddychają
tu niekiedy bardzo jednolitym strumieniem – jedni pracują na wdechu, inni na
wydechu, chętnie wchodzą w bilateralne dyskusje, nieustannie na siebie pokrzykują.
Gitara z kolei na każdym kroku szuka okazji do hałasowania i silnie krwawi na przemian
z kontrabasem. Oba instrumenty niesione są strumieniem masywnego drummingu. Opowieść incydentalnie gubi
tu tempo, ale to raczej chwile na zaczerpnięcie oddechu. Oto Machine Gun Anno Domini 2024 w pełnej krasie!
Nim upłynie kwadrans koncertu, Large Ensemble płonie już w
ogniu kolektywnego rozdygotania. Po drobnym spowolnieniu wszystko zastyga
jednak jak wulkaniczna lawa, tląca się niewygaszoną gitarą. Perkusista
odpoczywa dając asumpt do gry na małe pola i feerii drobnych, brzmieniowych
subtelności. Jego zmysł dramaturgiczny sprawia wszakże, że LE jeszcze w tej dziesiątce
minut zaczyna ponownie eksplodować ziejąc ogniem na prawo i lewo. Wszyscy śpiewają
po aylerowsku i zdają się nieść wyłącznie
dobrą nowinę. Po kolejnych kilku minutach narracja formuje się w mięsiste drony
inkrustowane elektronicznymi usterkami, a potem w strumień szemrzącej górskiej
rzeki, skażonej radioaktywnie. Ostatnia faza pierwszego seta, to przestrzeń, w
której dęciaki mogą pokazać swoją urodę w pełnym wymiarze. Na końcowej prostej
improwizacja przebiera na sile, mimo, iż pozbawiona jest dynamiki perkusji.
W trakcie drugiego seta muzycy wydają się bardziej zdystansowani
wobec dyktatu ekspresji, bardziej wyczuleni na niuanse dramaturgiczne, silniej
nastawieni na akcje w podgrupach. Otwarcie tej części spektaklu spoczywa na
barkach saksofonu i gitary, delikatnie skrobanych po piętach przez smyczkowe
uderzenia po gryfie kontrabasu. Kolejne instrumenty podłączają się do gry z
dużą troską o obraz całości, a sama akcja toczy się w dość spokojnym tempie,
dając przestrzeń na dęte zdobienia. Sytuacja sceniczna jest tylko pozornie pod
kontrolą artystów, albowiem wystarczy ledwie drobna iskra, by oktet, już po pięciu
minutach, stanął w ogniu kolektywnej, free jazzowej jatki. Nie trwa ona jednak zbyt
długo, albowiem zgodnie z tym, co powyżej, ta część koncertu stawia na
interakcje. Najpierw, to faza stosunkowo ekspresyjnej huśtawki, potem zmysłowy
duet trąbki i perkusji, faza dronowa pełna post-melodyjnych wydechów, wreszcie
adekwatna do sytuacji na scenie wzmożona aktywność perkusisty, która skutkuje definitywnym
wzrostem temperatury w tak już dusznej Cafe Oto.
Dalszą fazę seta zdobi efektowna ekspozycja trąbki na rozgrzanej
sekcji rytmu. Potem narracja osiąga stan wrzenia, by w dalszej kolejności
stylowo zastygnąć w chmurze dętych podmuchów, obleczonych elektronicznymi
inkrustacjami. Znana już z tego koncertu rozkołysana narracja w aylerowskiej estetyce,
tu na przednówki finalizacji, zdaje się wyjątkowo piękna, także długotrwała. Podejście
pod ostatnią prostą jest jednak pełne ognistych wyziewów, przypomina kontrolowaną,
free jazzową eksplozję. Wraz z wybiciem trzydziestej minuty muzycy zaczynają
zwijać opowieść. Czynią to wszakże w tak urokliwy sposób, iż wyjątkowo trudno
jest żegnać się z ich obecnością na scenie. Krótkie i długie frazy, sycząca elektronika
i piękna faza dronowego konania na gasnącym wydechu. Brawo!
Colin Webster Large Ensemble Second Edition (Raw Tonk, CD 2024). Colin Webster – saksofon
altowy, Rachel Musson – saksofon tenorowy, Cath Roberts – saksofon barytonowy,
Charlotte Keeffe - trąbka/ flugelhorn, Graham Dunning – elektronika, Dirk
Serries – gitara, Caius Williams – kontrabas oraz Andrew Lisle – perkusja.
Nagranie koncertowe, Cafe Oto,
Londyn, październik 2023. Dwie improwizacje, 64 i pół minuty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz