piątek, 11 maja 2018

Nate Wooley lives in Europe!


Nate Wooley, absolutny faworyt redakcji, jeśli chodzi o improwizującą trąbkę po drugiej stronie Atlantyku, zdaje się, że zamieszkał już w Europie.

Tak się bowiem składa, iż dwie jego najnowsze i bodaj jedyne w tym roku wydawnictwa, nie dość, że zostały nagrane w Europie i z muzykami europejskimi, to jeszcze upublicznione zostały przez wydawców z tej strony Wielkiej Wody. Baa, jedna nawet ukazała się w Polsce!

Niezwłocznie zajrzyjmy do środka, bo zdecydowanie warto!




Nate Wooley & Torben Snekkestad ‎ Of Echoing Bronze (CD, Fundacja Słuchaj!, 2018)‎

Lipiec 2015 roku, jesteśmy w Kopenhadze, w ramach inicjatywy estradowej Koncert Kirken – Blågårds Plads. Na scenie dwóch muzyków: Nate Wooley na trąbce i Torben Snekkestad na saksofonie sopranowym i na trąbce. Panowie na okładce płyty sugerują, iż będą grać własne kompozycje. Przy bliższym jednak zapoznaniu się z muzyką, szczęśliwie okazuje się, iż... będą całkowicie swobodnie improwizować. Trzy fragmenty, 47 i pół minuty.

Of Echoing Bronze. Muzycy zaczynają swoją podróż z samego dna ciszy. Spokojne potoki szumiących meta dronów. Torben płynie po falach, Nate ślizga się po szkle. Macają się, jak ssaki w trakcie rui. Uroda sonorystyki współczesnej w pełnym rozkwicie. Sopran brzmi zupełnie nieziemsko, niemal jak połączenie saksofonu i trąbki. 4 minuta, to pierwsze narastanie, pierwsza błyskotliwa konfrontacja na niebotycznie wysokim poziomie. Tuż potem dialog urywanych fraz, toczony w absolutnie genialnych akustycznie okolicznościach koncertowych. Misternie tkana, mistrzowska narracja. Precyzja, dokładność, dosadność. W 11 minucie Nate ponownie popada w błyskotliwy dron. Torben na moment aż milknie z wrażenia. Wybitna muzyka do użytku słuchawkowego. Ileż piękna kryje się za zasłoną ciszy. 15 minuta, to z kolei rozmowa dwóch trąbek, pełna wyszukanych zdarzeń niemal elektroakustycznych, która trąci wręcz geniuszem. Cuda gonią cuda! I jakie wybrzmienie!?!

Breath Droplets. Kolejny krok w głąb ciszy. Stroszymy uszy, by jakakolwiek fonia docierała do nas. Kolejna porcja niebywałych dźwięków! Znów Torben jakby bardziej kanciasty, Nate bardziej płynny, kropelkowy. Kolejny krok w kierunku sonorystycznego absolutu. Gdy dobrze się wsłuchasz, usłyszysz rzeczy niemożliwe! Kawalkada wielobarwnych szumów, post elektronika, meta akustyka. Elementy kreatywnego field recordings? Ktoś coś upuścił? Na scenie, czy na widowni? Wszystko to wspiera genialnych improwizatorów. Ferria barw, ferria najprzeróżniejszych płaszczyzn sonoryzmu. 11 minuta – coś na kształt eskalacji, doskonale skonstruowanej, jeszcze lepiej wytłumionej. 14 minuta… cisza. Jakby start nowej, wyjątkowo urokliwej, śpiewnej opowieści sopranu. Krótki epizod solowy. Trąbka powraca i także ma na końcu języka szczyptę melodii i nostalgii. Dialog szekspirowskich kochanków w Weronie, o poranku. Klimat przesiąknięty wysokimi rejestrami, pełny przepięć akustycznych. 18 minuta, to brudna, piękna ekspozycja na dwie separatywne trąbki. Jakże brzmienie tego instrumentu może być złożone i różnorakie…

Luster. Głośniej, dynamiczniej! Ekspresja finału drugiej części nie poszła na marne! Kolejna odsłona sonorystycznej nieskończoności. Torben błyskotliwie szuka oniryzmu w tubie sopranu, poszukuje rytmu pomiędzy dyszami. Dron Wooleya (what a game!) w drodze w głąb ciszy, ku ukojeniu na sam finał koncertu. Muzycy eksplodują urodą swych dźwięków, wciąż są nieprzewidywalni, precyzyjni, kosmicznie niepowtarzalni. Na ostatniej prostej pocałunki z ciszą! Doskonała płyta!




Teun Verbruggen/ Jozef Dumoulin/ Nate Wooley/ Ingebrigt Håker Flaten ‎ KaPSalon (LP, Rat Records/ Werkplaats Walter/ Off, 2018)

Nagranie koncertowe z Jazz Middelheim, z roku 2014. Kwartet w składzie: Teun Verbruggen – perkusja i obiekty, Jozef Dumoulin – piano Fendera, Nate Wooley – trąbka, Ingebrigt Håker Flaten – kontrabas. Trzy fragmenty, 27 i pół minuty. (Od red. – płytę tytułujemy czterema nazwiskami, na okładce wszakże nie ma jakichkolwiek napisów, a na stronie wydawcy płyta jest firmowana jedynie nazwiskiem belgijskiego perkusisty). Brak znamion komponowanego materiału.

First. Dynamiczny, interaktywny free jazz na kwartet z trąbką i pełną sekcją rytmiczną. Kolektywnie, gęsto, nad wyraz intensywnie. Demokratyczny artystycznie status kwartetu nie pozwala wskazać muzyka, czy muzyków dominujących w narracji. Wszakże Wooley nie może nie zostać uznany za postać tu jednak dominującą. Tak w dostępie do przestrzeni fonicznej, jak w zakresie wkładu w efekt finalny (choćby jazzowe, wykwintne, niemal mainstreamowe solo, 5-6 minuta). Świetny pianista, choć bez preparacji. 11 minuta wyznacza gęstą eskalację. Na koniec nawet szczyptę swingującą. Posmak jazzu jest jednak zmyślnie łamany przez trąbkę i kontrabas.

Second. Ciąg dalszy free jazzowego flow, które silnie eksponuje trębacza. Kolejne solo, pozbawione jednak atrybutów sonorystycznych, na tle gęstej jak olej gry sekcji.

Third. Znacznie spokojniejsze frazowanie. Kontrabas na smyku, trąbka w dronie, błyskotliwie expose piana. Ze wszechmiar urokliwe. Wytrawny, precyzyjny jazz z podwieszonym sonorystycznie Wooleyem (zdecydowanie najlepszy moment tej bardzo krótkiej płyty). Oklaski!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz