czwartek, 17 maja 2018

Snekkestad! Fernández! Guy! A lot of Variations!


Nie dalej, jak w ubiegłym tygodniu klawiatura komputera Pana Redaktora istotnie zagotowała się z emocji muzycznych. Doskonała płyta norweskiego saksofonisty i trębacza Torbena Snekkestada i jego amerykańskiego interlokutora Nate’a Wooleya - Of Echoing Bronze - wzbudziła niekłamany zachwyt w gronie redakcyjnym.

Z tym większa zatem radością zapraszam do odsłuchu kolejnej płyty Norwega, poczynionej w równie doborowym towarzystwie, także wydanej w Polsce, także przez Fundację Słuchaj!




9 lipca roku ubiegłego, znane nam już z poprzedniej recenzji płyty Torbena miejsce, KoncertKirken – Blågårds Plads w Kopenhadze, a na scenie trójka muzyków (którzy grać będą muzykę skomponowaną przez siebie w drodze … jak najbardziej swobodnej improwizacji) - Torben Snekkestad na saksofonach i trąbce, Agustí Fernández na fortepianie i Barry Guy na kontrabasie. Sześć Luizjańskich Wariacji potrwa 50 minut i kilkanaście sekund. Płytę dostarcza Fundacja Słuchaj! Podmiotem wykonawczy są muzycy wymienieni w kolejności, jak kilka wersów wyżej.

Pierwsza. Od startu kolektywna wymiana poglądów, toczona w perfekcyjnej faunie akustycznej, pełna dosadnych interakcji już na pierwszym wirażu.  Sporo dynamiki w dłoniach i ustach muzyków, emocji, ciętych ripost i wnikliwych komentarzy odautorskich. Posmak zatopionej w gęstym oleju współczesnej kameralistyki. Sopran pięknie tańczy pomiędzy strunami dynamicznego piana, kontrabas wisi na smyku, w tradycyjnie dla Guya barokowym stroju. Demokracja panuje na scenie, ale jakby każdy interwał czasowy koncertu miał swojego lokalnego uzurpatora przestrzeni akustycznej.  4-5 minuta, to pierwsze zejście w ciszę niegroźnej kameralistyki, tym razem bez wspomagających metafor recenzenta. Zawsze w takiej sytuacji liczyć jednak można na dosadny kontrapunkt kontrabasu. Dzięki Guy! Piano wieńczy pierwszy odcinek bez grama preparacji…

Druga. Drapieżne mikrofrazy z każdej strony. Muzycy rozstawieni po kątach, prężą muskuły, z grymasami na twarzach. Trochę przepychanek. Agusti preparuje aż miło. Torben u progu sonorystycznej przygody. Barry z głębokim soundem, iście piekielna maszyna. Rodzaj chocholego tańca nad jeszcze ciepłymi zwłokami chamber music. Brawo! Agusti w ogniu, Torben z trąbką w niebie, a Barry w zawieszeniu…

Trzecia. Piano z klawisza, spokojny saksofon, czyli zasada kontrastu track by track działa bez zarzutu. Skupienie i determinacja z jednej strony, powolna łagodność ala ECM - z drugiej. Chamber bez nadmiaru ładunków energetycznych. Chyba jedynie Guy stara się mącić ten modelowy klincz estetyczny, zakleszczając palce pomiędzy strunami. Samo wybrzmiewanie bardzo stylowe, pełne nastroju tria Aurora, czy nawet duetu Agusti i Barry’ego. Nie dziwi, że Torben milczy …

Czwarta. Sonorystyczna kipiel w tubie, subtelności z wnętrza fortepianu, głaskanie strun suchą dłonią. Jest na czym zawiesić ucho! Interakcje multiplikują się. Dialogi, trójlogi, czworologi! Słowa wypowiadane w każdym przypadku, z wołaczem włącznie. Rodzaj nawarstwiającej się macierzowo narracji. Torben nieco wycofany, lekko nieśmiały. Panowie F. i G. w znoju szaleństwa improwizacji. Pan S. nie chce być dłużej tym mniej aktywnym. Rusza w bój! Ma w ustach tenor i jest gotowy na wszystko! Buduje ciekawą ekspozycję. Nastrój koncertu nabiera pikanterii. Dynamika klawisza, energia tuby, grzmoty kontrabasu! Kind of free jazz variation! Temperament muzyków zdaje się chwilowo dominować nad ich kreatywnością. Oczywiście muzycy tej klasy szybką łapią umiar…

Piąta. Preparacje z przytupem, z samego środka fortepianu. Szarpanie strun, dużo powietrza w tubie, mokre dysze. Gęsty pochód dźwięków. Wet za wet. Choć i duża porcja przestrzeni pomiędzy kolejnymi iteracjami improwizacji. Torben ponownie w tle, raz po raz próbuje zaznaczyć swoją obecność na osi czasu (tu, wysoki pasaż sopranu). Udaje mu się w dwójnasób. Smart chamber sax! Koledzy podłączają się i mamy ciekawe igrzyska, aż wióry lecą! Saksofon wręcz eksploduje! Nie trwa to jednak długo, albowiem Norweg zwinnie schodzi na poziom szemranej ciszy, zostawiając miejsce dla piana i kontrabasu, które nie marnują okazji. Takie post-chamber freely improve z drobinami sonorystyki w głębokich otchłaniach rury saksofonu. Muzycy brną w minimal, co dobrze robi całej – tu nad wyraz intrygującej - narracji. Na finał o tempo szybciej, rodzaj quasi rytmicznego galopu z inicjatywy kontrabasisty…

Szósta. Saksofon w mikrodronie, struny piana w błyskotliwym rezonansie. Kontrabas najpierw słucha, a potem pięknie wyje do księżyca na rozgrzanym smyczku. Wręcz trzęsie całą improwizacją! Przykład skupienia, wzajemnego słuchania i świetnych interakcji! Od smutku po radość. Od wytłumienia po burzę hormonów. Duża zmienność akcji, jedność przestrzeni i czasu. Mnogość wrażeń i emocji – zdecydowanie najlepszy fragment koncertu! Torben na tenorze daje świetną zmianę. Burza z piorunami! Jak pięknie! Do finału muzycy docierają zadowoleni, z uśmiechami na twarzach. Dobra robota, Panowie! Wielki finał! Mistrzowskie zakończenie!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz