Bądź silny, o człecze! pożądaj, raduj się wszelkimi rzeczami zmysłu i zachwytu i nie obawiaj się, iż jakiś Bóg za to cię odrzuci. *)
Odrobina okultyzmu i mistycyzmu z pewnością nam dziś nie
zaszkodzi, a być może okaże się także definitywnie skuteczną szczepionką na wieczną
zarazę, która drąży nasze ciała od ponad roku. Być może da też nadzieję naszym umysłom
na przetrwanie kolejnych edycji niekończącego się lockdownu.
El Pricto, wenezuelski erudyta, a nade wszystko kompozytor,
dyrygent i saksofonista zdaje się być osobą najbardziej kompetentną do tego, by
interesująco zainfekować nas choćby odrobiną okultyzmu. Na najnowszej płycie Discordian
Community Ensemble proponuje nam bowiem muzyczny odczyt trzech poematów z
dzieła Aleistera Crowleya Księga Kłamstw.
Teksty śpiewać będzie doskonała sopranista z Barcelony, Ilona Schneider, a za
oprawę muzyczną odpowiadać będzie kompozytor i dyrygent El Pricto oraz dziewięciu
innych instrumentalistów.
W ramach uzupełnienia tej intrygującej lektury, Pricto
proponuje nam jeszcze kompozycję Tzim-Tzum,
tym razem nie kotwiczy jednak tego pomysłu w dziejach literatury, ani tym
bardziej okultyzmu. Tu zagra dla nas znów dziewięcioosobowy skład, a utwór pozbawiony
będzie warstwy werbalnej.
Three Poems By Aleister Crowley
Barcelona Improfest,
Luty, 2017 - Ilona Schneider (sopran), Agustí Martínez (saksofon altowy), Naná
Rovira (klarnet basowy, kanał prawy), Eduard Altaba (kontrabas, kanał prawy),
Diego Caicedo (gitara elektryczna), Vasco Trilla (perkusja), Cárlos Ródenas
(kontrabas, kanał lewy), Luiz Rocha (klarnet basowy, kanał lewy), Xesc Llompart
(skrzypce), Pope (trąbka) oraz El Pricto (kompozycja, dyrygentura). Trzy części
z tytułami, łącznie niespełna 30 minut.
Ceremoniał otwarcia spoczywa w rękach Vasco Trilli. Muzyk
buduje powłokę perkusjonalnego ambientu, w którą powoli wgryzają się strunowe dźwięki,
zarówno akustyczne, jak i elektryczne. Po dość krótkiej introdukcji masywny drumming, salwy instrumentów dętych i post-operowy
show Ilony Schneider wprowadzają nas
do głównego nurtu kompozycji. Opowieść od razu stawia na gęstość, pewnego
rodzaju powabność, ale i niemal filharmoniczny rozmach. Elementy precyzyjnie zaaranżowane
przez Pricto komentowane są intensywnymi spiętrzeniami czynionymi na wdechu i rozimprowizowanymi
wydechami. Jak zawsze w przypadku dzieła Wenezuelczyka, zmiana goni tu zmianę,
a całość ma pewną charakterystyczną powtarzalność. Peaki emocji zdaje się kreować przede wszystkim dynamiczna perkusja,
którą perfekcyjnie kontrapunktuje kobiecy sopran, zdolny w ułamku sekundy zmienić
sytuację dramaturgiczną niemal o 180 stopni. Wszystko wszakże dzieje się tu z
woli i nakazu dyrygenta. Muzycy kreują opowieść na zasadach demokratycznych, a
indywidualne popisy należą do rzadkości (bodaj raz zgodę na samowolę dostaje
alcista). Nerwowe, prawdziwie wyzwolone chamber
z posmakiem free jazzu sfinalizowane zostaje drobną, acz niemal rockową kipielą
gitary.
Druga kompozycja wstaje z kolan w oparach ciszy – suchych,
dętych pomruków, ledwie dotykanych strun i lękliwych fraz wokalistki. Smugi
czerni rysują raz za razem dwa kontrabasy i towarzyszące im klarnety basowe.
Narracja stawia tu na improwizację, a jedynie w momentach śpiewu flow całej orkiestry zdaje się trzymać
frontu pięciolinii. Oto zmysłowe chamber
grane wysoko, destymulowane lekami spowalniającymi pracę serca. Gdy opowieść
przechodzi w fazę minimalistycznych grepsów, na dysku bez chwili ciszy wyświetla
się trak numer trzy. Na jego otwarcie
dostajemy krótką lekcję pytań i odpowiedzi, realizowaną dychotomicznie przez dęciaki i strunowce. Rodzi się meta rytm,
na który wyjątkowo spokojny głos nakłada Ilona. Narracja gęstnieje za sprawą
repetycji, jaką konstruuje gitara Diego. Emocje rosną, a działania orkiestry zaczynają
nabierać post free-jazzowego posmaku. Po kilku pętlach całość przygasa do
wymiaru efektownego free chamber. Głos
pięknie lepi się tu z podmuchami saksofonu altowego i doprowadza kompozycję do
dość nagłego zakończenia, skwitowanego oklaskami.
Tzim-Tzum
Barcelona TepeKaLeSound,
Listopad, 2019 - Fernando Brox (flet), Agustí Martínez (klarnet), Pope
(trąbka), Aram Montagut (puzon), Amaiur González (tuba), Diego Caicedo (gitara
elektryczna), Jaime Del Blanco (skrzypce), João Braz (wiolonczela), Alex
Reviriego (kontrabas) oraz El Pricto (kompozycja, dyrygentura). Jeden trak, 23 minuty z sekundami.
Tym razem w roli introduktora występuje kontrabas pod
palcami Reviriego. Niski dron, który żłobi bruzdę, do której co chwilę spadają
dęte salwy. Obok gitara Caicedo, który buduje spokojny, ale bardzo mroczny flow. Smyczki szeleszczą, a z całości wypowiedzi
muzyków zieją grozą! Efektowna, pulsująca sinusoida rosnących emocji, wrzący
tygiel ponadgatunkowych zdarzeń fonicznych, typowych dla wyzwolonej muzyki z równie
wyzwolonej Barcelony. Z każdą sekundą ekspozycja gitara nadyma się czernią.
Reszta instrumentów kompulsywnie ripostuje, po czym gaśnie do poziomu
kontrabasowych pojękiwań. Narracja toczy się niczym choroba dwubiegunowa –
emocje, napięcie i eksplozje mocy, cisza, czerń i oddech nieznanego. Pricto
trzyma jednak wszystko w garści - nie brakuje mu pomysłów płynących z
pięciolinii, jak i wynikających z akcji dyrygenckich prowadzonych ad hoc (tego ostatniego możemy się
jedynie domyślać). Niespodzianka goni tu niespodziankę, a nad wszystkim zdaje
się czuwać mroczny oddech czarnej gitary.
Strunowe perełki i plastry gorzkiego miodu spod dysz, nerwowe oddechy i
dramaturgiczne zaklęcia. Gęsta uroda chwili.
W połowie seta Pricto ustawia narrację znów w blokach
startowych – niski smyczek na gryfie kontrabasu kreuje efektowną ciszę przed
burzą. Piękna pętla dramaturgiczna, którą zdobią salwy dętych i smutek strunowych.
Gitara wpada w furię, ale jakby w rekontrze skrzypce i wiolonczela płyną dość spokojnie
wyschniętym korytem rzeki. Nagle na zaskakujące interludium decyduje się
klarnet, wsparty na delikatnych strunach, kierując opowieść w objęcia wystudzonej
kameralistyki. Po kilku głębszych oddechach narracja powraca jednak do bardziej
emocjonalnych fraz – z jednej strony piękne, dęte podmuchy, z drugiej basowe konwulsje.
Wszystko komentowane jest na bieżąco przez naładowaną mrokiem gitarę. Piękna,
zbiorowa histeria! Na zakończenie seta orkiestra wpada w post-zornowską
galopadę trudnych przypadków, po czym ratuje się salwą mocy, w pełni kontrolowaną
oczyma dyrygenta. Sam finał uczyniony zostaje na raz, niczym bicz
sprawiedliwości, piękne resume
doskonałego nagrania!
El Pricto/Discordian
Community Ensemble Three Poems By
Aleister Crowley/Tzim-Tzum (Discordian Records, DL 2021)
*) Święte Księgi
Thelemy, Aleister Crowley
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz